Pisarz jest wiecznym debiutantem
– wywiad z Annais, autorką tomiku Arachnologia (wydanie internetowe: wydawnictwo e-bookowo, Będzin 2011, wydanie papierowe: wydawnictwo Miniatura, Kraków 2012)
Katarzyna Krzan – Zmysłowe, kobiece, feministyczne, erotyczne – to chyba najczęściej pojawiające się przymiotniki określające Twoją poezję. Czy zgadzasz się z nimi?
A – Oczywiście, to niezwykle trafnie dobrany zestaw przymiotników w kontekście mojej poezji. Może dodałabym jeszcze, że to poezja zwierzenia, konfesyjna, skupiona na przeżyciu intymnym i jednostkowym, które paradoksalnie okazuje się być bliskie wielu osobom. Jeśli tak właśnie są odbierane moje wiersze, to znaczy, że osiągnęłam to, co zamierzałam.
Afirmacja kobiecej seksualności w jej rozmaitych wymiarach to główny, chociaż nie jedyny, nurt mojej wizji poetyckiej. Jednak erotyka jest moim żywiołem, co widać także na moim blogu, gdzie inspiruje mnie oczywiście Anaïs Nin, ale także markiz de Sade, Emmanuelle Arsan i inni.
KK – Inspirujesz się twórczością pewnej pisarki, co sprawiło, że to właśnie ona posłużyła Ci poniekąd za pseudonim. Jakie związki łączą Cię z nią?
A – Uporządkujmy to najpierw. Geneza mojego pseudonimu wiąże się z pisarką Anaïs Nin, znaną niektórym tylko jako przyjaciółka skandalisty Henrego Millera. Tymczasem była to niezwykle intrygująca i bardzo twórcza postać, w Polsce wciąż jeszcze zbyt mało znana głównie ze względu na fakt, że na język polski przetłumaczono bardzo niewiele z jej dorobku. Dlatego w polskiej recepcji funkcjonuje ona jedynie jako autorka słynnego Dziennika, powieści Henry i June oraz Kazirodztwo. Z dziennika miłości (mylone często z nieprzetłumaczonym Domem kazirodztwa, które jest zupełnie innym utworem), powieści Szpieg w domu miłości oraz oczywiście zbiorów opowiadań erotycznych Małe ptaszki i Delta Wenus.
Jeśli pytasz, co mnie z nią łączy, odpowiem tak: urodziłam się w roku, w którym Anaïs Nin zmarła, dlatego lubię myśleć, że jestem jej drugim wcieleniem. Łączy nas przede wszystkim silnie erotyczna wyobraźnia, która przenika do literatury i odciska na niej swoje piętno. Ponadto: skłonność do łamania tabu, płodność twórcza (i stosunek do macierzyństwa), zamiłowanie do tańca, biseksualizm,… Długo by można wymieniać.
Ostatnio usłyszałam nawet, że jestem podobna do Anaïs z wyglądu, co było jednym z najmilszych komplementów, jakie w życiu usłyszałam :) Nie zamierzam jednak być jej kopią, zwłaszcza, że Anaïs nie pisała poezji. I tu już zaznacza się pierwsza różnica.
Jeśli zaś chodzi o inspiracje, to inspiruje mnie (literacko i życiowo) wiele kobiet: pisarki-legendy takie, jak Stanisława Przybyszewska, Virginia Woolf, Angela Carter, Izabela Filipiak, wokalistka Elly Jackson (La Roux), aktorka kina noir (niezapomniana Gilda) Rita Hayworth. W poezji cenię cały szereg poetek, np. Anna Świrszczyńska, Halina Poświatowska, Sylvia Plath, Anne Sexton, Ewa Lipska, Wisława Szymborska. Ze współcześnie żyjących poetek zachwyca mnie np. twórczość Marzeny Przekwas-Siemiątkowskiej, Marty Fox, Romy Jegor czy Katarzyny Zdanowicz-Cyganiak.
