Temat

Bardzo Proszę o ocenę mojego 1 rozdziału książki.

Postów na stronie:
RA
@raito
3 posty
2011-07-26 13:26 #
Jeżeli już koś się zdecydował na zajrzenie tutaj i przeczytanie mojego tekstu, to prosilbym do końca, ponieważ piszę książke, i chciałbym dostać nie tyle konstruktywną krytykę, czy po prostu podoba się pierwszy rozdzial, i czy zachęca do przeczytania drugiego. Pozdrawiam i dziękuję

PRZEDMOWA

Ludzie uważają, że dzisiejszy, indywidualnie prowadzony tryb życia, nie ma prawa być kruchy, nie ma prawa zostać rozszczepiony na czynniki pierwsze. Ale takowe myślenie jest złudne, bowiem życie samo w sobie przysparza nam wiele bolączek, czasami niezależnych od nas. Wielu ludzi zatem, skrywa swe cierpienie, aby udawać przed społeczeństwem, że ich życie pozostaje sielanką nieskażoną smutkiem. Jednak za pustkami domów prawda wygląda zupełnie inaczej. Nie powinniśmy lękać się cierpienia, nie powinniśmy przed nim uciekać, chować go przed innymi. Niestety, dziś cierpienie zostało osnute wstydem. A przecież ukazując światu nasze cierpienie udoskonalamy go, udoskonalamy siebie, jednocześnie dając wzór jak postępować podczas kryzysu rodzącego się wewnątrz naszego stanu ducha. Prędzej czy później, kryzys, dopadnie każdego człowieka niezależnie od płci, wyznania, czy statusu społecznego. Co w takiej sytuacji zrobimy? Do kogo pójdziemy z prośbą o pomoc? Do osoby chodzącej wyłącznie po klubach techno aby pooglądać jedynie niesamowite iluminacje świetlne? Dodatkowo spalonej w solarium na pomarańcz? Posiadającej samochód który do setki rozpędza się w niespełna cztery sekundy? Czy do osoby regularnie chadzającej do kameralnego klubu jazzowego, rokowego, skromnie i schludnie ubranej?
Wyżej wymienione różnice dla wielu mogą posiadać truistyczny wydźwięk, ale różnice między prawdziwością a sztucznością, zawsze będą widoczne gołym okiem. A mimo tego, z jakiegoś powodu, ludzie wybierają życie pod połaciami iluzji, cierpiąc przez taki wybór jeszcze bardziej – nie zdając sobie nawet z tego sprawy, lecz w głębi serca przeczuwając, że wewnętrznie zaczynają odczuwać zaburzenie dobrej karmy.
Przyznanie się do cierpienia daje nam więcej pożytku niż szkody, ponieważ możemy wtedy stawić czoła niesprzyjającemu losowi, wiemy z czym walczymy, i nie robimy z siebie totalnie hedonistycznej, wyrzekającej się cierpień człowieczeństwa bestii.

