...czyli co robicie z książkami! Kładziecie książkę do góry grzbietem? Jecie przy czytaniu? Zaginacie rogi w formie zakładki? Zaczynamy kanapową spowiedź :)
Niestety jako wielkiej ciapie, udaje mi się przynajmniej dwa razy dziennie upuścić książkę i czasami kiedy wkładam do torby zagną mi się strony, na szczęście większość książek mam w twardych okładkach :)
Tak myślę nad pytaniem wątku i stwierdziłam, że jestem wprost aniołem książkowym...Staram się ogromnie niczym ich nie ubrudzic, a jeśli komuś pożyczam książkę, przestrzegam przed tym samym. Już takie moje zboczenie. Tak samo miałam z zeszytami w szkole. No po prostu musi byc czysto na każdej stronie bez plam jedzenia. Pozwalam sobie jedynie ołówkiem zaznaczyc interesujący cytat. Ale zauważyłam, że coraz częściej piszę w notatniku stronę i numer wersu.
No i czy nie jestem aniołem? Nawet w pióra obrosłam. hahaha
A zaginanie stron to już profanacja (zaginanie w celu zaznaczenia ostatniej przeczytanej strony) Grrr
Zaginanie w celu zaznaczenia ostatniej przeczytanej strony jest dla mnie nie do pomyślenia! Moja mama tak robi. Nie wiem jak tak można?!
A jeżeli chodzi o grzeszki to ja ich nie mam. Moje książki są bardzo zadbane, bo i staram się aby były w jak najlepszym stanie. Plamy z jedzenia to nie u mnie. Owszem czasem zdarzy się zagiąć róg, ale raczej staram się pilnować, aby nie było śladów użytkowania. Zawsze rozważam możliwość sprzedania lektury, więc jest to głównie w moim interesie.
I jeszcze do roznoszenia pozaczynanych książek po całym mieszkaniu - mam książkę przykuchenną, łazienkową, sypialnianą a zimą zdarza mi się mieć kotłownianą... Ale wszystkie mają gustowne zakładki więc o łamaniu grzbietu czy zaginaniu rogów nie ma mowy;)
Ja nigdy nie zaginam kartek, staram się nie kłaść do góry grzbietem, mam od tego mnóstwo zakładek :) nie czytam przy jedzeniu, ale zdarza mi się czytać w wannie więc niektóre książki mają pofałdowane lekko karteczki ;) I czasami piszę po książkach swoich- luźne refleksje, zaznaczam cytaty , które mi się podobają. Po za tym nie mam innych grzechów. Uwielbiam swoje książki, są dla mnie moimi skarbami :)
Jestem aniołkiem :-) Poważnie. Nie czytam przy jedzeniu. Nie piszę po książkach. Nie zaginam rogów. Nie kładę książki grzbietem do góry. Więcej grzechów nie pamiętam ;-)
Ja staram się książki szanować aby zawsze miały swoje miejsce na półce, aby były czyste niczym nie zabrudzone. Ale przyznam się że mam małą słabość do zaznaczania w książce ołówkiem cytatów bądź podczas czytania ważnych dla mnie momentów (podkreślenie ołówkiem zdania) oraz jestem maniaczką noszenia książki przy sobie abym mogła do niej sięgnąć np w autobusie czy kolejce i to powoduje noszenie jej w torebce co powoduje idąc łańcuszkiem czasem delikatne minimalne zagięcie rogów albo małą ryskę na okładce kluczem ;)
To pora na mnie :) Ja czytam przy jedzeniu. Wprost to uwielbiam. I generalnie chyba nigdy nie zdarzyło mi się ubrudzić książki. O, przepraszam! Raz niefortunnie galaretką z owocami (jeszcze niestety z porzeczką) ubabrałam biblioteczny egzemplarz. Ale mi się upiekło :) Kiedyś nałogowo zostawiałam książki do góry okładką, teraz przyzwyczaiłam się do zakładek. Poza tym zawsze staram się mieć jakąś książkę przy sobie - w szkole, na zakupach, nawet na imieninach. Dzięki temu nie ma momentu, w którym nie mam czego czytać, ale niestety książki się gniotą i zaginają się rogi. Ale lektury pożyczone od innych traktuję jako świętość! I tyle mam na swoją obronę :)
Tak jak @anek7 roznoszę po domu pozaczynane książki :) ale bez obawy jeszcze mi się nie zdarzyło, by którejś nie doczytać. Poza tym używam zakładek, robię zakładki i daje je znajomym. Zaznaczam ołówkiem ciekawe cytaty. Co mnie OKROPNIE razi: LIZANIE palców przed odwróceniem strony... Ble.... :P
A ja też noszę książki wszędzie, ale dam wam radę, aby rogi się nie zaginały najlepiej jest kłaść książkę na stronę zszycia ( nie wiem jak to określić, ale wiecie o co chodzi) w poprzek. Jeszcze nigdy róg mi się nie zagiął nosząc w ten sposób. Poz tym ja mam w plecaku przegródkę na laptopa i tam najczęściej kładę książki, więc zagięcia są niemożliwe.
Nie mam nic przeciwko jedzeniu przy książkach, ale pod warunkiem, że ma się czyste ręce, a nie w tłuszczu i innych tego rodzaju substancjach.
