Reportaż to taki specyficzny gatunek literacki, w którym najważniejsza jest prawda o przedstawianym w nim temacie. Reportażysta zaś, to taki człowiek, który całym swoim zaangażowanie i poświęceniem dąży do poznania prawdy o miejscu i ludziach, w którym się znalazł. By powstał dobry reportaż, niezbędne jest połączenie tych dwóch czynników, a więc prawdy tematu z poświęceniem i bezstronnością pisarza. Jeśli chcemy sięgnąć po książkę będącą wykładnikiem owych zasad, z całą pewnością możemy sięgnąć po najnowsze dzieło Jacka Hugo Badera "Dzienniki Kołymskie".
Reportażysta - podróżnik to człowiek, który widzi więcej od innych ludzi, dostrzega to, co czasami wydaje się zupełnie nie istotne, nie ważne, nie warte uwagi, a następnie opisuje to w taki sposób, iż czytający owy tekst ludzie są przekonani, iż jest to jedna z najważniejszych rzeczy, jakie przeczytali w ostatnim czasie. Takim pisarzem jest właśnie Jacek Hugo Bader, jeden z najwybitniejszych współczesnych reportażystów w naszym kraju. Od wielu lat związany z Gazetą Wyborczą, autor wielu reportaży poświęconych obszarom byłego ZSRR i żyjącym tam ludziom. Najnowszym dziełem pisarza jest opowieść o Kołymie, miejscu kojarzącym się głównie ze śmiercią i tragicznym losem milionów ludzi, którzy trafili do tamtejszych obozów pracy. I właśnie do takiego miejsca udał się Jacek Hugo Bader, by nam o nim opowiedzieć nieco więcej, przybliżyć jego współczesny obraz, być może pomóc lepiej zrozumieć. Czy owy zamiast autora się powiódł? Mam nadzieję, ze na to pytanie pozwoli odpowiedzieć niniejsza recenzja..
Zanim przyjrzymy się bliżej treści "Dzienników kołymskich" i wynikających z nich doznać i przemyśleń dla czytelnika, należy poświęcić nieco uwagi tragicznej historii Kołymy, która stanowi niejako punkt wyjściowy dla podjętej przez pisarza wyprawy do tego miejsca. Wydaje się bowiem, iż by zrozumieć tą książkę, konieczne jest zrozumienie historii tego miejsca.
Kołyma stanowi nieformalne określenie grupy obozów pracy przymusowej na obszarze północno-wschodniego ZSRR, w których w latach 1932-1957 straciło życie blisko 6 milionów ludzi. Obszar ten, z uwagi swego położenia w dorzeczy rzeki Kołyma, nazywany był przez lata "przeklęta wyspą", z uwagi na swoje ekstremalne warunki klimatyczne, gdzie temp. dochodziła poniżej 50 °C., i gdzie więźniowie byli zmuszani do nieludzkiej pracy w kopalniach. Dlatego też Kołymę uważa się dziś, za największe cmentarzysko współczesnego świata. I właśnie do takiego miejsca udał się Jacek Hugo Bader..
Podróż Jacka Hugo Badera po Kołymie, to podróż po liczącym blisko dwa tysiące kilometrów szlaku wędrówki milionów więźniów, którzy owy szlak znaczyli swoimi kośćmi, padając ze zmęczenia w tych nieludzkich warunkach. To również podróż po miejscach, które choć współczesne, na zawsze już są i będą związane z tragiczną historią tego miejsca. Co ciekawe, autor na wstępie zarzeka się, iż nie będzie to opowieść o tragicznej historii, lecz o teraźniejszości. Ale czy owa teraźniejszość może istnieć bez swojej przeszłości?
