Wspomnienia kolejnego uciekiniera z Korei Północnej, tego komunistycznego piekła na ziemi. Autor urodził się w Japonii w 1948 r. z ojca Koreańczyka i matki Japonki, jako rodzina mieszana rasowo byli w kraju kwitnącej wiśni pariasami i wiedli biedne życie. Emisariusze z Korei Północnej mocno namawiali ich do emigracji do 'komunistycznego raju' obiecując życie miodem i mlekiem płynące, więc zdecydowali się na wyjazd w 1960 r. Zresztą nie oni jedni, podobnie uczyniło dziesiątki tysięcy Koreańczyków z Japonii. I trafili do piekła.
Za największy walor książki uważam opisanie życia w kraju genialnego wodza, Kim Ir Sena, była to bezwzględna dyktatura totalitarna porównywalna z albańskim reżimem Envera Hodży (vide 'Błoto słodsze niż miód' Rejner) czy stalinizmem w najgorszej postaci (vide 'Szepty' Figesa).
Po pierwsze był to kraj totalnej kontroli i wielkiej biurokracji, gdy narrator chce zmienić pracę i zostać węglarzem, to potrzebuje: „Zezwolenia na zmianę miejsca pracy, zezwolenia na zmianę miejsca odbioru racji żywnościowych i wojskowego zezwolenia na zmianę pracy.”
Dalej, to państwo silnych podziałów klasowych: „Istniały trzy klasy: klasa zasadnicza („jądro, rdzeń”), podstawowa („chwiejna”) i „wroga”. Do klas przydzielano na podstawie trzech kryteriów: pochodzenia, postrzeganej lojalności wobec partii i koneksji.” Autor, jako syn emigranta z Japonii, został przypisany do klasy wrogiej, więc mimo świetnych wyników w nauce nie mógł wstąpić na uniwersytet – partia wybrała dla niego zawód robotnika rolnego.
Po trzecie, mamy tam księżycową gospodarkę, autor, jak wielu innych harował na polach, ale plony były marne, bo rolnictwem dyrygowali urzędnicy zza biurka. Poza tym dwa razy w tygodniu po pracy musiał uczestniczyć w zebraniach sławiących Kim Ir Sena: „I tak oto siedzieliśmy głodni i wyczerpani do jakiejś dziesiątej wieczorem, udając zainteresowanie najnowszymi refleksjami naszego nieustraszonego przywódcy.”
Mimo ciężkiej pracy rodzina autora żyła w permanentnej nędzy, często cierpieli głód. Poza tym byli także w Korei pariasami, wyzywano ich od 'japońskich kanalii'. Właściwie to cała książka jest opisem dziesiątków lat okropnego życia w tym komunistycznym raju gdzie każdy dzień to była walka o przeżycie. Najgorzej było na początku lat 90. gdy głód stał się powszechny, ludzie wręcz masowo umierali, trupy leżały na ulicach. Książka jest pełna okropnych cytatów typu: „Gdy człowiek umiera z głodu, traci tłuszcz z ust i nosa. Kiedy usta znikną, ciągle widać zęby, jak u warczącego psa. Z nosa pozostaje para nozdrzy. Wolałbym nie wiedzieć takich rzeczy, ale wiem.”
Po kilkudziesięciu latach życia w tym piekle autor ucieka do Chin i stamtąd, po wielu perypetiach, ląduje wreszcie w Japonii, która przyznaje mu obywatelstwo. Ma niewiele wieści o rodzinie zostawionej w Korei, w każdym razie paru jej członków zmarło z głodu.
Książka jest kolejnym świadectwem okropności życia w Korei Północnej. Prawdę mówiąc, niewiele się z niej nowego dowiedziałem, ale każde świadectwo jest ważne.