„Melodia wolności” to wyjątkowa historia, gdzie z każdej jej strony płynie dźwięk – cichy, poruszający, rozciągnięty między frazą smutku a nutą nadziei. To nie jest opowieść, którą przyswaja się tylko oczami – to symfonia emocji, której słucha się przede wszystkim sercem. Jej akcja rozbrzmiewa jak sonata fortepianowa – raz łagodna, raz burzliwa, ale zawsze pełna tęsknoty i pasji.
Magdalena Buraczewska-Świątek napisała powieść z duszą. Duszą kobiety rozdartej między dwiema ojczyznami – tą z krwi, i tą z wyboru serca. Aleksandra Orłowa to więcej niż bohaterka. To muzyka zaklęta w postać. Córka rosyjskiego pułkownika, wychowana w pałacowych wnętrzach Petersburga, przybywa na polskie Podlasie z planem wakacyjnego odpoczynku i poznania okolic zmarłej matki. Nie wie jeszcze, że nie odpocznie ani od przeszłości, ani od własnego serca, bo Różany Jar to nie tylko majątek po matce. To klucz do przeszłości, do dziedzictwa i... do wolności.
Autorka prowadzi nas przez tę opowieść niczym dyrygent orkiestry emocji – z pełnym wyczuciem tempa, rytmu i barwy. Muzyka nie jest tu jedynie tłem – ona jest językiem opowieści. W dźwiękach pianina Aleksandry wybrzmiewają jej wewnętrzne zmagania, nienazwane lęki i marzenia, których nie można wypowiedzieć słowami. Czytając opisy gry na fortepianie, niemal słyszymy, jak klawisze drżą pod ciężarem duszy, jak muzyka pnie się do nieba, próbując uwolnić wszystko, co bohaterka nosi w sobie.
W tle tej historii gra też inna melodia – melodia Polski rozdartej, zniewolonej, ale niestrudzenie walczącej o siebie. Rok 1905, rewolucyjne zrywy, spiskowa działalność, budząca się świadomość narodowa – to wszystko splata się z delikatnym, rozwijającym się uczuciem między Aleksandrą a Stefanem Korzeniowskim – nauczycielem, idealistą, pianistą. Ich relacja przypomina preludium – nieśmiałe, pełne niedopowiedzeń, z czasem nabierające mocy jak crescendo, które prowadzi do wielkiego, dramatycznego zwrotu.
Ta książka nie boi się kontrastów – jak w dobrej kompozycji, mamy tu światło i cień. Rosyjski Petersburg i polski Ostrówek, Różany Jar. Milczenie i krzyk. Obowiązek i wolność. Czasem sielanka wiejskiego życia koi niczym kołysanka, by zaraz potem przerodzić się w burzę emocji, jak uderzenie w niski rejestr klawiatury.
Ale to, co najbardziej porusza w „Melodii wolności”, to jej autentyczność. Magdalena Buraczewska-Świątek oddaje realia epoki z pietyzmem godnym kompozytora, który zna wartość każdej nuty. Jej opisy przyrody, postaci, nastrojów – są jak partytura pełna subtelnych niuansów. Wszystko ma tu swój rytm, swoją dynamikę, swój czas. Przez co my czujemy się nie jak czytelnik czy obserwator… czujemy się jak uczestnik poruszającego koncertu, którego finał pozostawia nas z bijącym sercem i łzą wzruszenia w oku.
To książka o różnych odcieniach miłości – tej do kraju, do drugiego człowieka, do samego siebie. O miłości zakazanej, o poświęceniu, o potrzebie odnalezienia własnego głosu, nawet jeśli miałby być on inny od tego, który w nas wpojono. O melodii wolności, którą każdy z nas nosi gdzieś głęboko, cicho pod skórą.
A kiedy zamkniecie ostatnią stronę, gwarantuję Wam zostanie z Wami echo. Echo pianina z Różanego Jaru. Echo westchnienia Aleksandry. Echo pytania: czy warto podążyć za głosem serca, jeśli wiedzie on pod prąd?
Z całego serca gratuluję Autorce @na.bookszpanie, w dniu premiery, wyjątkowej powieści i dziękuję za podróż do Różanego Jaru, w którą mnie z nią zabrała 💖.
Dziękuję za zaufanie i możliwość patronowania tej wspaniałej książce wydawnictwu @wydawnictworeplika (współpraca reklamowa) 🩷.