ETAP I: KSZTAŁTOWANIE

Rozdział I

Takim człowiekiem w przyszłości zostanie Tomek; prawdziwym. Dziś ma niespełna dzieśięć lat, więc jego dziecięca natura, aby funkcjonować w zakłamanym świecie, nie musi udawać kogoś kim nie jest.
Tomek mieszka w małym miasteczku w którym lokalne społeczeństwo, po obaleniu komuny, zaczynało stawiać pierwsze kroki w nowym systemie. Dziecięcy umysł Tomka, wchłaniający nowe rzeczy niczym gąbka, nie miał problemu z zaadaptowaniem sobie nowych zachowań i wartości tworzących się wraz z raczkującym systemem kapitalistycznym. Niestety mieszkał z bezrobotnym ojcem pijakiem żłopiącym piwska na umór. Dopóki jego ojciec pracował, dawali radę przetrwać i stworzyć dla siebie ludzkie warunki. Cały świat obrócił się do góry nogami gdy w 1998 roku ojciec Tomka został zwolniony za spożywanie alkoholu na stanowisku pracy. Dostosowanie się do nowych zasad pracowniczych, było dla niego niezwykle trudne. Przede wszystkim najtrudniejszym krokiem było rzucenie nałogu. Od tego czasu życie Tomka zaczęło przybierać obraz piekła. Mimo tego, cichy acz rozrywkowy sposób bycia chłopaka, owocował wieloma kręcącymi się obok niego kolegami oraz koleżankami. Nie tylko za rozrywkowy charakter był uwielbiany. Stanowił również wzór sportowy. Najlepiej grał w piłkę nożną z miejsca stając się na osiedlu bożyszczem sportowym. Każdy chciał grać tak jak Tomek, każdy chciał go widzieć w drużynie. Przeważnie skład w którym grywał, miał zapewnioną wygraną. Dlatego kapitanowie dobierający składy często wykłócali się do czyjej drużyny przystąpi, często nie pytając o zdanie samego Tomka. Mimo tego, przysłuchiwanie się kłótniom napawało go dumą. Dzięki nim coraz częściej uświadamiał się w przekonaniu jak wielkim talentem został obdarzony. Dlatego marzeniem chłopaka było zostać piłkarzem. Jednakże treningi organizowane przez miejscowy ośrodek sportowy, kosztowały dość duże sumy pieniężne, a pokazanie swoich umiejętności na treningach, dawało mu szansę, że zostanie wypatrzony przez trenera prowadzącego tutejszą drużynę młodzików. Wpadł zatem na pomysł zbierania butelek po piwie i aluminiowych puszek, dzięki którym po uprzednim sprzedaniu, będzie mógł uzbierać wystarczającą kwotę wymaganą do wzięcia udziału w szkoleniowych treningach. Lecz dziecięca natura Tomka, wydawała każdy zarobiony pieniądz ze sprzedaży butelek i puszek, na poprawiające humor słodkości. Pochłonięcie dla niego góry słodyczy nie stanowiło najmniejszego problemu. Problem pojawiał sie dopiero po fakcie zjedzenia wszystkich słodyczy gdy nagle zdawał sobie sprawę z braku pieniędzy, by móc uiścić wpisowe zapoczątkowujące profesjonalne treningi. Za każdym razem, po zjedzeniu łakoci, posiadał nieodparte przkeonanie, że jeśli nie uda mu się zostać piłkarzem, jego życie zostanie pozbawione sensu.