Podróż pisarza rozpoczyna się Magadanie, kończy zaś w Jakucku. Pisarz podróżując wszelkimi możliwymi środkami transportu, głównie autostopem, poznaje i utrwala za pomocą słów, nagrań, fotografii, wszystko to, co jest interesujące, ważne, warte poznania i upamiętnienia. Wiele miejsca poświęca niezwykłej przyrodzie, tyleż pięknej i egzotycznej, co przerażającej swą surowością i niedostępnością. Najważniejszym jednak powodem dla którego się tu znalazł, są ludzie, mieszkańcy tej przeklętej krainy, którzy postanowili właśnie tutaj spędzić całe swoje życie, zakładać rodziny, wychowywać dzieci, cieszyć się ze swych małych szczęść. Ludzie ci są niezwykli różni, tak jak różne wydaje się to miejsce dla każdego z nich. Niektórzy z nich są niezwykle otwarci na rozmowę, dzielą się z pisarzem, często przy szklaneczce miejscowego trunku, historią swego życia, tym jak tu się znaleźli, jak odbierają to miejsce, jakie mają marzenia i plany na przyszłość. Inni zaś są bardzo skryci, wręcz chłodni, niedostępni. Niemniej wszyscy oni zachwycają pisarza, właśnie tym jacy są, swoją odmiennością, prostotą, zwyczajnością. Każdy z nich ma do opowiedzenia swoją historię, czasami przygnębiającą, czasami wesołą, zawsze jednak szczerą. I tak oto poznajemy m.in.: dramatyczną historię Tamary, która opowiada o niewyobrażalnych przeżyciach ze swego pobytu w kobiecych łagrach, historię bogatego oligarchy Basanskiego, który wzbogacił się na przemianach ustrojowych w Rosji, córki jednego z największych zbrodniarzy stalinowskich - Nikołaja Jeżowa i jej dramatycznym dzieciństwie czy też wreszcie historię szamanki Dory, która oczyściła duszę autora ze wszelkiego zła jakie pochłonął podczas podróży po Kołymie oraz ze wszystkich czytelników, którym niniejsza książka się nie spodoba..
Czytając "Dzienniki kołymskie" nie sposób oprzeć się wrażeniu, że cała wyprawa stanowi jedynie wstęp do głównego celu autora, jakim jest wysłuchanie tych niezwykłych ludzi. Podróż odbyć się musiała, by mógł on tutaj dotrzeć, lecz w momencie traci ona całkowicie na swym znaczeniu, zaś ważne stają się jedynie te krótkie, jakże interesujące opowieści. Opowieści ludzi, którzy żyją "na końcu świata" i którzy mimo wszystko, jakoś sobie radzą, nie narzekają na swój los, są na swój własny sposób szczęśliwi. I nawet jeśli nie mówią tego wprost, to się po prostu czuje. Każda z tych historii wnosi coś nowego, przyczynia się do zmiany stanu ducha czytelnika, który przygnębiony poprzednia opowieścią, nagle znajduje powód do uśmiechu. Wszystkie te dłuższe i krótkie opowieści stanowią niejako elementy dużej układanki, która zyskuje swój ostateczny kształt dopiero wraz z ostatnią stroną książki. Myślę, ze podobne odczucia towarzyszyły również samemu autorze, który całkowicie inaczej patrzy na Kołymę na początku swej podroży, i jakże inaczej przy jej zakończeniu.
"Dzienniki kołymskie" to podróż przez geografię, historię jak i również, a może przede wszystkim, ludzkie życie. Podróż człowieka, który niewątpliwie pokochał Rosję, taką, jaka jest, a więc z jednej strony biedną, tragiczną, brudną i nie dającą żadnych powodów do marzenia o lepszym losie, z drugiej zaś pełną dobrych, szczerych ludzi, otwartych na drugiego człowieka, gotowych przyjść mu z pomocą. Te dwa skrajne obrazy Rosji stykają się również na kartach reportażu Badera, dając tym samym pełny obraz życia w tej, z jednej strony jakże pięknej i fascynującej, z drugiej zaś przerażającej, krainie na dalekim wschodzie Rosji.
Czytając reportaż Jacka Hugo Badera odnosiłam wrażenie, iż sama znajduje się gdzieś na pustej, pokrytej lodem, drodze na kołymskim szlaku. Niemalże czułam owe zimno, ciemność wiejąca z głębokiego lasu, pustkę przestrzeni i radość, na widok dymu unoszącego się z wiejskich domów gdzieś w oddali. I choć w swym życiu nigdy nie byłam w Rosji, nie mówiąc już o jej wschodnich kresach, to czułam w pełni, ze rozumiem tych ludzi ,ich język, kulturę, mentalność, sposób patrzenia na życie. To prawda, czasami miałam niejako żal do autora, iż nie próbował zadać jednego pytanie więcej, uzyskać od rozmówcy choćby jeszcze jedną informację na temat swego życia, ale być może właśnie w tym tkwi cały sekret tej opowieści, by poznać tyle, ile można..resztę zaś pozostawić tym biednym ludziom w ich własnych sercach i sumieniach.
"Dzienniki kołymskie" to niezwykła opowieść o ludziach żyjących w miejscu, w którym, wydawałoby się nikt w pełni rozumu, nie chciał by żyć i mieszkać. Jednak oni tam naprawdę żyją, co prawda całkiem inaczej niż my tutaj, ale inaczej nie oznacza, że gorzej. Czasami zazdroszczę im ich sposobu myślenia, postrzegania życia, śmierci, religii, przeznaczenia..zazdroszczę też Jackowi Hugo Baderowi, że on tam był..