Cytaty Wojciech Fusek

Dodaj cytat
Nie wiem, jak wyglądałoby moje życie bez gór i wspinania, z pewnością byłoby zdecydowanie uboższe, nawet zakładając, że poświęciwszy się szermierce, odniósłbym znacznie większe sukcesy.
Każdy, kto długo leżał w szpitalu, wie, że bywają dni, gdy nadchodzi zwątpienie. Trudno się przed nim bronić, bo same okoliczności działają depresyjnie. Jano też tak miał.
Pożegnanie ze szpadą powoduje, że Jano, jak sam obliczył, spędza w górach i skałkach osiem-dziewięć miesięcy rocznie.
Choć już dawno wspinaczka zdominowała jego życie, to jednak myśl o kolejnym starcie w igrzyskach i ewentualnym medalu olimpijskim towarzyszyła mu stale i ograniczała w planach wspinaczkowych.
Góry są groźne, góry żyją, o tym wie każdy wspinacz. Pół biedy, gdy pomrukują złowieszczo dudnieniem odległych śnieżnych lawin, straszą świstem wiatru w ostrych załomach krzesanych ścian czy tulą się w gęstej mgle, by zmylić, schować drogę do schroniska. Gorzej, gdy postanawiają zrzucić natręta z grzbietu, celując weń rojem kamieni.
Był "włocholubem", to nie ulegało wątpliwości. Znał język i miał wielu znajomych we Włoszech. Miał nadzieję, że niedługo pojadą tam razem z Dyzmą. Teraz smakowali każdą upływającą na nicnierobieniu minutę. Kochali góry nie tylko za majestat i wolność, jaką dawały. Bez nich pewno by sie nie spotkali.
Dziś obaj siorbali stygnącą kawę. Jano trzymał szklankę w lewej ręce. Wszystko, co wymagało precyzyjnego i mocnego chwytu, robił lewą. Kolejni znajomi w długie schroniskowe wieczory próbowali wyciągnąć z niego mrożącą krew w żyłach górską opowieść o wypadku i amputacji, a otrzymywali wspomnienie z dzieciństwa.
Niezmiennie dziwiła Dyzmę rzetelność opowieści. Szczegóły nie zmieniały się o jotę.
W elitarnym środowisku wspinaczy, gdzie talent znaczył więcej niż stanowisko, funkcja kierownika wyjazdu ograniczała się do wzięcia sobie na głowę niedogodności związanych z koordynacją wyprawy i gaszeniem pożarów organizacyjnych.
Spała na wycieraczce schroniska w Morskim Oku, byleby być blisko Janusza. Przez kilka lat przyjeżdżała pod ściany, gdzie się wspinał. Jak udawało jej się go namierzyć, nie wiadomo. Bardzo go to męczyło, drażniło, a my mieliśmy ubaw.
Ze szpadą w dłoni nawet w późnym wieku młodniał. Sylwetka mu się prostowała, znikał pokaźny brzuch, z którego na co dzień zsuwały się na boki napięte szelki - zdecydowanie wolał je od paska.
Sama kocha góry i raz na trzy lata jeździ do Zakopanego, do ośrodka Ministerstwa Zdrowia na dwutygodniowe wczasy, ale żeby narażać życie, szczególnie gdy się przeżyło wojnę? Nie potrafi tego zrozumieć, choć od lat widzi radość, jaką synowi daje wspinaczka.
Cenię drogi, które prowadzą wprost, ale też te, które są zgodne z logiką ukształtowania formacji, kluczą wśród spiętrzeń, wykorzystują naturalne drzwi do trudności, jak kominy, płyty itd. Takie ściany w Tatrach mają Słowacy, przede wszystkim zach. Łomnica, Galeria Gankowa, pn. ściana Małego Kieżmarskiego.
