Cytaty Patricia McCormick

Dodaj cytat
Kiedy walczysz, myślisz tylko o tym, żeby przeżyć. A kiedy w końcu uda ci się przeżyć, wciąż się zastanawiasz, czemu nie zginąłeś.
Biegnę do kuchni po długi nóż. Widzę, jak moje ramię unosi się w powietrze, jest tak silne i piękne. Ten nóż powie za mnie to, czego nie potrafiłem wyrazić słowami.
Żegnam się z moją rodziną. Mówię: przepraszam, ale nie dam rady, przepraszam, ale nie pójdę was szukać, za bardzo mnie boli.
A potem zwracam się do Śmierci. W końcu, po tym wszystkim, to już moja stara znajoma.
Możesz już po mnie przyjść, tylko się pośpiesz.
Ból w moich wnętrznościach wije się jak wąż. Zwija się i skręca, zalewa mnie trucizną. W tym szpitalu powoli dosięga mnie śmierć. Tak jak inne dzieciaki, które na polach ryżowych wykończył głód i malaria. Po tym wszystkim, przez co przeszedłem- walkach, bombardowaniach, błąkaniu się po dżungli- jednak dosięgnie mnie śmierć.
Słyszę w myślach radio Czerwonych Khmerów, głos Organizacji, powtarzający bezustannie, że wojna już się kończy. Wszystkie radia są takie same. Wszystkie kłamią. Wojna jest obecna nawet tutaj, dzieciaki krzyczą w nocy, śnią koszmary. Codziennie ktoś umiera.
Dziwna rzecz ta śmierć. Czuję paskudny smak w ustach. Cały świat jest ciemny, ale nie tak jak w nocy, raczej tak, jakby spowiły go cienie, jakby nadciągnęły czarne chmury. Wszystko jest brudne. I jakoś ciężko się oddycha. (...) I wtedy do mnie dociera, że wciąż żyję. Pół twarzy mam zanurzone w błocie, leżę. Ale żywy. Nawet kiedy myślę, że już umieram, nie umieram.
Czerwoni Khmerzy zrobią wszystko, by utrzymać się przy życiu. Tak samo zresztą jak my. Zawsze trzeba umieć wyczuć, z której strony wieje wiatr.
- Każdy dzień jest jak święto- śpiewamy.
(...) Ziemia może być twarda jak kamień, słońce może palić niczym płomień; nic jednak nie może być silniejsze od naszej miłości do Organizacji! Hurra, na cześć nowej Kampuczy! Cudownej, demokratycznej krainy urodzaju!
Kolejna sztuczka Czerwonych Khmerów, zawsze trzymać nas w strachu i czasami mówić prawdę tylko po to, by nas skołować.
Niepozorny dźwięk, pękająca czaszka, ale słychać go wszędzie. Słychać go trzy razy dziennie. Nawet zabijanie jest podporządkowane rozkładowi dnia.
Grając, często zamykam oczy. Kiedy patrzysz przez okno, możesz zobaczyć inne dzieciaki pracujące w polu, wymęczone, wygłodniałe, na wpół żywe. Widzisz je i myślisz sobie, że powinno ci być ich żal. Ale nie czujesz żalu. Tylko ulgę, że możesz być tutaj w środku i grać, zamiast pracować w polu.
Pytam nowego nauczyciela, jak ma na imię. Patrzy na mnie jak na wariata. Nikt już nie używa imion. Jesteśmy po prostu towarzyszami, robotnikami, wszyscy tacy sami, bezimienni, bezosobowi.
Dzieci umierają z braku jedzenia i na malarię. Umierają powoli, jęcząc i płacząc, prosząc by nadeszła śmierć.
Każdego dnia Czerwoni Khmerzy powtarzają, że musimy zapomnieć o przeszłości. Jest Rok Zerowy, mówią. Nic przedtem nie było. Jakakolwiek wiedza o przeszłości jest zakazana. (...) Musisz być jak wół, mówią, nie myśleć, tylko kochać Organizację.
W każdym boksie stłoczeni są ludzie. Wiele osób, w sumie może z setka, wszyscy spętani jak zwierzęta. (...) Krzyczą, wołają do mnie, błagają o wodę, proszą o pomoc. Wcześniej, podczas marszu, nauczyłem się nie patrzeć. Teraz uczę się też nie słyszeć.
-Nie poświęcajcie czasu na myślenie o ludziach których zostawiliście za sobą - mówi.
-Organizacja się nimi zaopiekuje. Organizacja jest od teraz waszą jedyną rodziną.
