Pamiętam jak przed kilku laty przeczytałam świąteczną powieść Magdaleny Witkiewicz "Uwierz w Mikołaja" i byłam nią po prostu zauroczona. Grupa młodych duchem i niezwykle pomysłowych seniorów skupionych wokół Krystyny - właścicielki ośrodka opiekuńczo - rehabilitacyjnego o wdzięcznej nazwie Happy End w Trójmieście nastroiła mnie bardzo pozytywnie i sprawiła, że już w połowie listopada zapanował wokół mnie świąteczny nastrój. Kiedy jesienią ubiegłego roku na półkach księgarń pojawiła się powieść "Telefon od Mikołaja" okładką i treścią nawiązująca do tamtej historii, wiedziałam, że książka będzie moim priorytetem. Bo przecież jeśli święta to tylko w Happy End. I paradoksalnie nie miało to najmniejszego znaczenia, że za lekturę zabrałam się w... Wielkanoc.
Tym razem pomysłowi pensjonariusze ośrodka niemalże prześcigają się w wymyślaniu przeróżnych przedświątecznych atrakcji urozmaicając w ten sposób codzienność sobie i otoczeniu. Tym bardziej, że Krystyna zamierza wyjść za mąż, a jej wieczór panieński przypada w... Wigilię. Do ośrodka Happy End przenosi się Wincentyna Radziewicz - wyjątkowa, nieco ekscentryczna seniorka, której do setki brakuje jedynie pięć wiosen i która od czasów II wojny światowej nieustannie wyczekuje telefonu od swojego ukochanego - Mikołaja. Ale ośrodek Happy End w zaskakujący wręcz sposób przyciąga nie tylko seniorów, ale również inne nieszczęśliwe lub wątpiące dusze, ludzi, którym daje nadzieję i pomaga uwierzyć w marzenia.
Bardzo podobał mi się wątek Jana Toporka vel Klemensa Wiśniowieckiego, który nadając nocną "Księżycową audycję" w lokalnym radio stworzył magiczny klimat z elementami astronomii, astrologii, przepowiedni i horoskopów. W ten sposób powstał niespotykany dotąd w innych powieściach motyw odliczania do Wigilii. Rozpoczynając od 15 grudnia stopniowo dzień po dniu przybliżamy się do Gwiazdki rozbudzając drzemiące w nas pokłady romantyzmu i dobroci. Historia obfituje w kilka naprawdę interesujących tematów Wątek Maćka - samotnego ojca dwóch córek - osiemnastoletniej Poli i kilkuletniej Marty przypadł m bardzo do gustu i z niecierpliwością czekałam razem z nastolatką na jej urodziny wypadające w Wigilię. Polubiłam się z przedszkolanką Michaliną, która za sprawą małej Marty zbliżyła się do Macieja i jego rodziny, ale już historia Doroty - nauczycielki z liceum zupełnie mnie nie przekonała.
Zasiadłam do tej książki że sporymi oczekiwaniami mając w pamięci wrażenia, jakie pozostawiła w mojej pamięci powieść "Uwierz w Mikołaja". Lektura "Telefonu od Mikołaja" sprawiła, że pomimo wiosny poczułam świąteczny nastrój Bożego Narodzenia, autorka po raz kolejny przekonała mnie, że cuda się zdarzają, a marzenia spełniają. Jednak ostatecznie historia pozostawiła też spory niedosyt, a nawet rozczarowanie. Opowieść jest przekombinowana, za dużo w niej chaosu, niektóre sytuacje sprawiają wrażenie mocno naciąganych przez co przekaz traci momentami swoją wiarygodność. Seniorzy zachowują się jak krnąbrne nastolatki i nijak nie pasują mi do tamtych cudownych ludzi, których poznałam w powieści "Uwierz w Mikołaja". Szkoda, bo taki przerost formy nad treścią nie posłużył tej nastrojowej świątecznej opowieści.
Jestem wierną czytelniczką powieści Magdaleny Witkiewicz i zawsze z niecierpliwością wyczekuję jej każdej książki. Tym bardziej jest mi przykro, że lektura "Telefonu od Mikołaja" wzbudziła we mnie takie mieszane odczucia.