Danuta Noszczyńska ukończyła studia filozoficzne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Aktualnie prowadzi warsztaty plastyczne oraz Amatorski Teatr Autorski w jaworzniańskim centrum kultury. Od 2007 roku wydała sześć powieści, m.in. Luizę pilnie sprzedam, które cieszą się wielkim popytem wśród czytelników.
Powieść Pod dwiema kosami, czyli zapiski przedśmiertne Żywotnego Mariana Danuty Noszczyńskiej od początku budziła moje obawy. Z jednej strony byłam bardzo ciekawa, z drugiej pełna niepokoju czy aby nie będzie w tej książce przesady. Obawy okazały się płonne, żadnej przesady nie było, a pozostała jedynie przednia zabawa przy poznawaniu życia głównego bohatera i jego rodziny.
Tytułowy Marian osiąga 77 rok życia i pełen niepewności co do swojego dalszego życia, postanawia spisać wspomnienia ze swojego obfitego bytowania na ziemi. Rok, który spędził pod przysłowiowymi dwiema kosami okazał się dla niego rokiem płodnym literacko.
Żywotny Marian bowiem miał co dokumentować. Nie trapił go przestrzegany przez średniowiecznych kronikarzy i pamiętnikarzy topos skromności – wręcz przeciwnie – bohater co rusz przechwala się i puszy. Marian do przykład everymana. Może nim być każdy, a co gorsza – prawdopodobnie nikt z nas nie potrafi z radością rzec, że takowego Mariana na swojej drodze nie spotkał. Spotkał z pewnością. Zrzędę, który ZAWSZE ma rację, ZAWSZE jest we wszystkim najlepszy, wszędzie wietrzy podstępy i knowania, nie pozwala nikomu dojść do głosu, widzi belkę w oczach innych, a w swojej na drzazgę nie zwróci uwagi, jest zawistny i niesamowicie chciwy. Co więcej, co rusz posługuje się cytatami z Pisma Świętego na potwierdzenie swej nieomylności i gorliwości w wierze. Trzy słowa idealnie opisujące jego postać to konformizm, kołtuństwo i dulszczyzna. Marian bowiem nade wszystko dba o pozory. Przed sąsiadami rzecz jasna.
By dokładniej zarysować jego postać, autorka umieściła go w wyjątkowo sprzyjającej rzeczywistości – jest on mieszkańcem zaściankowej wsi, pamiętającym czasy komuny i lojalizmu. Wsi, w której każdy o każdym wszystko wie, w której ksenofobia wznosi się na wyżyny, a najbardziej wpływową osobą jest oczywiście miejscowy proboszcz. Zaściankowość ma tutaj znaczenie fundamentalne – mieszkańcy Mużyn nie grzeszą wykształceniem, większość z nich charakteryzuje ograniczenie i ciasnota umysłowa. Są wierni zabobonom, choć wszyscy wyznają wiarę chrześcijańską. Przemieszanie tych dwóch antagonistycznych światów podkreśla prawdzie oblicze Mariana, postaci wyjątkowo antypatycznej. Podejrzewam, że przy lekturze, każdemu czytelnikowi stanie przed oczami jego własny, znany z autopsji odpowiednik Pana Żywotnego.
Autorka wykonała kawał dobrej roboty przy stylizacji języka na gwarę. Gwarę, w której co rusz spotkamy słowa takie jak „najsampierw", "weszłem" czy "poszłem". Naleciałości te są w pamiętniku Mariana dominantą językową.
Jego pamiętnik staje się nie tylko rozliczeniem oraz swoistym rachunkiem sumienia, lecz także wielki oczkiem puszczonym przez autorkę do czytelnika – książką pełną skrzącego humoru, wyczuwalnej ironii, a momentami także i sarkazmu.
Satyra na narzekających wszystkowiedzących Marianów Polskich. Przewyborna zabawa.
Bon apetit!