„Dobre słowa rodzą nadzieję, podobnie jak myśli”
Ciekawość mnie zżerała zanim sięgnęłam po tę powieść. Zastanawiałam się, czy autor jest w stanie mnie czymś nowym zaskoczyć i obudzić moją uśpioną wyobraźnię. Jak daleko pozwoli mi wniknąć w głąb ludzkiej otchłani i co mnie tam spotka. Szczerze, otrzymałam pełnię satysfakcji i ogrom wrażeń, niesamowite przeżycie, zdecydowanie inne niż dotychczasowe. Inne, nie znaczy gorsze. Wręcz przeciwnie, zaskakujące i takie, które dotychczas omijały mnie szerokim łukiem …
„Czy życie nie polega na umiejętnym łączeniu przeciwstawnych pragnień?”
A. przeżywa kryzys własnej tożsamości. Osobowość nie pasuje do jego młodzieńczego ciała. Dodatkowo brak zrozumienia w rodzinie skłania go do podjęcia życiowej decyzji. Wstępuje do klasztoru. Chce się odciąć od dotychczasowego życia, skupić na pogłębianiu relacji z Panem Bogiem. Zamiar godny pochwały, ale czy wykonanie jego będzie też godne podziwu? Czy wytrwa w swoich postanowieniach? Czy za murami klasztoru jest takie życie, jak sobie wyobrażał? A może diabeł wygra walkę o jego duszę? W klasztorze A. musi dzielić czas ze swoimi braćmi. Codzienna rutyna daje o sobie znać. Ustalony rytm dnia nie pozwala zbytnio na własny rozwój. Wyobrażenia o życiu we wspólnocie mijają się z rzeczywistością. Spotyka różne charaktery i osobowości, wielu z braci pokazuje swoje prawdziwe oblicze, tak różne od jego wyobrażeń. Poznaje życie w klasztorze od podszewki. Nie jest tam tak pięknie i sielsko, jak mogłoby się nam wydawać. Fałsz, obłuda, zakłamanie kierują życiem braci. Ludzkie wady i przywary nie są im obce. Dotykają ich, jak każdego człowieka. Chociaż po osobach, które mają zamiar poświęcić swoje życie dla Boga można się więcej spodziewać i więcej od nich oczekiwać. Ale tak naprawdę za murami klasztoru dzieją się rzeczy złe i niegodne tego miejsca, o których nikt się jednak nie ma prawa dowiedzieć. Zmowa milczenia. Dlaczego? Wielu z braci postępuję źle i niegodnie, dlatego wszystko odbywa się w ich zamkniętym kręgu, do którego zwykły człowiek nie ma dostępu. Nic nie może się wydostać za mury otaczające zakon.
„Jest rzeczą ludzką obawiać się własnej słabości, ale ty obawiasz się własnej siły”.
W tym miejscu bracia muszą się też zmierzyć z własną naturą. Przecież każdy z nas stworzony jest do miłości i kochania, ma potrzebę bliskości i czułości. Wiem, zaraz powiecie, że oni miłość do drugiej osoby zamienili na miłość do Boga. Niezupełnie tak jest. Tam natura daje o sobie znać, coraz bardziej na światło dzienne wychodzą ich potrzeby seksualne. Ale oni powinni być wstrzemięźliwi? Czy tak jest? Nie zawsze ich dusza wychodzi zwycięsko z tej walki. Ciało daje znać, że ono też ma swoje potrzeby. Czy w zakonie jest miejsce na kontakty seksualne? Oczywiście, że nie. Ale to co zabronione smakuje najlepiej. Coś co złe, zazwyczaj robione pod osłoną nocy, podnieca, daje upust żądzy posiadania i spełnienia.