Roznoszenie pozaczynanych książek to również mój problem. Ogółem na raz czytam ok. czterech sztuk, ale zawsze jedną faworyzuję i przez to jeździ ona ze mną wszędzie (szkoła, wycieczki). Druga jest zazwyczaj z biblioteki albo lektura, więc czytam żeby się wyrobić w terminie w domu, następne to albo e-booki, z których korzystam tylko przy okazji spędzania czasu przy komputerze, albo jakieś książki zalegające na półkach, na które nie miałam ochoty, ale wypadałoby je przeczytać.
W sprawach książkowych jestem aniołem. No, może jeden grzeszek na konto wpada - nie mają stałego miejsca. Przenoszę je z jednego miejsca w drugie, aż do momentu kiedy nie zostaną przeczytane. Wtedy lądują na półce. Ale póki są dziewicze, muszę chwilę główkować, gdzie którą odłożyłam.
Ja muszę się przyznać do nie pilnowania książek. W związku z posiadaniem szkodnika lat jeden i pół wszystko jest w domu na wysokościach. Niestety czasami książkę porzucam w miejscu, w którym przerywam czytanie, bo kupa, bo soczek, bo telefon dzwoni. A moje dziecko jest na etapie naśladowania i bierze ów egzemplarz i czyta... do góry nogami też potrafi i czasami zachowuje się jak wyżej wspomniani Amerykanie... na szczęście ucierpiała tylko jedna książka, a ja jestem coraz szybsza...
Nie zaginam rogów ani nic z tych rzeczy. Przyznam się, że zdarza mi się jeść przy jedzeniu jakieś słodkości, ale nigdy nie jem przy obiedzie czy jak jem kanapki. Jakoś tak nie umiem. Wolę na tę chwilę usiąść sobie przy komputerze czy pooglądać TV, a jak skończę dopiero ponownie zabrać się za czytanie. Jeśli chodzi o stawianiu książki na przeczytanych stronach to robię to tylko jak np. opisuję na sms (a komórka jest praktycznie cały czas blisko mnie), albo jak zapisuję sobie stronę i tytuł książki po to, żeby później sobie zapisać cytat. Nienawidzę jak ktoś pisze po książkach, bo sama tego nie robię. Nawet w celu zaznaczenia sobie jakieś cytatu czy czegoś podobnego. Nie wiem może kiedyś sama będę tak robić, ale jak na razie nie widzę takiej potrzeby.
A ja mam swoje małe grzeszki. Zdarza mi się czytać przy jedzeniu, ale, podobnie do Black_Vampire, raczej przy słodkościach czy owocach aniżeli przy konkretnym posiłku. No i odkładam książkę do góry grzbietem. Zdarza mi się to w sytuacjach kiedy muszę szybko przerwać czytanie, a przy półrocznym brzdącu takich chwil nie brakuje. :) Podobnie jak u Patrycji, widzę zainteresowanie mojego Młodego książkami, które czyta mama i kiedy tylko ma możliwość próbuje złapać za okładkę lub stronę. Jak na razie jestem szybka i żadna książka nie ucierpiała w wyniku zainteresowań Iwa. :) Poza tym nie wyobrażam sobie pisania w książkach, czy to żeby zaznaczyć cytat, czy to żeby zapisać swoją luźną uwagę odnośnie tekstu - od tego mam zeszyt.
Uśmiechnęłam się czytając wypowiedź Przemka :) Też jestem aniołkiem :D Kiedy widzę w książce, którą wypożyczyłam w bibliotece, pozaginane rogi, pozakreślane fragmenty, to ciarki pojawiają mi się na plecach. W swojej pracy widziałam już tyle zniszczonych książek, że gdybym sama miała tak robić, to wpierw by mi chyba ręka odpadła.
A propos pisania. Kiedyś nie chciało mi się robić notatek w zeszycie, ale nie chciałem pisać po książce. Kupiłem więc mnóstwo kolorowych karteczek samoprzylepnych i wklejałem je na stronach, pod ważnymi zdaniami i na nich notowałem.
Pomysł się nie sprawdził - nie jest to zbyt praktyczne, ale książka była kolorowa :-)
A propos pisania notatek to ja piszę na podręcznych kartkach, jaka mi wpadnie w ręce i jest w pobliżu, gdy czytam. Później szukam jak piszę recenzję i chcę je zebrać do kupy. Ostatnio grzebałam w śmietniku, z sukcesem :-)
Mi zdarzyło się jedynie w kontenerze szukać kluczy od mieszkania, które pofruuuneły ze śmieciami ;)
A jeśli chodzi o notatki z racji tego, że ołwkiem z książce zaznaczam bardzo minimalnie, to później nie wszystkie mogę znaleźć i dlatego założyłam specjalny notatnik. Wszystko mam w jednym miejscu i po kolei :)
Dla mnie książki to rzecz użytkowa - muszą się czytać i być wygodne. Dlatego nie cierpię książek w twardej oprawie. A z grzechów głównych (które nie uważałam wcale za grzechy - aż do przeczytania tego wątku!) to i czytam przy jedzeniu, i nieraz kładę do góry grzbietem, i podkreślam/robię notatki (ołówkiem, żeby można było zmienić zdanie ;) ). Chyba tylko rogów nie zaginam, bo lubię zakładki i zawsze jakąś mam pod ręką :)
zdarza mi sie popełnić drobne grzeszki, ale staram sie dbać o ksiażki, szczególnie z biblioteki. Moim grzechem jest chyba to, że jak jakaś książka bardzo mnie wciągnie, to cały świat przestaje istnieć. Zdarzało mi sie czytać cała noc, kiedy następnego dnia trzeba było zerwać sie z rana do szkoły ;P