Spośród męskiej poezji kocham mroczny pesymizm Tadeusza Różewicza i baśniowe smutki K. K. Baczyńskiego, erotyki J. Tuwima i E. Zegadłowicza, psalmy T. Nowaka i łagodną życzliwość J. Twardowskiego. Lubię też W. Brzoskę i L. Żulińskiego, którego tomik Ja, Faust naprawdę mnie zauroczył. Autora mojego posłowia nigdy nie spotkałam, znamy się jedynie mailowo, ale mimo dzielącej nas różnicy wieku sądzę, że nadajemy na podobnych falach :)
KK – Wydałaś swoje wiersze najpierw w formie e-booka, potem pojawiły się jako pięknie wydany przez Miniaturę tomik. Opowiedz o swojej drodze do debiutu.
A – Tak, moja droga do debiutu była długa, ale kiedy poczułam się naprawdę gotowa psychicznie wszystko potoczyło się bardzo szybko. Tak naprawdę wiersze zaczęłam pisać jeszcze w szkole podstawowej, podobnie jak pierwsze próby z prozą, pierwszy dziennik itd. Juwenilia uczą pokory i warsztatu, bo kiedy po raz pierwszy chwyta się za pióro, to człowiek ma przeważnie bardzo wiele do przekazania, ale formę musi dopiero w pocie czoła wyciosać z banału słów. Trzeba znaleźć ten złoty środek pomiędzy autentyzmem żywych emocji a dystansem formy, która tworzy dzieło.
Wiele lat później rozpoczęła się moda na warsztaty literackie, które uczą głównie prozy. Chodziłam na takie zajęcia w Sosnowieckim Centrum Kultury i Bibliotece w Sosnowcu. Polecam je z czystym sumieniem, bo można się sporo nauczyć, ale… w teorii. Zajęcia praktyczne każdy musi już odbyć we własnym zakresie. Warsztaty i poradniki są naprawdę bardzo pomocne, a ich czytanie naprawdę przyjemne. Niemniej pozostaje jeszcze: duuuuużo czytać (terminowanie u mistrzów literatury!) i duuuużo pisać, czytać i pisać, czytać i pisać,… Jeśli nie lubisz czytać, to raczej nie zostaniesz dobrym pisarzem/pisarką. Warto też wysyłać swoje utwory na konkursy literackie.
Potem trzeba jeszcze mocno wierzyć w siebie tak, aby nie załamać się i nie zrezygnować z marzeń, kiedy inni w ciebie nie wierzą Ja miałam wiele takich chwil załamania po drodze, zanim dotarłam do miejsca, w którym jestem teraz. Czasopisma nie chciały publikować moich tekstów, spotykałam się z odmową, ale literatura przynosi pocieszenie. Pomyślałam o tym, jak wiele przeszkód pokonał np. Martin Eden, dlatego nie rezygnowałam. I w końcu się udało :) Miałam naprawdę wiele szczęścia: wydałam tomik „po bożemu”, czyli wydawnictwo Miniatura zainwestowało w debiutantkę nie każąc jej sponsorować kosztów druku, składu itd. Ale przedtem u innych wydawców słyszałam to samo, co wszyscy: wydamy książkę, jeśli pani zapłaci.
Sadzę, że e-book jest świetną formą dla debiutantów. Oczywiście, każdy autor w skrytości ducha marzy o papierowej wersji swojej twórczości, także ja. Niemniej w dzisiejszych realiach rynkowych ebook jest często dobrą drogą na przetarcie szlaków, dotarcie do czytelnika. Bo niestety, ale wydawnictwa nie chcą inwestować w debiutantów, w nieznane nazwiska, które nie gwarantują sukcesu komercyjnego. A wydawnictwo chce zysków, a nie ambitnych wartości literackich dla garstki zainteresowanych. Znam przypadki poetów, i to znanych, o wyrobionych nazwiskach w świecie literackim, którzy musieli... zapłacić z własnej kieszeni za wydanie swoich tomików na papierze.
I tu przechodzimy do kwestii, czy ebook to gorsza literatura. Ja uważam, że zdecydowanie nie. Czytałam wiele wartościowych opowiadań i wierszy wydanych w formie elektronicznej. Ale ponieważ nikt nie zna autorów, dopiero debiutują lub książka jest zbyt niszowa, a druk i promocja to wielkie koszty - wracamy do punktu wyjścia.
