Czy zdarza się Wam sięgać po debiuty literackie? Znajduje się we mnie pewnego rodzaju romantyczna tęsknota, że oto kiedyś odkryję prawdziwą perłę. Wszak każdy z cenionych dziś pisarzy musiał zacząć od debiutu. Dlatego też co jakiś czas sięgam po książki zupełnie nieznane, wydawane przez niszowe wydawnictwa. Tak natrafiłem też na „Diagnozę zła” Mariusza Wypycha. Choć w swojej debiutanckiej powieści dotyka ważnego tematu, to jednak nie łudzę się, że trafiłem na nowego wieszcza narodu. Jeśli miałbym określić tę książkę lapidarnie, to napisałbym prosto: diagnoza – zła.
O autorze nie udało mi się dowiedzieć więcej, niż to co głosi tył okładki. Mariusz Wypych z wykształcenia jest historykiem, a pisarstwo ceni głównie za możliwość bezkarnego zmyślania historii. Choć już na samym wstępie (w miejscu gdzie zazwyczaj pojawia się dedykacja) zaznacza, że wszystkie postaci i wydarzenia opisane w książce są fikcyjne, a wszelkie podobieństwa przypadkowe – nie do końca w to wierzę. Dlaczego? Nie wydaje mi się (choć mogę się mylić), że ktokolwiek zdecydowałby się debiutować powieścią o manipulacji, gdyby nie doświadczył tego na własnej skórze. „Diagnoza zła” to dość chaotycznie opisany przypadek – jak sam określa ją autor – złej kobiety. Alicja kłamie, manipuluje, szantażuje emocjonalnie. Nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć korzyść dla siebie. Wiele wskazuje na to, że Mariusz Wypych spotkał kogoś takiego na swojej drodze, a jego książka jest przestrogą, ponieważ „ofiarą socjopaty może stać się każdy z nas”.
Okazuje się, że takich ludzi jest więcej niż mogłoby się wydawać. Pewnie wielu z Was również natrafiło w swoim życiu na kogoś toksycznego i w tej mierze niebezpiecznego. Trzeba nie tylko zdawać sobie sprawę z takiego zagrożenia, ale również wiedzieć jak sobie z nim radzić. Dlatego w książce Mariusza Wypycha spodziewałem się znaleźć jakieś cenne wskazówki. Co prawda próbował on wpleść w fabułę pewne informacje na temat socjopatów oraz stosowanych przez nich metod manipulacji, ale było to dość nieudolne i (niestety) niewiele wnoszące.
Sama książka składa się z 36 krótkich rozdziałów. Przeczytałem ją w jedno popołudnie i określiłbym ją mianem dłuższego opowiadania. Odnoszę wrażenie, że autor chciał holistycznie opisać zjawisko, rozpoczynając swoją opowieść od opisania dzieciństwa głównej bohaterki. To próba „diagnozy zła” – zrozumienia, dlaczego Alicja jest taka jaka jest. Skąd się bierze zło w człowieku? Czy to wpływ wychowania albo otoczenia? Niespełnionych ambicji czy też zranień? Choć dość czytelne jest to co sugeruje Mariusz Wypych, nie do końca przekonuje mnie takie uproszczenie zagadnienia. Według książki Alicja jest zła, bo wyrastała w patologicznej rodzinie we Włocławku.
Dalej opowieść jest mocno poszarpana. Nagle przeskakujemy całe miesiące (a nawet lata), a fragmentami nie do końca wiemy o jakim okresie pisze autor. Nie jest to wielka zbrodnia i pisarz ma prawo prowadzić narrację nieliniowo, jednak kreowany obraz bohaterów jest w moim odczuciu mocno oderwany od rzeczywistości. Nie jestem w stanie wyobrazić sobie pewnych wydarzeń opisanych w książce, i to nie dlatego, że mam problemy z wyobraźnią. Po prostu niektóre opisy są abstrakcyjne (nawet w przypadku socjopatów, którzy przecież manipulując innymi, potrafią uchodzić za przykładnych obywateli), a duża część dialogów całkowicie sztuczna. Lektura tej książki dobitnie mi uświadomiła, że nie każdy może zostać pisarzem. Nieskromnie stwierdzę, że nawet ja lepiej wykorzystałbym niewątpliwy potencjał tej historii. Na poparcie moich słów prezentuję wybrane fragmenty książki. Niczym refren, pojawiają się co jakiś czas przemyślenia głównej bohaterki, Alicji (tytułowej złej kobiety):
„Samochód Tomka był stary i Ala po pogrzebie pojechała do domu autobusem. Gdy była w mieszkaniu, pomyślała o tym, jak można jeździć takim starym gruchotem i że z Tomka jest niezły palant, skoro stać go tylko na coś takiego. (…)
Gdy Beatka zasnęła, Alicja spędzała czas ze smartfonem w dłoni. Sprawdzała na Facebooku, czy ma jakieś wiadomości. Przypadkowo włączyła aparat z widokiem własnej twarzy. Popatrzyła na siebie i powiedziała: - Ale jestem wspaniała! Wszyscy mężczyźni na mnie patrzą! A mnie brakuje pieniędzy. Co on sobie, k***, wyobraża?! Kasa! Kasa! Kasa! P***** miłość! Dziewczyny z korporacji jeżdżą nowymi modelami samochodów, a ja starym! J****! Nie ma go w domu! A może warto sprawdzić, czy mogę uwieść każdego faceta? Zarabiać! Zarabiać! – krzyknęła na koniec Ala.”
