„Do pracy leciała jak na skrzydłach, zostawała po godzinach i sama nie zauważyła kiedy jej życie przesiąkło aromatem skoszonej łąki i świeżo przekrojonej cytryny z gorzką nutą, której ciągle nie potrafiła rozpoznać.”*
Kiedyś usłyszałam zdanie, że „zły dotyk boli całe życie”, było powiedziane w żartach i zaraz zapomniane bo było wesoło. Teraz słowa te wróciły do mnie ze zdwojoną siłą - przecież to jest prawda - jeśli zostajemy skrzywdzeni uraz pozostaje w nas na zawsze nawet jeśli się pogodzimy z tym on jest. A wtedy życie nie jest piękne i kolorowe bo widzimy czarne kolory, boimy się też zmian...
Trzydziestoletnia Hania Jankowska ma ustabilizowane życie, w którym brakuje miejsca da osób trzecich - dziecko czy facet nie wchodzą w rachubę. Jest dobrze jak jest. Tak więc kiedy do jej życia wkracza pięcioletnia Ania i miś Florian wszystko przewraca się do góry nogami i nic już nie jest tak jak powinno. Mimo przerażenia i nie pewności kobieta opiekuje się dzieckiem przyjaciółki, która już nie żyje - złożyła obietnicę i jej dotrzyma. Cóż, łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Hania nie zna się na dzieciach, nie wie jak z nimi postępować - nie dostała karty obsługi i nie wiedziała jak trafić do dziewczynki oraz Floriana, który był bardzo kapryśny... Jakby było mało na horyzoncie pojawia się Łukasz, który odrazy zauważa piękną Jankowską i próbuje się do niej zbliżyć. Tylko jak tego dokonać skoro boi się najmniejszego dotyku? Czemu tak jest? I co najważniejsze co z Anią, zagubioną dziewczynką z wielką raną w sercu oraz tęsknotą...?
Od momentu ukazania się zapowiedzi „Poduszki w różowe słonie” zaintrygował mnie tytuł, nie opis czy okładka tylko tytuł. I to chyba pierwszy raz tak miałam. Książka to porusza tematy takie jak utrata matki i to jak małe dziecko sobie z tym radzi, okres żałoby, lęki spowodowane nieznanym i zdarzeniami z przeszłości. Chmielewska opisała to wszystko z wyczuciem, wczuła się w bohaterów i dzięki temu czytelnik dostaje niezwykły obraz psychiki cierpiącego dziecka i dorosłej kobiety. Polska autorka zaskakuje bo niby coś tam podejrzewałam, coś tam wyczytałam między wierszami, ale gdy dowiedziałam się czemu Hani jest taka „lodowa” stwierdziłam, że nie tego się spodziewałam. Jednak po tym zaczęłam kobietę rozumieć kibicować gdy mimo oporów starała zbliżyć się do Ani, pomóc jej i zrozumieć. Trudno jest przełamać lęk zwłaszcza gdy jest się z tym samemu. Podziwiam trzydziestolatkę za upór, który pomógł jej osiągnąć cel. Moje serce zdobyła też Ania, serce mi się krajało gdy czytałam jak cierpi, dla tak małego szkraba utrata najważniejszej osoby jest traumatyczna i na zawsze pozostawia ślad... Z postaci oczywiście jeszcze tajemniczy Łukasz przypadł mi do gustu, wiecie on jest z tego typu mężczyzn co naprawdę słuchają i starają się zrozumieć, nie naciskają ale i się nie poddają.
Z reguły nie lubię otwartych zakończeń, ale tym razem mi to nie przeszkadzało. Chmielewska dała możliwość stworzenia własnego zakończenia, tak jak byśmy dostali czystą stronę i mogli zapisać. Jakie by było moje zakończenie? Nie wiem, starałabym się aby było szczęśliwe. Zasługują na to obie dziewczyny.
Od samego początku spodobał mi się styl pisania polskiej autorki, taki no piękny, a zarazem prosto linijny. Bez problemu zanurzamy się w świat przez nią stworzony i czytamy, czytamy... Autorka bez problemu radzi sobie z sprawami trudnymi jak i wesołymi, obojętnie o czym pisze jest to przemyślane i pełne uczuć. Pozycja ta zmusza do refleksji, ale i daje nadzieję na lepsze życie. Polecam!
Ach zapomniałabym. Poduszka w różowe słonie odgania złe sny ;) Przydał by się nam taki „odganiacz” koszmarów, nie?
*str. 202