„Ziarno to grzech, uważam, bo przynosi zgubę, zwabia ptaki, sprasza robactwo. Wstępując do zakonu, wyrzekłem się roli siewcy, odrzuciłem sakwę pełną nasion, zakopałem narzędzia. Bóg tak chce, więc wypełniam Jego wolę, nawet jeśli natura siewcy wciąż we mnie siedzi, drzemie gdzieś pod sklepieniem czaszki, a ty domagasz się, bym uczynił gest rolnika, rzucając ziarnem prosto w twarz rozpędzonego wiatru. Twoja ziemia tęskni i nawołuje, wzdycha pod ciężarem mojego ciała jak czarownica trawiona świętym ogniem”.
Transsuma daje szokujący obraz życia w zakonie. Niewiarygodny dla człowieka będącego po drugiej stronie muru, ale wielce prawdopodobny i możliwy. Smutny i przerażający. Wskazuje na upadek człowieczeństwa i powoduje, że człowiek traci zaufanie do stanu zakonnego. Zaczyna podchodzić ze słusznym dystansem do głoszonym przez braci prawd i zasad, oczekując, że są oni nieskazitelni i czyści. Czy słusznie tak myślimy? Taki obraz został w nas wykształcony przez lata, w takim przekonaniu wiele osób nas utwierdzało. Ale warto mieć własny i niezależny pogląd na życie zakonne, nie można dać się zwieść osobom, które tak pewnie zachwalają życie zakonne i dają za wzór wszelkich cnót.
„Jesteśmy jak pomniki z brązu, nieruchomi i martwi, gdyż im bardziej przypominamy kamienie, tym większą otaczają nas czcią, tym pobożniej dają kwiaty”.
Powieść Romana Razorbaka to smutna historia kryzysu osobowości młodego pokolenia. Młodzi ludzie, nie mogąc sobie poradzić z pokusami świata, szukają zrozumienia i ukojenia bólu w samotności. Często nie mając wiedzy i wyobrażenia, że zakon to nie miejsce, w którym znajdą ciszę i samotność. To miejsce, gdzie ich ból narasta i dopiero wszelkie żądze dochodzą do głosu. Brak zrozumienia i panujące zakłamanie często doprowadzają do tragicznych skutków. Jak długo można żyć wbrew naturze i swoim przekonaniom? Pytanie, czy warto aż tak się poświęcić. W imię czego? Może lepiej leczyć chorą duszę i żyć tak, jak nas Pan ukształtował. Każdy człowiek to indywidualność, w stworzeniu każdego z nas Pan miał swój cel. Nic co pochodzi od Stwórcy nie jest nieprzemyślane, każda, nawet najmniejsza rzecz, ma określone zadanie i rolę do odegrania.
„Masz rację, najcenniejsze dary pojawiają się wówczas, gdy na nie nie czekamy”.
Książka jest nieodgadnioną skarbnicą myśli i spostrzeżeń, takich złotych perełek. One świdrują nas od wewnątrz, nie dają spokoju i ukojenia, wywołują niepokój i rozdygotanie. Ale jakie one są mądre i ponadczasowe. Warto się mocniej i wnikliwiej wgłębić w nie i ze spokojem się z nimi zmierzyć. Czy warto? Gwarantuję, nic nie stracicie, a wiele zyskacie. Ta lektura – w mojej ocenie – wymaga ciszy i skupienia, refleksyjne myśli która nas nachodzą w trakcie delektowania się jej smaczkami, na długo z nami pozostają. Nie tylko często nas wzruszają, ale nie rzadko zaburzają nasze spojrzenie na pewne, drażliwe kwestie.
Mną ta książka wstrząsnęła i poruszyła niewyobrażalnie. Życzę, aby każdemu czytelnikowi jej lektura przysporzyła więcej pytań niż oczywistych odpowiedzi. Wywołuje szybsze bicie serca, które jeszcze długo po jej skończeniu nie może wrócić do swojego normalnego rytmu.
Perełka, którą należy pielęgnować i dbać o nią, by nie straciła swojego unikalnego blasku ...