Cenię drogi, które prowadzą wprost, ale też te, które są zgodne z logiką ukształtowania formacji, kluczą wśród spiętrzeń, wykorzystują naturalne drzwi do trudności, jak kominy, płyty itd. Takie ściany w Tatrach mają Słowacy, przede wszystkim zach. Łomnica, Galeria Gankowa, pn. ściana Małego Kieżmarskiego.
W przypadku Janusza studia okazały się wyzwaniem z góry (i przez góry) skazanym na niepowodzenie. To tak jakby w klapkach, bez liny i haków atakować Filar Kazalnicy. Kilkadziesiąt godzin absencji na każdym z pięciu rozpoczynanych kierunkach było nie do nadrobienia.
Nie lubił nerwowego wysiłku podróży, ale cóż, okoliczności zmuszały. Dwa razy do roku kupował bilet drugiej klasy ze zniżką dla emeryta. Wsiadał na stacji Warszawa Wschodnia i wyruszał sprawdzić, jak ma się choróbsko.
Natura dała pokaz mocy - i nagle wszystko stanęło. Śnieg zmieniał się w beton. To druga groźna faza lawiny, unieruchamiająca.
Zero paniki. Zdawało mu się, że panuje nad nieplanowanym odwrotem spod ściany. Zero lęku. Kontrolował myśli gnające po głowie. Wbrew opowieściom tonących i zasypywanych taśma wydarzeń z młodości nie sunęła przed oczami. Zero nerwów. Chłodno analizował sytuację. Nie panikować!
Dłonie nie znalazły oparcia. Upadł. Przekręciło go. Na bok, na plecy. Zobaczył chmury uciekające za ocienioną grań, odsłonił się kobaltowy błękit nieba.
Gdyby powstała Polskosłowacja, mielibyśmy całe Tatry, bez pieczątek w dowodzie i paszportowych korowodów, stref nadgranicznych, wopistów (żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza). Za Tatry zgodziłbym się nawet na Słowacjopolskę.
Dobry aktor często jest egocentrykiem, Woszczerowicz był z tych skrajnych. Apodyktyczny, w dorastaniu syna obecny był rzadko.
Marcowe wspinanie to bajka. Przy odrobinie szczęścia słońce oczyści skałę ze śniegu, a czasem i lód wytopi.
Jano miał nosa do wynajdywania nowych dróg w skale, umiejętnie dobierał zespoły do przewidywanych trudności. Był inicjatorem i mózgiem wielu wypraw, a w finale górskiej kariery poprowadził sześć dużych ekspedycji na szczyty dziewicze lub tak znane i wymagające jak K2.
Przygodę z taternictwem rozpoczął już jako wyczynowy sportowiec. Niewątpliwie pomogło mu to błyskawicznie wskoczyć do taternickiej elity.
A przecież w historii polskiego sportu jedynie Kurczab oraz szybownik i saneczkarz Jerzy Wojnar zostali odznaczeni Złotymi Medalami za Wybitne Osiągnięcia Sportowe w dwóch różnych dyscyplinach. Nie ma w Polsce wyższego sportowego odznaczenia, podobnie jak nie ma na świecie wielu tak wszechstronnych mistrzów.
Kurczaba znają pasjonaci górskiej historii, ale dla innych pozostaje anonimowy.
Co sprawiło, że Janusz Kurczab nie jest wymieniany jednym tchem ze wspinaczami złotej ery polskiego himalaizmu, jak Jerzy Kukuczka, Wanda Rutkiewicz, Krzysztof Wielicki, Andrzej Heinrich, Leszek Cichy, Wojciech Kurtyka, Maciej Berbeka czy ciut młodszy Artur Hajzer? Wszyscy oni byli jego kolegami, z wieloma się wspinał, kilku uczył wspinaczki.
Trenerskie studia dla alpinistów były pierwszymi i jedynymi, które ukończył Jano. Pracy magisterskiej nie obronił, bo wymagałoby to od niego co najmniej roku więcej na uczelni.
Za to jego życie stało się tematem dwóch prac magisterskich.