Są takie rzeczy, które przerażają i na które nie mamy wpływu. Nic nie jesteśmy w stanie zrobić i ta bezsilność dobija… Jedną z takich rzeczy jest choroba, na którą nie ma lekarstwa. Ta straszna choroba to Alzheimer. Wbrew pozorom to nie jest choroba wieku starczego, coraz częściej zapadają na nią ludzie w sile wieku. Nie ma na nią lekarstwa, choremu nie ma jak pomóc i zatrzymać jej rozwóju.
Alzheimer jest jak cichy zabójca – osacza i odcina chorego od świata. Ciągle mało wiadomo o tej chorobie, chorzy nie mają wsparcia i muszą sobie sami radzić z jej ekspansją. Bardzo mnie ucieszyła informacja zamieszczona na początku książki, że część z ceny książki przeznaczona jest dla chorych.
I bardzo wiele znaczy dla chorych i ich rodzin wywiad z autorką umieszczony na końcu książki – wiem, co mówię, bo należę do takiej rodziny. Moja babcia kilka lat temu zmarła na Alzheimera i książka „Motyl” stanowiła dla mnie wspomnienie mojej babci, wsparcie, ale i przygnębiła mnie….
Nikt mi nie zagwarantuje, że nie jestem nosicielem tego zmutowanego morderczego genu, a choroba jest dziedziczna. Przeraża mnie fakt, że chory żyje w próżni – jest powoli odcinany od bodźców zewnętrznych, aż w pewnym momencie nie jest już w stanie czytać czy oglądać filmów, bo nie jest w stanie ich zapamiętywać…. A ja nie wyobrażam sobie życia bez moich ukochanych książek….
Główna bohaterka „Motyla”, Alice Howland, pięćdziesięcioletnia psycholog, kobieta pełna życia i pasji, zauważa, że coś się dzieje z jej pamięcią. Zapomina słów, gubi orientację w terenie…. Niby nic, a jednak. Idzie na badania – diagnoza jest straszna „Alzheimer”. Choroba rozwija się bardzo szybko i zmienia diametralnie całe życie Alice – przestaje sprawdzać się jako wykładowca, coraz częściej zapomina się, ciągle czegoś szuka, nie poznaje córek….
Popłakałam się, gdy doszłam do momentu, kiedy Alice otworzyła plik „Motyl”. Tytułowy motyl to plik, który napisała sama do siebie Alice, jeszcze w pełni władz umysłowych, gdzie pisze o chorobie, o sobie. Niesamowite, że gdy po roku otworzyła go … już nie pamiętała, że to napisała… już nie znała tej kobiety… a minął tylko rok….
Tempo choroby jest szokujące – człowiek cofa się w rozwoju i zapomina jak wykonywać podstawowe czynności. Pewnego dnia mąż znajduje sfrustrowaną żonę, która nie potrafi poradzić sobie z założeniem sportowego stanika, który okazuje się być…majtkami. Śmieszne i straszne zarazem!
Pamiętam moją babcię u schyłku choroby, gdzie nie mogła już sama spożyć posiłku, nie panowała nad wypróżnianiem, siedziała i bawiła się misiem. Serce się krajało.
Książka Lisy Genovy poruszyła mnie do głębi i ruszyła lawinę wspomnień. Jest tak pięknie napisana, prosto i zwyczajnie, bez medycznego bełkotu. Niezwykła opowieść o życiu, prawdziwa i wzruszająca.
„Motyl” porusza, wstrząsa i przeraża. To nie jest łatwa i przyjemna lektura, po której można przejść do porządku dziennego.
Ciężko było mi się z nią zmierzyć, ale cieszę się, że ją przeczytałam! Mam nadzieję, że mnie ten wyrok nie spotka…. Bo Alzheimer to wyrok….śmierci….