Mam wrażenie, że sytuacja zaczyna być wręcz odwrotna, że to w sieci jest coraz więcej ciekawej literatury o dużych wartościach, często eksperymentalnej, bo tu nie ma kosztów druku, nakłady e-booków się nie kończą, a cena też jest niższa.
Tymczasem, co mamy na najbardziej eksponowanych miejscach w księgarniach? Co się sprzedaje? Zdaniem mojego kolegi, który pracuje w księgarni od kilku lat: podręczniki, poradniki i książki kucharskie.... Ewentualnie literatura faktu czy biografie polityków.
Czy to ma być zatem ta lepsza, bardziej wartościowa literatura? - że zapytam retorycznie...
Niestety, krytyka i środowisko literackie równie stereotypowo podchodzą do e-booków (że to tylko grafomania), dlatego nie ma recenzji w czasopismach itd. A przecież książka na papierze nie gwarantuje z automatu, że jest wartościowa literacko.
Ja także kocham zapach książek, ale raczej tych starych, antykwarycznych, przechowujących w sobie ślady ducha przeszłości także pod postacią struktury papieru, archaicznego języka itd. Ponadto niezwykle istotna jest kwestia podkreślania i notowania na marginesach.
Może jednak należałoby rozważyć fakt, że część czytelników do tego stopnia fetyszyzuje papier i zapach, dotyk kartek itd., do tego stopnia przywiązuje się do nośnika, że... zapomina o samym tekście, a to przecież jest dusza książki, nieprawdaż? Po co bierzemy książkę do ręki? Po to żeby ją dotykać i wąchać czy też głównym celem jest czytanie? Priorytetem przecież jest tekst, a cała reszta to dodatek, przyjemny, oddziałujący na zmysły, ale jednak dodatek.
KK – W Twoich tekstach wyraźnie widać, że inspiruje Cię ruch feministyczny. Co z tego bogatego nurtu wyciągasz dla siebie, a co zostawiasz innym? Czym w tym kontekście jest arachnologia?
A – Feminizm w moim ujęciu to przede wszystkim szeroko pojęty kobiecy ogląd świata, kobieca mentalność, a zatem brakujący element w krajobrazie kultury zdominowanym przez płeć jedynie męską, co daje wypaczony i niepełny obraz świata i człowieka. Kobieca twórczość podejmuje często tematy nieznane twórczości męskiej z racji obcości doświadczeń życiowych, zwłaszcza w sferze biologii, cielesności, ale także w zakresie stosunków z innymi ludźmi, poglądów społecznych, podejścia do zwierząt itp.
W świecie stworzonym przez Boga zabrakło perspektywy Bogini. Jestem zdania, że zatarcie stereotypu kobiecości i męskości zrobi dobrze obydwu stronom, bo przecież yin i yang przenikają się nawzajem. Zawsze kobiecość posiada w sobie cząstkę męskości i vice versa. Wszak – jak powiedział S. T. Coleridge – „wybitny umysł jest umysłem dwupłciowym”....
Jestem feministką, bo jestem za kobiecością (w łacinie femina to przecież kobieta). Dlatego akcentuję wszystko to, co kobiece, twórczość kobiet, przypominam niesłusznie zapomniane kobiety o wybitnych osobowościach i talentach, tym chcę się zajmować. Nie robię tego przeciwko mężczyznom - robię to dla kobiet, które są często niedowartościowane lub niedoceniane.
Dlatego także feminizm w ujęciu literackim silnie na mnie oddziałuje. Tytuł mojego tomiku Arachnologia odwołuje się do koncepcji Nancy Miller, która pojmuje poetkę, pisarkę jako pajęczycę tkającą tekst z nici wysnuwanej z samej siebie. Ta pajęcza figura prządki i czynność tkania podkreśla związki między tekstem a ciałem, zaciera granicę między podmiotem (autorka) a przedmiotem (dzieło) oraz między twórczością a życiem codziennym, bo tkanie było od wieków czynnością kobiecą, ale nie uznawano jej za sztukę. W głębi tej metafory tkwi ponadto grecki mit o Arachne.
Słowem: teoria arachnologii mówi, że twórczość pisarska to zarazem emanacja żeńskiej cielesności i tworzenie siebie jako podmiotu twórczego. Dla kobiet - które do tej pory były traktowane przez literaturę co najwyżej jako muzy poetów lub piękne bohaterki opisywane z perspektywy męskiej - jest to szczególnie istotne.
