A ja wolę bułki bez ziaren :D Ja już dawno przestałam się wstydzić tego, co czytam i nie reagować na podobne zaczepki literackie. Od wczesnego dzieciństwa książki były moim światem, biblioteki królestwem, w którym mogłam spędzać wieczność, a księgarnie miejscem, gdzie traciłam wszystkie swe oszczędności. Nie wyobrażam sobie życia bez czytania! Niemniej moją lekturą bardzo często jest łatwe, proste i przyjemne powieściopisarstwo. Przy książce chcę odpocząć, chce się uśmiechnąć, oderwać. Męczę się w życiu codziennym, na spotykające mnie przykrości i trudności niejednokrotnie nic nie mogę poradzić, jednak książkę mogę sobie dobrać taką, na jaką aktualnie mam ochotę. Dlatego rejestrując się parę dni temu na "nakanapie" nie wybrałam do folderu "przeczytane" ambitnych klasyków, a wpisałam dokładnie to, co zdarzyło mi się czytać. Znajdziecie tam i harlequiny i modne sagi fantasy, ale również "Zbrodnię i karę", "Mistrza i Małgorzatę" czy "Trylogię". Wiem, kiedy czytam klasykę, kiedy się dokształcam, a kiedy oddaję się rozrywce. W żadnym z tych aspektów czytania nie widzę nic złego.
Kiedy zaś sięgam po lekturę dla przyjemności, wyznaję zasadę, że nie mam co się przygnębiać i męczyć. To mam w życiu na co dzień. W czytaniu codziennym chodzi - dla mnie osobiście - o radość, optymizm, energię. I tego szukam. A znajdując czuję głęboką satysfakcję.
Od czasu do czasu mam jednak apetyt na dowiedzenie się czegoś więcej, poczucie się mądrzej, na wykonanie nieco więcej wysiłku, stanięcie na palcach i sięgnięcie po książki z wyższej półki. Gdy robię to z własnej nieprzymuszonej woli, wtedy również odczuwam przyjemność - intelektualną.
Kocham wiele pospolitych książek. Książek modnych i łatwych. Nie wstydzę się tego. Harry Potter kilka lat temu wyciągnął mnie z depresji, z którą sobie nie radziłam. I nawet jeśli jest absolutną komerchą, wcale mnie to nie obchodzi. Mnie uratował życie (choć nie byłam wtedy nastolatką!). Ale kocham też niektóre z klasyków, Sienkiewicz jest moim guru, "Mistrza i Małgorzatę" oprawiłabym najchętniej w ramki, kocham Dickensa, a "Zbrodnię i karę" czytałam z wypiekami na twarzy. Jak widać jedno nie przesądza drugiego.
Poza tym... klasyka. Dla mnie w pewnym sensie klasyką jest też "Ania z Zielonego Wzgórza", Aghata Christie czy Zbigniew Nienacki. To nie są wybitne dzieła literatury zasługujące na literackiego nobla, ale... klasyka ma wiele wymiarów. Jak nasze życie:)
I na koniec, to co poruszyliście już - podpisuję się obiema rękami pod stwierdzeniem - czytać, nie ważne co, ale czytać. To zawsze rozwija wyobraźnię, gust, pozwala człowiekowi wykształcić sobie inny zmysł, którego Ci, którzy zdają się na gotowce w postaci światka filmu i gier komputerowych, nigdy nie posiądą. A jeśli chodzi o najmłodszych, już na wstępie swojej edukacji tak zepsutych przez postęp, czytanie czegokolwiek to dobry start, by w przyszłości w ogóle czytać. Mój brat zaczął od Harry'ego (kiedy już zapowiadało się, że nigdy nie przeczyta zdania dostał go od ojca chrzestnego na gwiazdkę) i teraz po dziesięciu latach, może nie jest osobą, która czyta milion książek rocznie, ale czyta, co uważam za wielki sukces, wiedząc jak wszystko się zapowiadało.
A dla mnie osobiście, książki to pasja. Część mnie. Gdybym wstydziła się tego, co czytam, musiałabym wstydzić się siebie. Nie zamierzam:)