Wiele w życiu mówi się o tym, że to facet jest elementem związku, który zdradza najczęściej. Zapewne każdy z nas przeczytał przynajmniej po kilka książek opowiadających o losach użalających się nad sobą kobiet. W większości przypadków opłakują one odejście swojej drugiej połówki, dla której przestały być już atrakcyjne.
Tym razem mamy do czynienia z literaturą nieco odmienną i przyznam się szczerze, że cieszę się z tego niezmiernie. Fajnie jest czasami przeczytać powieść, w której to mężczyźnie życie dało nieźle popalić. Oczywiście kłamstwa i zdrady nie życzę nawet najgorszemu wrogowi, jednak czytanie o tego typu sytuacjach jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Avery Jankowsky ma trzydzieści siedem lat i w moim odczuciu nie obchodzi go nic poza urażoną dumą i pieniędzmi. Szczerze mówiąc to drugie jestem jeszcze w stanie zrozumieć, przecież nikt z nas nie chciałby wylądować na ulicy.
W przeciągu kilkunastu lat matka Jankowskiego wyszła czterokrotnie za mąż, a jej syn zmuszany był do zmiany nazwiska. Mężczyzna nigdy tak do końca nie posiadał stabilności rodzinnej, a o większości spraw decydowała jego współtwórczyni. Avery skończył college i ze wszystkich sił stara się jakoś wiązać koniec z końcem. Wciąż czeka na moment, w którym życie wreszcie się do niego uśmiechnie. Tymczasem okazuje się, iż jego dziewczyna go zdradza.
Pewnego dnia w głowie głównego bohatera zaczynają rodzić się myśli dotyczące ewentualnej zdrady Deirdre. Pod wpływem silnych emocji zaczyna czytywać pamiętnik ukochanej, który potwierdza jego podejrzenia. Z czasem kobieta wyznaje Jankowskiemu prawdę. Dorośli nie są już razem mimo, iż mieszkają pod jednym dachem. Zdarza się również, że wspólnie przeżywają chwile uniesienia.
Jakiś czas po rozstaniu Avery spotyka się ze swoim wujem, który oferuje mężczyźnie bilet na seks podróż po Europie Północnej...
Strasznie nie podobał mi się sposób zapisywania dialogów. Żałuję, że rozmowy prowadzone między bohaterami nie zostały przedstawione w sposób tradycyjny - to z pewnością ułatwiłoby czytelnikowi odbiór całości. Poza tym początek powieści ciągnął mi się niemiłosiernie. Wszelkiego rodzaju użalanie się nad sobą - w wykonaniu głównego bohatera - było wręcz żenujące. Rozumiem, iż każdy z nas martwi się o to by mieć co włożyć do garnka itd., jednak są gdzieś jakieś granice.
Na całe szczęście z chwilą, gdy Avery wyjechał na wycieczkę zaczęło się robić coraz ciekawiej.
Szczerze mówiąc - po przeczytaniu tej książki - czuje lekki niedosyt. Powieść Scotta Spencera polecam osobom, które poszukują w bibliotekach czegoś odmiennego niż zazwyczaj... Ogromny pokłon składam również w kierunku wydawnictwa Muza, które po raz kolejny wykonało kawał dobrej roboty i popisało się cudowną okładką. Dużym plusem tej książki jest także dobry styl...