Dodam jeszcze, że przybranie przeze mnie pseudonimu to także gest artystyczny i feministyczny: nadając sama sobie imię – kreuję swoje „ja” artystyczne, swoje literackie alter ego, a zarazem odrzucam nazwiska, które w naszej kulturze lokują mnie jako przynależną mężczyznom. Tak naprawdę kobieta nie ma nazwiska, ma tylko imię. A jeśli nada je sobie sama, to nadaje nowy wymiar biblijnej Ewie stawiając ją na równi z Adamem, który stwarzał świat poprzez nadawanie nazw przedmiotom i zwierzętom.
KK – Jesteś bardziej pisarką czy poetką?
A – Hmm, to dość zaskakujące pytanie, bo chyba nigdy nie rozgraniczałam tych określeń w tak opozycyjny sposób. Obecnie na papierze funkcjonuje dopiero jedna moja książka – zbiór poezji Arachnologia, natomiast pozostałe moje utwory są jeszcze nadal w fazie wirtualnej, czyli w postaci e-booka lub są zamieszczone po prostu na mojej stronie internetowej. Dotyczy to mojego eseju Samobójstwa literackie, a także opowiadań, opowiastek erotycznych oraz innych tekstów, których dotychczas nie opublikowałam w żadnej postaci. Z tego powodu przypuszczam, że dla wielu osób jestem (tylko lub aż) poetką.
I chyba tak się aktualnie czuję, chociaż nie przeszkadza mi to zarazem pisać prozy. W przeciwieństwie do Stasi Przybyszewskiej kocham short stories, niektóre opowiadania są większym majstersztykiem od niejednej powieści. Olga Tokarczuk powiedziała kiedyś, że opowiadanie jest jak haiku prozy, a ja się zgadzam z tym stwierdzeniem.
KK – Gdzie umieściłabyś swój tomik na półce z polską poezją? Między jakimi nazwiskami? A może chciałabyś dla siebie osobne miejsce?
A – Jeśli mówimy tylko o poezji polskiej, to chyba jestem jednak zbyt osobliwa i nieprzystająca do niczego. Co prawda spotykałam się już z różnymi porównaniami, np. do G. Bataille’a czy Z. Ginczanki. Staram się jednak wypracować swój własny styl, aby jak najpełniej oddać to, co mi w duszy gra.
Zawsze byłam indywidualistką, właściwie w każdej sferze życia – zawsze pod prąd, niepogodzona ze stadem, nieprzystosowana do życia, osobna, inna, dziwna – zupełnie jak moje nazwisko (panieńskie). Outsiderstwo tkwi głęboko w mojej naturze i zostało zauważone także przez Leszka Żulińskiego, autora posłowia do mojego tomiku, który napisał, że moja poezja nie jest ani awangardowa ani typowo tradycyjna. Osobiście uważam to za duży sukces, ponieważ to oznacza, że wymykam się utartym podziałom i ustalonym etykietkom.
KK – Jak będzie się rozwijać Twoja droga twórcza? Co masz w planach?
A – Plany są bujne i szeroko zakrojone. Jeszcze w tym roku wydam papierową wersję eseju Samobójstwa literackie. Będą też dwa zbiory opowiadań: tych „zwykłych” oraz erotycznych. Ponadto w wersji e-booka ukażą się też piękne baśnie litewskie, zapowiadane przez mnie już jakiś czas temu (data ich premiery nieco się przesunęła). Będzie to mój debiut translatorski, zajmuję się bowiem również tłumaczeniami literatury z j. angielskiego. Baśnie pochodzą z Litwy, ale tłumaczę ich wersję angielską. Ponadto mam już pomysł na kolejny zbiór poetycki, ale praca nad nim jeszcze potrwa.
Póki co, pierwsza powieść wciąż jeszcze przede mną, tym bardziej, że preferuję krótkie formy. Ale kto wie? Tak naprawdę każdy pisarz jest wiecznym debiutantem, bo każda książka jest pierwsza. Zwłaszcza książka kobiety :)
Wersja papierowa w twardej okładce do kupienia w sklepie
www.e-bookowo.pl