Kelly Keaton to osoba, która lubi ryzykować. Zadebiutowała w młodzieżowej literaturze fantastycznej, która jest powoli skazywana na straty i nie przyciąga już tak wielu czytelników od czasu felernego „Zmierzchu”. Kolejna ciemna okładka z ładną, gotycką i tajemniczą dziewczyną. W tytule jest jednak coś takiego, że musiałam po powieść sięgnąć. Nie żałuję, bo pisarka nie zaśmieca jej całkowicie wampirami, a wręcz pokazuję coś zupełnie odmiennego.
Witamy w Nowym Orleanie. Poprawka, Nowym 2, czyli stolicy Kreolów po huraganach i śmierci wielu mieszkańców. Miejsce omijane jest szerokim łukiem, ponieważ nie uważane jest za bezpieczną przystań. Ari, po odwiedzeniu szpitalu psychiatrycznego, Rocquemore House, gdzie zamieszkała Eleni, matka bohaterki zaraz po oddaniu jej do ośrodka adopcyjnego. Na miejscu dowiaduję się od pracowników ośrodka, że kobieta popełniła samobójstwo, ponieważ cierpiała na urojenia, z którymi nie mogli jej pomóc żadni medycy. Ari, załamana niespodziewaną wiadomością i faktem, iż nigdy nie pozna swojej matki, wyrusza do szpitala, gdzie się urodziła, do Nowego 2. Cel jest jasny, na kartach szpitalnych chce zobaczyć nazwisko ojca. Kiedy tam przyjeżdża zdarzenia toczą się niezwykle szybko. Atak nieznanego człowieka, a później zamieszkanie w domu osób zupełnie niecodziennych, a wręcz pokręconych. Crank, Dub, Henri, Violett i Sebastian to osobliwa młodzież, która mieszka na własny rachunek w wielkiej posesji ozdobionej ludzkimi czaszkami. Trudno uwierzyć, że w tym otoczeniu bohaterka znajdzie przyjaciół i sprzymierzeńców w walce z własną klątwą.
Sądzę, że największą zaletą powieści jest wykreowanie bohaterów, którzy w paranomal romance są zazwyczaj plastikowi, sztuczni i do tego przedstawieni na wielkim kontraście jak w bajkach dla dzieci. Tutaj Keaton postawiła na mocny charakter głównej postaci. Aristanae zawsze czuła, że jest inna i fizycznie, i psychicznie. Srebrne włosy o określonej długości, z którymi nic nie było można zrobić, ani obciąć, ani przefarbować, ani nawet spalić. Piękne, jasno zielone oczy oraz wytatuowany sierp księżyca na policzku. Taka osoba zdecydowanie nie mogła przejść na ulicy nie wzbudzając zazdrości kobiet i zainteresowania, a wręcz zaintrygowania mężczyzn. Outsiderka z wyboru z twardym charakterem, z zasadami, twardo stąpająca po ziemi; w takich słowach najprościej opisać Ari. Jak już wspominałam w innych wypowiedziach, uwielbiam takie postaci. Nie znoszę słodkich, bladych dziewczynek, które ciągle ratuje jakiś chłoptaś, a one ciągle pakują się w jakieś kłopoty przez swoją niezdarność. Nie. Aristonae umie działać sama i nie potrzebuje do tego nieśmiertelnego przystojniaka, a nawet czasem role się zamieniają i to ona niesie pomoc dla mężczyzn. Bohaterka po prostu skradła moje serce. Muszę również przyznać, że na drugim miejscu ustatkowała się Violett, mała dziewczynka z wampirzymi kłami, z aligatorem na rękach i niezwykłą maską na twarzy. Dość nietypowa osoba, która dawała Ari najwięcej wsparcia w prosty, dziecinny sposób.
Sam styl Kelly Keaton powiedziałabym , że jest młodzieżowy. Sprzyja to bardzo przyjemnemu czytaniu, a nawet połykaniu lektury, aczkolwiek czasem denerwował mnie ten prosty język i oczekiwałam czegoś lepszego oraz dojrzalszego. Akcja była szybka i rześka, momentami za bardzo błyskawiczna. Szczególnie wątek z Sebastianem i Ari. Lepiej gdyby zaczął się przy końcówce powieści. Mimo tylu wątków książka pozostawia po sobie niedosyt za małą ilością stron. Pomysł na tyle ciekawy, że pisarka mogłaby go przedłużyć o sto stron. Z jednej strony nie cierpię rozciągania czytadła na milion rozdziałów, ale z drugiej nie umiem pogodzić się z za szybkim końcem krótkiego dzieła, które wymuszają na ciekawskim czytelniku kupna kolejnej części. Sama należę do takich osób, bo wprost nie mogę doczekać się kolejnego tomu „Bogów i potworów”.
Postanowiłam autorkę pochwalić za niebanalny pomysł. Mitologia grecka, coś co kochałam na języku polskim, a mity o Demeter i Korze; Ikarze i innych, mogłam czytać godzinami na okrągło. Połączenie starożytnych wierzeń z przyszłością to na pewno nie jest fabuła zdarzająca się w co drugiej powieści. Mimo wszystko najlepsza była i tak Atena. Keaton odmieniła całkowicie moje spojrzenie na boginię. Zawsze wyobrażałam ją sobie jako kobietę, którą nie interesują wygląd zewnętrzny i z politowaniem łypie na Afrodytę. Wolała nie być pięknością z sianem zamiast mózgu. Nie spodziewałam się, że autorka zrobi z niej mściwą zazdrośnicę, która nie ma skrupułów przed zabiciem ojca oraz ładnych dziewczyn, które może uznać za konkurencje. Silna oraz niezależna, po co jej, w takim razie, Ari? Dlaczego właśnie ta dziewczyna może pokonać Atenę?
Szkoda, że musiały się tutaj pojawić wampiry. Mimo to podobało mi się ukazanie tych dziewięciu rodzin, z których wywodzą się inni nadzwyczajni obywatele. Dobrym pomysłem były też „dzieci mgły”, czyli mieszańce nadnaturalnych stworzeń, którzy nie wiedzą kim są. Żałuję, iż nie wszystkie postacie były nowoczesnymi wersjami greckich bogów, bo tak czytało mi by się o wiele przyjemniej i na nowo pokochałabym bogów starożytnych wierzeń.
Podsumowując powieść urzekła mnie nietuzinkowym pomysłem oraz bohaterami. Do tego akcja w stolicy voodoo i krótka wzmianka o kreolskich wierzeniach. Mam nadzieję, że autorka i tłumacz nie pozwolą mi długo czekać na kolejny tom serii.