Michael Grant urodził się w 1943 roku, wychował się w wojskowej rodzinie i chodził do 10 różnych szkół. Swoje więc przeżył i możemy się domyślać, że nie miał lekko. Mężczyzna twierdzi, że został pisarzem, bo to zawód, który pozwala mu się przemieszczać. Grant może się pochwalić naprawdę dużym dorobkiem literacki - ma na koncie ok. 150 książek o najróżniejszej tematyce. Najbardziej popularna, przynajmniej w Polsce, jest seria "GONE". Wiecie dlaczego? Ja przeczytałam pierwszy tom. I już wiem. Nie miałam w planach tej książki. Ba, nawet do głowy mi nie przyszło, żeby ją ruszyć. Dorośli znikają - wydawało mi się to głupiutką powieścią dla nastolatków, do tego zdecydowanie zbyt pokaźną. Rzadko kiedy znajdzie się książka, która po 400 stronach mnie nie znudzi. Wzięłam ją tylko dlatego, że w mojej ukochanej bibliotece to była jedyna seria, z której dostępny był pierwszy tom (a nie jedynie szósty, jak zazwyczaj). Do tego te Wasze pozytywne recenzje. Pomyślałam: "Przeczytam i dopiero będę krytykować". No i przeczytałam. Puf! Zniknął nauczyciel historii. Puf! Zniknęli rodzice. Puf! Zniknęli wszyscy dorośli. Zniknęli wszyscy, którzy ukończyli 15 rok życia. Nastolatki są zdane same na siebie. Sam Temple, ośmielę się stwierdzić, główny bohater nie wie co się dzieje. Dokładnie tak samo jak cała reszta dzieciaków. Kto zajmie się najmłodszymi? Kto nakarmi zwierzęta? Kto załatwi jedzenie? Wszystko wskazuje na to, że odpowiedzialność spoczywa na Samie. Jak by tego było mało, nie zanosi się, żeby miał wiele osób, które są mu chętne do pomocy. Wszyscy czekają. Jednak nic się nie dzieje. To nowa rzeczywistość to ETAP. Jednak czy przejściowy? Większość czytelników zachwyca się wybitnym (jak sami określają) pomysłem Granta. Ja... nieszczególnie. Znikają wszyscy dorośli - komu z Nas, w okresie młodzieńczego buntu, nie przeszło to do głowy? No właśnie... Osobiście uważam, że to nie sam pomysł zasługuje na największe pochwały. To wykonanie jest dla mnie głównym atutem książki. Dlaczego? Już wyjaśniam. Idea nie przypadła mi do gustu, ale książka niesamowicie wciągnęła. Liczy sobie ponad 500 stron, a ja czytałam, czytałam, czytałam i tylko znajdowałam sobie wymówki, żeby poświęcić jeszcze kilka minut lekturze (a z czasem u mnie naprawdę krucho). Autor pisze językiem niezwykle przystępnym. Tak niezwykle, że pewnie gdyby pisał o okresie godowym płetwali błękitnych, również czytałabym to z wypiekami na twarzy. To jednak, nie wszystko co muszę docenić. Rozwój akcji również zasługuje na pochwałę. Spodziewałam się, że powieść będzie taka... "przesłodzona". Niby taka trudna sytuacja, aaale tak właściwie to nic złego się nie stanie, a tu, proszę, taka niespodzianka. W zupełnie nierzeczywistym świecie możemy zaobserwować całkiem rzeczywiste zachowania. Widzimy gniew, nienawiść, pychę, zachłanność. Zdarza się nawet śmierć i inne, dosyć brutalne sceny, które zrobiły na mnie podwójne wrażenie, ponieważ ab-so-lut-nie się ich nie spodziewałam. Kreacja postaci? Tak "pół na pół". Anielsko dobry Sam, mnie nie przekonał. Nie lubię takich "zbyt rycerskich" bohaterów, nigdy nie przekonam się do postaci bez wad. Wystarczyłaby jedna, dwie złe decyzje. Sam - liczę, że w następnych częściach, w końcu podwinie Ci się noga i jednak się polubimy. Jak Quinn - ma wady, podjął kilka złych decyzji, ale w dalszym ciągu uważam go za postać pozytywną. Tyle, że dużo bardziej przypomina człowieka z krwi i kości. Caine, Diana - super (eh, ta moja miłość do czarnych charakterów). Astrid - trochę lepiej niż Sam, ale szału nie ma. Moją ulubienicą jest tutaj zdecydowanie Lana. Zanim wątki jej i reszty są połączyły, czasem miałam ochotę przeskoczyć kilka strona, tylko po to, żeby zobaczyć co tam u niej. Ot, takie moje małe widzimisię. Bohaterów mamy tutaj całą masę, a ja nie będę wszystkich wymieniać. Powiem tylko, że ich ilość wcale nie wprowadziła nadmiernego zamieszania, wręcz przeciwnie - akcja była bardziej dynamiczna. Mamy też całkiem złe postaci, takie złe do szpiku kości, nie bez powodu. Myślę, że to pozycja warta polecenia, nawet jeśli, tak jak ja, nie jesteście do końca przekonani po opisie. Z drugą część się na razie nie biorę (pewnie i tak znalezienie jej w bibliotece graniczy z cudem), ale jak nadrobię wszystkie zaległości książkowe to spróbuję ją dorwać. Ocena: 8/10