Lubię debiuty i często je czytam, ale tym razem coś poszło zdecydowanie nie tak…
Ola to piękna i niezależna właścicielka agencji reklamowej. Poprzedni jej związek doprowadził ją do tego, że całkowicie odcięła się od mężczyzn i jakichkolwiek miłostek. Jednakże nieuchronnie zbliżający się ślub jej byłego chłopaka, zmuszą ją do znalezienia sobie osoby towarzyszącej. Tak – dobrze czytacie, Ola chce iść na ten ślub… Randki internetowe okazują się totalną klapą i gdy pewnego wieczoru, Aleksandra postanawia, że przez miesiąc nie pójdzie już na żadną randkę, pojawia się on… tajemniczy barman, który tak jak i ona, nie ma szczęścia w miłości… pomimo tego, że dziewczyna mówi mu, że ma postanowienie, on bez problemu postanawia poczekać… a w międzyczasie chce jej pokazać, jaki to jest wspaniały…
Książka „Przekonaj mnie” mocno mnie wynudziła…niestety. Z ciężkim sercem to pisze, ale moim zdaniem napis z tyłu książki, mówiący że to literatura erotyczna, został dodany przez osobę, która książki nie czytała. „Książka obyczajowa z nutką erotyki” – na to mogę przystać. I gdybym o tym wiedziała, nie zdecydowałabym się na zrecenzowanie jej. Osoby, które obserwują mnie dłużej, nieraz słyszały, że nie lubię obyczajówek, wręcz je omijam (chyba, że są to książki od sprawdzonych autorów). W tym przypadku trafiłam na pozycję, która nie dość, że mnie wynudziła, to też trochę irytowała. Już pisze dlaczego…. Cała historia jest pisana z perspektywy obu bohaterów. I jak rozdziały Aleksandry były ok, tak Marcela nie wnosiły kompletnie nic do całości historii, a to za sprawą tego, że następowało ponowne opisane danego wydarzenia (nawet niektóre dialogi były powtórzone) – przez co akcja w żaden sposób nie płynęła do przodu. Według mnie, te rozdziały były totalnie zbędne – niepotrzebne przedłużanie historii, która i tak liczyła prawie 400 str.
Jeśli chodzi o kreacje bohaterów. Postać Aleksandry stworzona została w fajny sposób, możemy poznać ją zdecydowanie bardziej, niż naszego drugiego bohatera. Z kolei Marcel, o Panie, no nie…nie dość, że cała jego przeszłość i cały on, zrobiony był w dość pobieżny sposób, tak jego zachowanie i dialogi doprowadzały mnie do wywracania oczami. Rozmowy między bohaterami, które miały nadawać pikanterii, czy tworzyć napięcie, u mnie wytworzyły jedynie irytację. Po paru stronach zaczęłam się zastanawiać jak bardzo ten facet był sfrustrowany seksualnie, że co chwile musiał wtrącić zdanie właśnie z podtekstem seksualnym… rozumiem od czasu do czasu, ale jakby mnie tak nowo poznany facet co chwile mówił, to mocno bym się zastanowiła, czy z nim wszystko w porządku i czy nie lepiej zacząć uciekać… I to słodkie „Aniołeczku” z jego ust … no nie… facet ma być facet, a nie słodka ciapa (i dlatego nie czytam obyczajówek – słodziutkie historię są zdecydowanie nie dla mnie).
A co mi się podobało w tej książce? Relacja między przyjaciółkami. Pomimo, że uwielbiały używać nadmiaru wulgaryzmów, tak było to dość zabawne i takie prawdziwe. Za to wątek miłosny… no nie ;) książki nie odradzam, ale też nie polecam. Najlepiej wyróbcie sobie swoje zdanie, a nuż Wam się ta słodycz spodoba, a Marcel okaże się ideałem Waszych marzeń… ewentualnie koszmarów jak to było u mnie.