Pewnego dnia, oparszły plecy o drewniany słupek bramki, po zjedzeniu kolejnej góry łakoci za pieniądze które miał przenaczyć na wpisowe, wpadł na pomysł poproszenia ojca o pożyczkę kilku banknotów. Wiedział, że nie może liczyć na bezinteresowny gest, dlatego musiał w rozmowie z nim podkreślić słowo: pożyczka, przynajmniej tak uważał. Jednak nie potrafił zdobyć się na odwagę ku pierwszym krokom. Nie wiedział jakimi słowy zacząć prośbę o pożyczkę. Myślał i myślał, podczas gdy ciepłe promyki słońca ogrzewały mu twarz, pot spływał po czole i skroni, w powietrzu z pobliskiego ogrodu sąsiadki unosił się zapach bzu, jakiś pies wyszczekiwał sobie tylko znaną melodię, a on myślał. W końcu pośpiesznie wstał otrzepując ubranie z pyłu i szybkim krokiem pognał w stronę swego domu. Otworzył furtkę, pokonał schody, otworzył gankowe drzwi, przeszedł niezbyt długi korytarz i zanlazł się naprzeciw wejścia do niewielkiego salonu, gdzie w fotelu siedział oczywiście pijany ojciec. Zauważył kłębiący się w pomieszczeniu dym papierosowy, a w powietrzu wyczuwał woń piwa i wódki. Tomek stanął w progu wejścia spowity lękiem przed czymś, co w normalnym domu nie miało prawa zaistnieć. Bojąc się ruszyć, popatrzył na ojca ze strachem. Ale marzenie zostania piłkarzem świdrowało jego umysł usilniej niż strach. W końcu skupił w sobie odwagę i ruszył w stronę ojca. Dawał małe kroki, jakby w którymś miejscu pod dywanem znajdowała się wykuta dziura. Serce podskoczyło mu do przełyku waląc niczym młot pneumatyczny, a czas zdawał sie zatrzymać, jakby zaraz miał przenieść go do innego wymiaru.
Ojciec, popijając piwo, ciągle patrzył w okna przez które wpadały do pokoju promienie słoneczne, uwyraźniające swawolnie unoszące kłęby dymu. Nagle ojciec odwrócił głowę w kierunku skradającego syna. Uśmiechnął się, ale po chwili zmienił wyraz twarzy na bardziej oficjalny. Stwarzał niepokojące wrażenie, jakby żył w wyimaginowanym świecie.
Tomek zatrzymał lękliwy chód obawiając się najgorszego. Pot zaczął spływać mu po młodej twarzy, ale otuchy jego sercu, dodawała piłka do nogi, którą wyobraźnia podsuwała przed oczy w trudnych sytuacjach. Idealnie okrągła piłka w biało czarne łaty, toczona linią prostą, stała się dla niego relikwią niezbędną dla normalnego funkcjonowania. W takich chwilach stawał się piłką, zaś linia życiem.
- Czego chcesz? – burknął ojciec.
Tomek przełknął ślinę raz, drugi, chciał po raz kolejny, gdyby nie suchość w gardle i zmęczone stresem jabłko Adama.
- Czy...czy...- Tomek z nerwów zaczął się jąkać. - Czy pożyczysz mi trochę pieniędzy? – wydusił w końcu.
Ojciec spojrzał na niego jak na wariata. Po czym uderzył pustą butelką po piwie o oparcie fotela.
Tomek z przerażeniem spoglądał na ojca, lecz nie uciekł, nawet nie drgnął. Nie chciał w jego oczach wyjść na tchórza. W danej chwili posiadał wewnętrzną potrzebę udowodnienia ojcu, że jest mężczyzną z krwi i kości. Ale czy miał prawo w tym wieku pozować na mężczyznę?
Nie rozumiał czym rozłościł ojca. Musiał w nim obudzić wspomnienia dotyczące dawnej profesji za którą był odpowiednio wynagradzany.
Po chwili twarz ojca ponownie rozpromieniała uśmiechem - tym razem innym niż poprzednio. Uśmiech zarysowywał jego cierpiące oczy, które zdawały sie skrywać jakiś czar. Prawdopodobnie były to oczy psychopaty gotowego popełnić pod napływem emocji każde głupstwo. Niestety Tomek jeszcze nie potrafił rozpoznać wyrafinowanej, niewerbalnej komunikacji dorosłych. Patrząc na ojca, uznał, że jest bliski dostania pożyczki pieniężnej o którą spolegliwie prosił. Gdy ojciec uniósł rękę z butelką w dłoni, zdał sobie sprawę z mylnej oceny sytuacji, ale było już za późno na jakikolwiek unik. Dostał butelką w głowę, która rozbiła się niczym rozkwaszony kopnięciem arbuz. Oszołomiony padł na podłogę. W tym momencie, w jego oczętach, nie można było ujrzeć nic prócz cierpienia. Nawet piłka zniknęła gdzieś w otchłani ciemnych czeluści. Z głowy po czole zaczęła mu spływać gęsta, ciemno bordowa struga krwi. Zaistniała sytuacja obudziła ojca z procentów alkoholowych. Nagle zdał sobie sprawę z własnego czynu. Wstał z fotela i padł na kolana. Ująwszy Tomka w swe ramiona, wykrzykiwał:
- Synku! To nie ja! To nie ja! Wybacz! To nie ja! Wybacz! - powtarzał owe słowa naprzemiennie, szlochając ze spuszczoną głową.
Przycisnął Tomka mocniej do siebie który zwiotczał mu w rękach, a on trzymał go, trzymał go i płakał.
Głowa Tomka zwisała mu za ramię kiwając się na boki bezwładnie.
Gdy ojciec stracił już nadzieję na jakikolwiek ruch syna, ten powoli uniósł głowę trzepocząc długimi rzęsami i poruszał ustami jakby chciał coś powiedzieć. Ojciec odzyskał nadzieję, że może nie zadał uderzenia na tyle mocnego, aby zabić własnego syna.
Koszmar jednak trwał dalej.
Ożywione wcześniej gałki oczne, teraz zdawały się ponownie obumierać. Ojciec zauważywszy to, postanowił zawieźć syna do szpitala. Delikatnie ułożył go na podłodze i w celu poszukiwania kluczy, chybotliwym krokiem wyszedł z salonowego pokoju na przed korytarz. Rozejrzał się zapitym wzrokiem wokoło własnej osi. Zastanawiał się, gdzie mógł położyć te cholerne kluczyki. Po swojej lewicy miał wejście do kuchni w której naprzeciwko wejścia, tuż przy ścianie, stała lodówka poobklejana nalepkami z komiksów. Po lewicy miał wąski, o cztero metrowej długości korytarz z wyjściem na ganek. Pomyślał chwile uświadamiając sobie, że zawsze przychodząc z pracy kładł je na komodzie zrobionej z jasnego drewna.
Ale już nie pracował.
Podbiegł do komody, zaczął dłońmi intensywnie przebierać każdy szpargał znajdujący się na niej, po kolei: od góry do dołu wysunął każdą szufladę, ale kluczy nie znalazł. Wyprostował się łkając jak dziecko któremu zabrano właśnie lizaka.
Mógł zadzwonić na pogotowie ze stacjonarnego telefonu, ale z powodu nie płacenia rachunku, odłączono im linie telefoniczną. Mógł zadzwonić z komórki, ale przepił ją. Zrezygnowany, i sponiewierany emocjami nie wytrzymał: z płaczem przylgnął plecy do ściany okrytej boazerią, złapał się za głowę i z wolna zaczął zsuwać ciało do pozy siedzącej.
Niedowierzał tej sytuacji. Wciąż niedowierzał temu co uczynił. Mimo alkoholu toczącego jego żyły, potrafił odczuć wstręt do samego siebie, bo wiedział, że gdyby nie alkohol, mógłby racjonalnie pomyśleć i odnaleźć te pieprzone kluczyki samochodowe, a przede wszystkim nie uderzyłby syna i nie musiał ich szukać. Im dłużej i intensywniej drążył myśli, tym coraz bardziej popadał w marazm szaleństwa przeszywający wszystko co okiem sięgnął.
Nagle chłopak podniósł powieki. Spojrzawszy na ojca opartego o boazerie, siedzącego naprzeciw wejścia do małego salonu, doznał olśnienia, że może po zniknięciu matki ojciec z jakiegoś powodu zaczął obwiniać właśnie jego. Innego wyjaśnienia nie potrafił wydedukować. Nie zdążył. Powieki ponownie powli zasłoniły gałki oczne o niebieskiej tęczówce.

