Cytaty Roderick Gordon

Dodaj cytat
Chłopiec chwiał się na nogach. Był całkiem odrętwiały, nie czuł ucisku liny, która wbijała mu się w talię i ciągnęła krok po kroku do przodu.
Nie czuł nic.
W krótkim czasie powietrze zaroiło się od setek tych stworzeń. Ich skrzydła łopotały ciężko, wzniecając głuchy, niemilknący pomruk. Nie ustawały również dziwne jękliwe nawoływania, które przenosiły się z jednego końca stada na drugi, jakby jaszczury informowały się w ten sposób o zagrożeniu.
Starała się omijać rynsztok, którym płynęła cienka strużka ścieków przypominających roztopiony łój. Po obu stronach drogi ciągnęły się rozpadające się budynki, pochylone ku sobie tak mocno, że ich górne piętra niemal stykały się ze sobą.
Darował chłopcom zasłanianie oczu, ale nadal mieli związane ręce.
Sara nie miała pieniędzy, nie miała dokąd pójść. Szybko zrozumiała, że będzie się musiała naprawdę natrudzić, by zapewnić należytą opiekę nawet jednemu dziecku.
Drzwi zamknęły się z sykiem, a kobieta została na pustym przystanku. Mimo siekącego deszczu i przenikliwego wiatru tkwiła przez chwilę w bezruchu, odprowadzając wzrokiem autobus, który powoli oddalał się krętą drogą w dół wzgórza.
Jaskinia wypełniła się gryzącym zapachem siarki. Potem, kiedy ryk lokomotywy osiągnął apogeum, z otworu niczym z czarnego gejzeru wystrzelił słup dymu i sadzy.
Był załamany. Czuł się tak, jakby ktoś wbił mu w plecy nóż i obracał nim powoli.
Był tam. Dom z ciemnymi oknami, a na trawniku przed wejściem tabliczka z adresem i numerem telefonu biura nieruchomości.
- Nie znalazłem jeszcze żadnych skamieniałości... czegoś naprawdę starego... ale nigdy nie wiadomo, co kryje się pół metra dalej - powiedział, zerkając tęsknie w stronę tuneli. - Właśnie to jest w tym najlepsze.
Nieznajomy miał dziwnie pociągłą twarz z wydatnym czołem, rzadkie białe włosy i jasnoniebieskie oczy, ledwie widoczne na tle bladej, niemal przezroczystej skóry. Jednak tym, co zaintrygowało doktora najbardziej, był dziwny zapach unoszący się wokół mężczyzny. Zapach stęchlizny, kojarzący się z walizkami pełnymi starych, zapleśniałych ubrań podrzucanych nocą przez nieznanych darczyńców na schody muzeum.
- Zawsze wyobrażałem sobie, że można kopać w tym swoim kawałku ziemi, coraz głębiej i głębiej, setki, tysiące mil, zamiast siedzieć na samej górze, na powierzchni ziemi - tłumaczył Will rozmarzonym głosem.
- Rozumiem - ucieszył się Chester. - Gdybyś tak kopał, miałbyś własny wieżowiec, tyle że skierowany w dół, a nie w górę. Jak włos wrośnięty w ciało.
Wypływająca z kuli poświata, jaką widział w głównej sali, zmieniła się teraz w intensywnie jasnozielone światło. Mógłby przysiąc, że to światło z każdą chwilą nabierało mocy, a płyn uwięziony w kuli wirował coraz szybciej.
Wciąż oszołomiony, wsiadł do samochodu i ruszył do domu, zastanawiając się po drodze, co powie nazajutrz szefowi. Bez końca odtwarzał w umyśle scenę, której świadkiem był przed momentem. Nim dotarł do domu, sam już nie wiedział, czy cała historia nie jest wytworem jego wyobraźni.
Powoli podszedł do drzwi i nachylił się, by spojrzeć przez okrągłe okienko z grubego, zmatowiałego ze starości szkła. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. To, co działo się po drugiej stronie, przypominało scenę ze starego, czarno-białego filmu.
Znów zwrócili się w stronę otworu i przez moment patrzyli w zachwycie na lśniące drobiny kurzu, które wirowały powoli na tle ciemnej otchłani, tworząc coraz to nowe, nieznane konstelacje.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl