Naszło mnie na rozważania o pisaniu, po części z powodu wyzwania NaNoWriMo, które polega na tym, by w 30 dni wystukać 50 tysięcy wyrazów powieści, przy czym liczy się ilość, nie jakość (duh...). Czy myślicie, że jeżeli nie przestalibyśmy klik klik klikać, przez pięć lat na przykład, to z naszego tekstu udałoby się wyłuskać dobrą książkę? I kto byłby wtedy jej autorem - klikacz, czy wyłuskiwacz?
Z Wikipedii:
Twierdzenie o nieskończonej liczbie małp stwierdza, że małpa naciskająca losowo klawisze maszyny do pisania przez nieskończenie długi czas, prawie na pewno napisze dowolnie wybrany tekst, taki jak na przykład kompletny dorobek Williama Szekspira.
(...)
Jorge J. E. Gracia uważa, że pytanie o tożsamość tekstów prowadzi do innego pytania – do pytania o autorstwo. Jeśli małpa jest w stanie napisać na maszynie Hamleta, mimo braku przekazywania żadnej myśli i tym samym dyskwalifikując siebie jako autora, wtedy wydaje się, że tekst nie potrzebuje autorów. Możliwym rozwiązaniem jest uznawanie za autora tego, kto odnajdzie tekst i zidentyfikuje go jako Hamleta; lub, że Szekspir jest autorem, małpa jego pośrednikiem, a znalazca jedynie użytkownikiem tekstu. Te rozwiązania tworzą własne problemy: na przykład gdy małpa działałaby przed urodzeniem Szekspira, lub w przypadku, gdy Szekspir nigdy by się nie narodził lub gdyby nikt nie odnalazł maszynopisu małpy.
Nad małpą mamy taką przewagę, że możemy tworzyć tekst od razu z gotowych wyrazów, a nie pojedynczych znaków. Z tych "klocków" układamy zdania, z nich z kolei akapity i rozdziały, a potem voilà! - Nobel.
Poza tym z reguły nie sikamy na klawiaturę i nie próbujemy jej atakować (chociaż czasami by się chciało):
W 2003 roku przeprowadzono dla żartu eksperyment z sześcioma makakami czubatymi, ale ich wkład w literaturę ograniczył się jedynie do pięciu stron składających się głównie z liter S, pomijając fakt atakowania i wypróżniania się na klawiaturę. Badacze ocenili, że twierdzenie o nieskończonej liczbie małp nie odnosi się do rzeczywistych małp.
Co Wy na to? :-)