Odkąd tylko skończyłam Strażnika Pauliny Hendel, chodził za mną drugi tom tej trylogii. W końcu udało mi się po niego sięgnąć. Po tej pierwszej części spodziewałam się czegoś, co totalnie mnie już totalnie wyrzuci z kapci, ale jednak Tropiciel okazał się ofiarą klątwy drugiego tomu. Pozwólcie jednak, że opowiem Wam o tym ciut więcej. Od razu również wspomnę, że jeżeli jesteście dopiero przed lekturą Strażnika, lepiej odpuśćcie sobie tę recenzję. Mogą pojawić się tutaj przypadkowe spoilery.
W wyniku pewnej sytuacji Hubert cofa się kilka lat do tyłu i na powrót staje się siedemnastolatkiem, będącym na wycieczce klasowej w Paryżu. Chłopak jednak wie, co się wydarzy i ze wszystkich sił próbuje zmienić bieg wydarzeń. Zabiera więc swojego przyjaciela Ernesta z powrotem do domu. To działanie sprawia, że chłopcy nie znajdują się przy Luwrze, czyli w miejscu wybuchu. Kiedy przyjaciele są już w domu Huberta, na świecie zaczyna dochodzić do przeróżnych wybuchów, a cała elektryczność systematycznie siada. Ponadto pojawia się epidemia grypy, która zabija ludność, więc rodzina oraz przyjaciel głównego bohatera są zmuszeni uciekać. Szczęśliwie trafiają na wieś, na której żyje dziadek Ernesta. Jednak to tam dopiero rozpoczyna się cała akcja.
W tej części miałam do czynienia z Hubertem, który, choć był w ciele siedemnastoletniego chłopaka, to jednak miał już umysł dorosłego mężczyzny. Muszę przyznać, że fakt ten zdecydowanie pozytywnie wpłynął na całą kreację tego bohatera. Chłopak przestał być tak irytujący i dziecinny, a stał się naprawdę mądry, rozumny i sympatyczny.
Przy okazji lektury Tropiciela, miałam przyjemność poznać Ernesta, który w pierwszej części pojawił się tak naprawdę tylko na początku. Szczerze mówiąc, nie do końca wiem, co mam o nim myśleć. Z jednej strony jest to naprawdę sympatyczny i pracowity chłopak, ale chwilami miał takie swoje momenty, gdzie zachowywał się okropnie dziecinnie. Gdybym miała wybrać jakąś jego jedną cechę charakterystyczną, to zdecydowanie byłaby to lojalność. Hubert zawsze mógł na niego liczyć i choć jego przyjaciel niechętnie jeździł z nim na kolejne wyprawy, to jednak to robił.
Pojawiają się tutaj również bohaterzy, którzy w Strażniku zostali tylko wspomnieni. W tej grupce znaleźli się m.in. rodzice Huberta, którzy wywarli na mnie dość pozytywne wrażenie. Nie jestem jednak w stanie wypowiedzieć się szerzej na ich temat, ponieważ nie wiem, co miałabym powiedzieć.
Ponownie zachwyciłam się stylem Pauliny Hendel oraz umiejętnością, z jaką autorka kreuje swoich bohaterów oraz świat przedstawiony. Zasługuje to na bardzo wysoką ocenę, jednak na początku wspomniałam o tym, że powieść jest pod wpływem klątwy drugiego tomu. Dlaczego? Już Wam tłumaczę.
Kiedy pierwszy tom jakiejś serii jest wprost genialny, często trudno o to, żeby tom drugi dorównał mu poziomem. To, czym zachwycałam się wcześniej, czyli ciągła akcja, świetna kreacja bohaterów i wiele innych, tutaj było dla mnie trochę odgrzewanym kotletem. Zgaduję, że po części wpływ miał na to fakt, iż pewne sytuacje znałam już w jakimś stopniu z poprzedniej części. Winę mogę również zrzucić na stres, jaki w ostatnim czasie mi towarzyszył, przez co nie do końca mogłam skupić się na czytanej treści.
Jednakże przeczytałam Tropiciela i absolutnie tego nie żałuję. Myślę, że skoro ten drugi tom był odrobinę słabszy, to ten trzeci i ostatni zdecydowanie rozwali cały system. Jestem o tym święcie przekonana i dlatego nie mogę się doczekać kolejnego spotkania z Hubertem oraz słowiańskimi demonami.
Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji zapoznać się z tą serią, to koniecznie to nadróbcie. Pani Paulina jest doskonałym przykładem na to, że polscy autorzy również potrafią pisać świetne powieści młodzieżowe, które wciągają i mimo wszystko pozostają w pamięci na długi czas.