(...) to my, dzieci, jesteśmy początkiem nowego społeczeństwa, nowego kraju, bez pamięci o przeszłości.
Teraz słyszę odgłos krótkofalówki (...) to policja. Przyjechała, żeby mnie zastrzelić. Zabić za te wszystkie złe rzeczy, które zrobiłem. Zaczynam się zastanawiać, czy kiedy dosięgnie mnie kula, będę wyglądał jak ci wszyscy ludzie, którzy już przestali błagać o litość, a w ich oczach zgasła wszelka nadzieja i pojawił się spokój i oczekiwanie. Myślę o tym, co poczuję, kiedy uderzy mnie kula. Ulgę? Radość? A może nic?
Krew. Pamiętam krew. jej zapach, którym się upajałem, zapach, który sprawiał, że chciałem jej wciąż więcej i więcej.
Tygrys w moim sercu ryczy groźnie, skosztował krwi i chce jeszcze.
- Mała Rybko- słyszę głos- czy to ty?
Znam ten głos. Pamiętam go z czasów, kiedy moje życie było wypełnione kulami, krwią, dżunglą i smrodem gnijącego mięsa. Uciekam od niego, uciekam jak niesiony wiatrem, nie chcę nawet wiedzieć, skąd dobiega. Biegnę, potykając się o własne stopy, biegnę ile sił w nogach...
Ja, który każdego dnia zabijałem, żołnierz z ciałem i sercem starca, pełznę po trawie jak niemowlę.
Może śmierć przyjdzie sama, wystarczy, że będę tu leżał i zaproszę ją do siebie. Nie będę się ruszał, przestanę oddychać. Może będzie łagodna- nie od kuli, nie od ciosu siekierą ani z głodu. Będzie przychodzić powoli, z każdą chwilą coraz bardziej, aż w końcu nawet nie zauważę, kiedy nastanie.
Wielka bitwa. Ginie mnóstwo dzieciaków. Żołnierzy zresztą też. W pewnym momencie prostuję się i czekam, aż dosięgnie mnie kula. Nie mam pojęcia, dlaczego żadna mnie nie trafia. Nawet jak chcę umrzeć, nie jestem w stanie. Przeżyć. To jedyne, co mi pozostało.
Tej nocy kolejna wielka bitwa, ginie wiele dzieci. Biegną tuż przede mną i umierają. Wydaje ci się, że nigdy nie przyzwyczaisz się do tak smutnej rzeczy jak śmierć dzieci. Ale w końcu się przyzwyczajasz. Wydaje ci się, że też chciałbyś umrzeć. Ale nie umierasz.
Trudno powiedzieć też, że żyjesz. Nie jesteś martwy. Jesteś żywym trupem.
W obozie boisz się cały czas, bo wiesz, że w każdej chwili możesz umrzeć. Z głodu, od biegunki, od uderzenia siekierą. Ale ja nauczyłem się, w jaki sposób przeżyć. (...) I jakoś udało mi się przeżyć dzięki odrobinie szczęścia, odrobinie główkowania i może odrobinie sprytu.
Leżę na plecach, ogarnia mnie spokój. Myślę sobie, że tak właśnie wygląda umieranie. Bardzo przyjemne uczucie. Bez bólu. Bez dźwięków. Czuję się tak, jakbym nie miał ciała.
- Powiedz mi, dlaczego inni Czerwoni Khmerzy są tacy źli?
- To nie kwestia tego, czy są źli, czy dobrzy. Zabijają tylko po to, by sami nie zostali zabici- odpowiada Sombo.
Wieczorami często gram na khimie (...). W te noce mogę zatracić się w muzyce, nie śpiewam bowiem ani słowa. Nie ma pól czerwonych od krwi i chwały Organizacji. Są tylko nuty. A w nutach nie ma nienawiści, są po prostu nutami. Cała nienawiść tkwi w słowach.
Nikt nie może zdobyć jedzenia na własna rękę. Jedzenie samemu jest oznaką złego charakteru, świadectwem tego, że kocha się siebie samego bardziej niż Organizację. (...) żaden chłopak nie może się zakochać w dziewczynie. I żadnej dziewczynie nie wolno zakochać się w chłopaku. Kochać można tylko Organizację.
Mek mówi, ze żyje dzięki snom. Czasami śni nawet na jawie. Ten sam sen. Śni o miejscu, gdzie dzieci nie muszą pracować na polu, gdzie śpią na trawie, a w przestworzach szybują duchy i posypują je cukrem.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl