Moja myśl zanim sięgnęłam po lekturę nie świadczy dobrze o moim „nieocenianiu książki po okładce” (choć tej nie mam absolutnie nic do zarzucenia). Mam na myśli opis „Dziedzictwa mroku”, taki jakich pełno. Chłopak, dziewczyna, jakaś tajemnica no i paranormalne wydarzenia. Naprawdę ciężko wymyślić oryginalne zachęcenie czytelnika w czasach, gdy mamy mrowie podobnych utworów… Czy się myliłam? Może tak, może nie. Do końca jeszcze nie jestem przekonana, co urzekło mnie w tej książce.
Wszystkie te strony tworzą - przyznaję to z goryczą po pomyłce – ciekawą historię, która wyróżnia się z gąszczu takich samych opowiadań, w których zmienione są imiona i miejsce zamieszkania bohaterów. Pani Despain miała ciekawy pomysł na fabułę, zupełnie oryginalny i niepodobny do autorów, którzy „idą na łatwiznę”. Mamy Grace, córkę pastora. Naprawdę wstrząsnęły mną słowa „córka pastora”. Córka pastora i wampiry, wilkołaki i co tam jeszcze ma być? Nie potrafiłam sobie tego wyobrazić, jedynie mnie to zaintrygowało. Skutecznie, jak widać. Daniel Kalbi – kolejny nieodgadniony charakter. Z jednej strony w porządku, a z drugiej… Czemu rodzina Grace, a szczególnie Jude, żywili do niego taką urazę? Nie mogłam tego zrozumieć. Jest jeszcze Pete, który wyjątkowo mnie irytuje, na szczęście Grace nie zawraca sobie nim głowy, przez co nie musiałam o nim czytać więcej, niż byłam w stanie znieść.
W miarę jak akcja się rozwijała, znajomość (odnowiona) Grace i Daniela nabierała tempa. Jednak Daniel wciąż nie ujawniał swoich sekretów… Przewidywałam to, czym jest, ale nie przewidywałam innych rzeczy… I znów skłaniam się ku autorce. Miała świetną koncepcję dotyczącą właściwości tych istot, którą jest Daniel. Brawa, pani Despain!
Na przebieg akcji i jej „żywotność” nie możemy narzekać. Ciągle coś się dzieje, nie mamy czasu na oddech. A to Grace ma kłopoty, a to Jude się zdenerwował. A, jeszcze Daniel wpadł w jakiś kanał. Gwarantuję, że co jak co, ale na nudę nie będziecie mieć powodu narzekać. Zakończenie nie jest w stu procentach happy endem, co działa na plus – zero przesłodzonych romansików.
Co nie spodobało się mi w tej książce, oprócz tego, że się skończyła? Może jedynie kilkoro bohaterów oraz to, że autorka nie przyłożyła się do opisu zewnętrznego bohaterów. Naprawdę mam jej to za złe – do tej pory w mojej głowie nie powstał ich dokładny obraz. Oprócz tych uszczerbków, nie mam czego się uczepić. Książka napisana profesjonalnie, z rozmysłem i posiadająca nutkę suspensu. Polecam książkę tym, którymi targa nuda oraz tym, którzy lubią fantastykę połączoną z nastoletnią miłością dwojga bohaterów. Wspaniały debiut w gatunku paranormal romance autorki. Nie mogę doczekać się kolejnej części! Po "Dziedzictwie mroku" odziedziczyłam oczekiwanie na kontynuację.