„Zbliżyła się do lustra zaczęła podziwiać samą siebie – „Chyba nie ma piękniejszej kobiety w tym kraju. Zbliżam się do czterdziestki, a wciąż wyglądam czadersko”. Pomalowała szminką usta i pocałowała lustro. Domalowała serduszko. „Dzisiaj pójdę poszaleć na dyskotekę, może znajdę jakiegoś kulturystę i się pobawimy”.
„W mieszkaniu piła piwo. Spojrzała w lustro znajdujące się w przedpokoju i zaczęła stroić miny, całować powietrze. Na półce znajdowała się lalka Beaty, zaczęła się nią bawić. Przesuwać, podrzucać, a ostatecznie odrzuciła ją z powrotem. Alicja pomyślała, że mężczyźni są jak przedmioty. Po zabawie można wyrzucić”.
„Myślała też o Kwadratowym Zenonie, że jaki jest silny. Takiego chłopa mi trzeba. Jeszcze słucha hip-hopu, a nawet ma studia. Praca blacharzy będzie zawsze istnieć, nawet jak ktoś ma plastikową karoserię, to będzie kapucha. Jeszcze potrafi dorobić na weselach, a takie imprezy zawsze będą organizować. Rzutki jest ten Zenon, muszę się zakręcić wokół niego. Z moimi rodzicami znajdzie wspólne tematy”.
Gdy wracam teraz (podczas pisania recenzji) do zaznaczonych fragmentów, muszę przyznać, że jestem zażenowany stylem autora. Przesadzona wulgarność połączona z dość specyficznym wyobrażeniem autora na temat slangu dresiarzy, daje momentami komiczny efekt. Część dialogów brzmi jakby były zaczerpnięte z opowiadania (niekoniecznie piątkowego) gimnazjalisty:
„- Ala, a ty dalej jeździsz tym rzęchem? Patrz, jakie my mamy zajebiste fury! – powiedziała Gosia.
- A tam, pokażę wam lepiej zdjęcia z wyjazdu – odpowiedziała Alicja.
- Skąd miałaś kasę? Przecież tam jest drogo – zapytała Ania.”
„ – Chłopaki, słyszałem ostatnio w radiu, że jest coś takiego jak sztuczna inteligencja.
- Jeju, Jurek, ale ty jesteś mądry – powiedział Zenek.
- Ta inteligencja jest taką maszyną liczącą i sama myśli.
- O kurde, ciekawe, umie też pić? – zapytał Zenek.
- A co mnie to obchodzi? Jeszcze by wypiła moje piwo. Ja się boję, bo jakby ta inteligencja była jak Ala, to byłby koniec świata jak w Terminatorze – stwierdził przestraszony Jurek.
- Nie strasz! – krzyknęli zszokowani Leszek i Zenek.
- Dobra, lepiej idę po browara! – skwitował szybko Jurek.”
„- Musisz odkręcić śruby w kole samochodu tego Tomasza.
- Nie! To go może zabić!
-Co ty. Odkręcisz tylko dwie, a dwie poluzujesz. Trzeba kutafona nastraszyć.
- A jak się coś stanie?
- Nic się nie stanie. Co ty, pękasz?
- Tak. Ten Tomek ma dzieci.
- Co mnie to obchodzi? Ja jestem najważniejsza!
- Okej.”
Szczęście w nieszczęściu jest takie, że książka jest na tyle krótka, iż nie zdążyłem się zorientować jak bardzo jest zła zanim ją skończyłem. Choć poruszony w niej problem jest poważny i jak najbardziej realny, to jednak lektury „Diagnozy zła” nie polecam. Fabuła jest dziurawa i zupełnie odrealniona. Bohaterowie rozmawiają ze sobą w sposób odklejony od rzeczywistości. Ciężko mi znaleźć jakąkolwiek dobrą stronę tej książki. Moja romantyczna tęsknota tym razem się nie spełniła – nie odkryłem perły. Utwierdziłem się jedynie w przekonaniu, że napisanie dobrej książki wymaga talentu i warsztatu, a kombinacja tych cech jest udziałem nielicznych.