Wiadomo, że w dzisiejszych czasach po komercyjnym sukcesie idzie się za ciosem. Sam termin „sequel” jest pośrednim rezultatem takiej właśnie tendencji. „Wojna Zombie” jest kontynuacją „Zombie Survival”, która pojawiła się na naszym rynku w zeszłym roku. Jak wygląda książkowy sequel poradnika Maxa Brooksa?
Lepiej. Po pierwsze dlatego, że autor zrezygnował z dość żenującej formuły kompendium wiedzy o tym jak przetrwać w świecie obok zombie. Po drugie dlatego, że pokusił się o wykreowanie atmosfery i swoistej historii epidemii. Po trzecie dlatego, że nadał fabule adekwatną formę reportażu.
Na „Wojnę Zombie” składa się szereg opowieści – relacji tych osób, które ją przetrwały. Reporter – autor podczas kolejnych rozmów i wywiadów skłania rozmówców do przypomnienia sobie minionych wydarzeń i podzielenia się nimi z czytelnikami. Nie unika kontekstów politycznych, społecznych i kulturowych, śmiało wpisując dzieje „Wojny Z” w ramy tego, co znamy z naszego codziennego życia. Reportaże pochodzą z różnych miejsc na Ziemi, autor prezentuje relacje Amerykanów, Japończyków, Rosjan, zabiera nas ze sobą do Izraela, Indii, na Czarny Ląd, czy do Korei Południowej. Rozmawia z komunistami, demokratami, zwolennikami dawnego caratu, konserwatystami, czy ekstremistami. Wyłuskuje wspomnienia od pilotów, żołnierzy, dowódców, ale również od zwykłych ludzi, którzy musieli stawić czoło zaistniałej sytuacji i pomimo niedogodności, i wielu przeciwieństw – nie tylko ze strony hord zombie – ratować siebie i swoich najbliższych, często pamiętając także o życzliwości względem całkowicie obcych ludzi.
Brooks próbuje wykreować w swojej książce kolejne stadia rozwoju epidemii. Na modłę akademicką stara się wyszczególnić i nazwać kolejne etapy zarówno od strony pseudonaukowej (konsekwentnie opierając się na informacjach, które zawarł w „Zombie Survival”), jak też charakteryzując je od strony psychologicznej, najczęściej poprzez konfrontację zachowania tłumu z reakcjami jednostek.
Na kartach tej swoistej kroniki poznajemy kolejne próby zwalczania zombie na wszystkich kontynentach, z różnym skutkiem. Dowiadujemy się zarówno o genialnych prototypach, jak też o okrutnych planach, przypominających mentalnością zamysły największych dyktatorów i morderców w naszej prawdziwej historii. Co więcej, Brooks stara się wplatać w swoje opowieści wątki polityki, która próbuje determinować koleje konfliktu ludzi z zombie.
Niestety „Wojna Zombie” okazuje się książką nieciekawą i to już po kilkudziesięciu stronach lektury. Widać co prawda, że autor sili się na urozmaicanie kolejnych opowieści, miejscami wręcz dwoi się i troi, by relacje były maksymalnie atrakcyjne dla czytelnika. Na marne. Po dobrnięciu do jednej trzeciej objętości książki następne historie nie potrafią już tak zaciekawić, jak te pierwsze. Pomimo starań Brooksa brak im świeżości i polotu. To widać pięta achillesowa autora, bo tak samo rzecz się miała w przypadku „Zombie Survival”, w którym zagubił się w zaproponowanej konwencji i zaprezentował w rezultacie miałki, humorystyczny pseudoporadnik, pozbawiony w zasadzie wszelkich walorów: od użytkowych zaczynając, a na literackich kończąc (choć kolejność odwrotna wydaje się równie, o ile nie bardziej słuszna).
Relacje świadków nudzą, widać w nich schemat i brak szerszej wizji, pomysłu poza zaprezentowanym. Takich historyjek można by pewnie mnożyć na kolejne długaśne tomy. Pytanie tylko: po co? Nawet w temacie tak ciasnym i wyeksploatowanym, jak zombie można spokojnie próbować sił tworzenia czegoś oryginalnego. W przypadku „Wojny Zombie” autor poszedł na skróty, po najniższej linii oporu. Nie wysilając się zbytnio, szybko zadał drugi cios i oddał w nasze ręce książkowego sequela. Skoro Brooks wyprowadza cios za ciosem, niebawem należy się zapewne spodziewać kolejnego uderzenia w tematyce zombie. Jakkolwiek nie wróżę mu nokautu, ani chociażby celnego trafienia...