Cytaty Jarosław Grzędowicz

Dodaj cytat
Ostatnie, co pamiętał przed wieczną deszczową nocą, to śnieg, ból i zamazany, nieprzytomny widok łucznika stojącego w drzwiach strażnicy z napiętą cięciwą. Następnym obrazem, według jego wiedzy, powinny być napisy końcowe bądź bramy raju.
Przywykniesz do krwi i śmierci, ale na to trzeba czasu. Kiedyś człowiek przestaje chorować, lecz wtedy umiera jakaś jego część. Kawałek serca zmienia się w kamień.
- Widziałeś już hakownicę, Kruczy Cieniu? - pytam złośliwie.
- Jak zwał, tak zwał. Pomyśl, co by było, gdyby ci się udało? Po jakimś czasie każdy chodziłby z taką rurą. Na nic męstwo, zręczność i mądrość. Władzę zabrałby ten, kto ma więcej rur, więcej tego czarnego pudru i więcej kulek. Albo ten, kto robi je szybciej. Kiedy byle idiota może wziąć broń zdolną powalić każdego, wkrótce światem zaczynają rządzić głupcy. Takie pomysły to najlepszy sposób na sprowadzenie martwego śniegu. Pomyśl o tym, Śpiący Na Drzewie.
Najpierw musiał dostać się na szczyt i znaleźć jakieś schronienie. Potem dotrzeć do Ziemi Ognia, odzyskać Jadrana i sprzęt. Po drodze nauczyć się trochę języka. Później posprzątać van Dykena i to, co narozrabiał. Sprofanować zwłoki i odlać się na jego grób. Następnie znaleźć i ewakuować pozostałych. Wrócić na Ziemię. Huk roboty. Do okulisty i neurologa mógł pójść dopiero po tym wszystkim, więc nie miał czasu na jakieś fenomeny świetlne.
Oto ja. Władca Tygrysiego Tronu, Płomienisty Sztandar, Pan Światła i Pierwszy Jeździec, Trzymający lejce, wędrujący obok wozu z łysą pokaleczona głową, pryszczaty z Kysaldym, adept Podziemnej Matki. Cofnięty umysłowo niemowa. To ja.
Trzeba leźć smokowi w paszczę, jeśli mamy potrząsnąć tym bagienkiem.
-Zaczynamy trochę myśleć?- spytała jadowicie Cyfral, nadal odwócona plecami.
-Ja zaczynam myśleć. Ty jesteś tylko animowanym objawem schizofrenii.
Zanim wróciliśmy na trakt, Brus kazał mi iść w krzaki i oczyścić brzuch.
- Zawsze staraj się tak robić, gdy wiesz, że może czekać cię walka albo coś przerażającego. To trochę pomaga i w razie czego pozwoli zachować twarz. Widziałem ludzi, którzy mimo że bili się dzielnie, nawet nie zauważyli, że zrobili pod siebie na sam widok wrogów. To się często zdarza, mimo że ani weterani, ani wodzowie nic o tym nie wspominają.
Żywy trup, który nie ma pojęcia, że chodzi po ziemi tylko z powodu chwilowych problemów technicznych. Chodzące zwłoki z wyrokiem w odroczeniu na karku. Złodziej, który ośmielił się okraść Drzewo.
Drakkainen sięgnął po kawałek, który wydawał się upieczony, i ostrożnie zsunął go ostrzem noża na przygotowany liść. Wdłubał trochę szarego, parującego mięsa, przerzucając je między dłońmi, podmuchał, po czym przeżuł ostrożnie.
-Dobry Boże-powiedział z oburzeniem, wypluwając kęs w ognisko.- Pierwsza rzecz w całym cholernym kosmosie, która smakuje doładnie tak, jak wygląda. Zdecydowanie nie przypomina kurczaka.
-Przecież jesteś Czyniącym. Napełnij go, nie ruszając się z miejsca. Stój tam gdzie stoisz, i spraw, by skopek się napełnił.(...)
Drakkainen wstał i patrzą tamtemu w oczy, powoli rozsznurował portki. Bodswif otworzył lekko usta w osłupieniu, a Vuko, nie ruszając się z miejsca, sprawił, by skopek się napełnił, i zasznurował spodnie.
- Napełnij go! - zawołał, pokazując głową w stronę wodospadu. Drakkainen wstał, westchnąwszy ciężko, i ruszył po
wiaderko. Stój, głupcze! - usłyszał. - Chcesz napełnić go w strumieniu? - zapytał Bondswif z krzywym uśmie chem. - Przecież jesteś Czyniącym. Napełnij go, nie ru szając się z miejsca. Stój tam, gdzie stoisz, i spraw, by sko pek się napełnił. Jeśli ci się uda, pozwolę przejść za święte słupy. Napełnij skopek i daj mi dwa gwichty w złocie, to powiem ci o pieśni bogów. Drakkainen wstał i patrząc tamtemu w oczy, powoli rozsznurował portki. Bondswif otworzył lekko usta w osłupieniu, a Vuko, nie ruszając się z miejsca, sprawił, by skopek się napełnił, i zasznurował spodnie. Oba Niedźwiedzie stał nieruchomo, spojrzał na wia derko, a potem na zwiadowcę. Nie jest może pełen po brzegi - zauważył Drak kainen - ale liczy się to, że został napełniony sposobem Czyniących. Bez ruszania się z miejsca.
