Wydawnictwo Bukowy Las w ostatnim czasie wydało w nowej odsłonie "Sektę z wyspy mgieł". Czai się również na horyzoncie tom drugi, który widnieje w zapowiedziach na stronie empik.com z datą wrześniową. Są to bestsellerowe thrillery skandynawskie, a czy zasługują na swoje miano?
Mariette Lindstein do tej pory mi kojarzyła się z jej inną serią, czyli z Pilgrimsfalkens väktare, która rozpoczyna się od genialnej książki zatytułowanej "Biała krypta". Zaczytywałam się w niej jakiś czas temu z ogromnym zainteresowaniem, ponieważ miała niezwykle ciekawy wątek kryminalny związany ze zniknięciem jednej z bliźniaczek, które były nierozłączne. Polecam sprawdzić, a teraz wróćmy do Sekty ViaTerra.
Jak już sam tytuł sugeruje, mamy w tej książce do czynienia z sektą, a konkretniej z osławioną przez celebrytów sektą scjentologiczną. Tę konkretną stworzył Oswald, jeden z głównych bohaterów na wyspie tuż przy Szwecji. Jak to tego typu stowarzyszenia, szyci się on tym, że wymyślił naukę, dzięki której każdy z jego podopiecznych może zaznać spokoju ducha, a także przywrócić naturalną równowagę ciała. Jak wiadomo, na takie rzeczy łapie się mnóstwo ludzi, zwłaszcza takich, którzy są pogrążeni w jakimś chaosie życiowym, zmagają się z problemami, potrzebują wsparcia, lub zwyczajnie sami nie wiedzą czego od życia chcą. W ten sposób trafia pod skrzydła Oswalda Sofia. Młoda kobieta, zaraz po studiach z właśnie taką niepewnością, czego właściwie chce dalej. Zostaje zauroczona wizją tego, jak wspaniale ma dalej się wszystko potoczyć i dołącza do ViaTerra. Do sekty na wyspie, z której nikomu nie udało się jeszcze wrócić, a Sofia dość szybko odkrywa, że to niestety sekta i za wszelką cenę chce się wydostać z jej szponów.
Spodobało mi się w tej książce przede wszystko to, że mimo, iż mówimy tu o sekcie, o ludziach, którzy do niej przystępują z często niezrozumiałych dla innych powodów, to jednak Sofia nie jest głupiutką, naiwną osobą, tylko wręcz przeciwnie, inteligentną, młodą kobietą, która dopiero co skończyła studia. Zgubiła ją jej fascynacja nauką, jaką Oswald stworzył i chęć pracy u niego. Wcale nie kierowały nią pobudki finansowe, ani potrzeba zwrócenia na siebie uwagi, po prostu nie do końca wiedziała co chce robić ze swoim życiem już po skończeniu nauki. I to jest najbardziej przerażające, bo daje do myślenia, a wręcz uderza w czułe struny czytelnika, bo ilu z nas pomyślało sobie, że nie dałoby się na coś takiego nabrać?
Jednocześnie to jest ta cecha thrillera, którą ja bym opisała jako bardzo ważną czyli budowanie niepokoju w czytelniku na podstawie całkiem możliwych zdarzeń, a przede wszystkich ze wskazaniem na to, że każdy mógłby się znaleźć w podobnej sytuacji.
"Sekta z wyspy mgieł" faktycznie jest mocnym, dość ciężkim dreszczowcem, a akcja w niej jest... powolna. Co tu dużo mówić, osobiście uwielbiam gdy wszystko dzieje się bardzo szybko i gwałtownie, ale w tym przypadku uzasadnione jest to niespieszne tempo, a wcale się człowiek nie nudzi przy czytaniu mimo, że to ponad pięćset stron tekstu.
Podsumowując, to naprawdę świetna książka, zostawiająca za sobą taką właśnie tytułową mgłę, w którą wpada się niczym w otchłań własnych myśli, wielu pytań i spostrzeżeń co do tego, że takie miejsca na świecie faktycznie istnieją. Czy coś może bardziej niepokoić niż fakt, że taka historia może się dziać tuż obok nas?
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Bukowy las.