Może ktoś powinien wam powiedzieć, że w życiu nie ma zbyt wielu nienaruszalnych reguł?
Logika ma zostać. Smoków nie ma. I tak ma być.
(...)
Przelatuje cztery, może pięć metrów, po czym z szumem wali się w skały i piarg dna doliny. Słyszę łomot, czuję drgnięcie ziemi, pomiędzy skałami wzbija się kłąb dymu.
Fizyka - jeden, magiczne idiotyzmy - zero.
A nasz kolega, jak każdy reformator społeczny, jest ignorantem. Zwłaszcza kiedy idzie o szczegóły techniczne. Istotna jest ogólna idea. Model nabazgrany na serwetce, a nie nudne kwestie, jak to ma działać i po co. Mamy tu konflikt idei i materii. Póki co materia wygrywa.
Ja tymczasem ćwiczę telekinezę, pozostając na lekcji pierwszej: "poruszanie przedmiotów w weekend" i zaczynam się martwić stanem swojego umysłu. Zaczynam bowiem śnić o podkowie.
Kiedy byle idiota może wziąć broń zdolną powalić każdego, wkrótce światem zaczynają rządzić głupcy.
Dobra. Ogień to ogień. Przy ogniu można się ogrzać. Ogień jest dobry. Należy zacząć od ciepła. Inaczej cały ten kretyński cud elektrycznego wskrzeszenia zostanie zmarnowany przez prosty przypadek hipotermii.
Przegrałeś swoją partię. Ale wiesz, co zrobić, żeby wygrać, kiedy się już przegrało? (...) Kiedy się przegrało, wygrać można tylko rozpoczynając od nowa.
-Dobrze- powiada szakal w kepi.- Teraz odejdź. Naradzimy się i zdecydujemy. Jeżeli postanowimy cię zabić, łatwo się zorientujesz.
Wychodzę z namiotu. Też lubię, kiedy ktoś mówi z sensem i niedługo.
Znacznie lepiej być krabem. Groźnym pancernym stworem, w środku zaś ciepłym i miękkim.
To daje poczucie bezpieczeństwa.
Są rzeczy, których się nie zapomina. Czas
może spłukać myśli niby deszcz. Może zmazać nawet takie rzeczy, które kiedyś były najważniejsze. Ale pieszczoty i spojrzenia kochanków zostają.
Hacel pojawił się zupełnie swobodnie na środku podwórza z mieczem schowanym do pochwy, wyprostował dłoń i machnął nią przed sobą, jakby pogładził niewidzialną deskę.
- Ten znak mówił: "spokój" - mruknął do mnie Brus. - Tak się mówi, zarówno gdy gdzieś jest zupełnie pusto, jak i wtedy, kiedy wszystkich się pozabija. Tak czy inaczej, panuje wtedy spokój.
Jasne, przywiązuję się do zwierząt. Przywiązuję się też do ludzi. Ale zwykle trudno mnie wzruszyć. Chyba coś ze mną nie za dobrze.
- Pomóż wsadzić ich na wóz - syknął. - Szybko! Zaraz ktoś nadejdzie. Zawsze tak jest. Kiedy kogoś potrzebujesz, to jakby wymarli. A kiedy nie trzeba, ciągną jak na wesele.
Tylko że nie można wydłużyć niskiego ani dodać rozumu głupiemu. Można jedynie obciąć tego, co wyrósł, ogłupić tego, co myśli, i zrujnować bogatego. Tylko w ten sposób mogą stać się jednym. Nie da się zrobić tak, by wszyscy byli bogaci. Łatwo natomiast wszystkich uczynić biednymi.
To dobrotliwe przekonanie, że budzący się człowiek przede wszystkim powinien huknąć sobie piwa przywodzi na myśl Ludzi Ognia.
- Jest tylko teraz - odparłem. - To, co było, już zniknęło. Została tylko pamięć. Jutro jeszcze nie nadeszło i jest zakryte. Trzeba żyć tym, co mamy w zasięgu ręki. Tak, żeby pamiętać potem każdą chwilę. Nie wiadomo, ile ich mamy.
Każda droga jednak zaczyna się zawsze od pierwszego kroku.
Tyle mamy wolności, ile dotyczy nas samych. Kiedy i tę nam odbiorą, zamienią wkrótce w zwierzęta.