***
Częściowo otworzył zmęczone oczęta. Próbował dojrzeć cokolwiek, ale każdy przedmiot na który spojrzał rozszerzał się i podwajał, jakby został ustawiony przed „lustrem śmiechu”. Jednego był pewien: że leży na miękkim posłaniu pachnącym niczym kwiat lawendy.
Z minuty na minutę jego poczucie czasu stabilizowało się, a powoli odzyskiwana świadomość pozwoliła odczuć natężający uścisk na głowie. Ułożył na niej obie dłonie w celu wybadania, co powoduje uścisk. Delikatnie zaczął macać koniuszkami palców płat czołowy i potylice. Był to bandaż.
W trakcie tej czynności usłyszał skrzyp otwieranych drzwi. Będąc wciąż zdezorientowanym, lekko się wystraszył.
- Dzień dobry Tomku – przywitała go serdecznie jakaś Kobieta.
Usłyszawszy w średnim wieku Kobiecy głos - pełen troski i nadziei - instynktownie odprężył swe wystraszone ciało niezauważalnie wypuszczając powietrze.
Kobieta podeszła bliżej łóżka w którym leżał.
- Jak się czujesz? – zapytała ze szczerą troską jaką Tomek słyszał wyłącznie od Matki.
- Dobrze, dziękuję – odpowiedział mimowolnie, choć na usta cisnęły mu się zupełnie inne słowa, ale Matka nauczyła go, że na czyjąś troskę, należy wykazać minimalną wdzięczność.
- Świetnie – rzekła. – Sprawdzę kroplówkę, poprawie poduszkę i zostawię Cię samego, ale nie martw się, wrócę za jakiś czas.
- Kroplówkę? – powtórzył Tomek. – Jest Pani pielęgniarką? – zapytał niedowierzająco.
- Tak, szkrabie, kroplówkę – zawtórowała mu. – I tak, jestem pielęgniarką.
- Czyli jestem w szpitalu?
- A myślał szkrab, że gdzie?
Po czym uszy Tomka uświadczyły urokliwego chichotu Kobiety.
- Nic nie myślałem – odparł. - Właściwie proszę Pani, to ja nawet słabo widzę.
Chłopaka wyraźnie przestraszyły własne słowa. Na szczęście dla niego nie mógł zobaczyć swojego wyrazu twarzy kipiącego od żalu, bólu, i sponiewierania psychicznego.
- Spokojnie szkrabie, minie z czasem – uspokajała Tomka. – Miałeś wstrząśnienie mózgu, a zarazem wiele szczęścia biorąc pod uwagę słuchy jakie mnie doszły. Dla pewności zatrzymamy Cię parę dni na obserwacji… – zaczęła coś poprawiać przy kroplówce, kontynuując dalszą wypowiedź. - Przez pewien okres czasu będziesz odczuwać ciągłe: nudności, dezorientację, bóle głowy, senność, a może nawet będziesz wymiotował. Unikaj hałasu i rażącego światła – wyrzuciła z buzi te słowa jakby wykuła je na pamięć.
Tomek skinieniem głowy przyjął rady pielęgniarki. Jednocześnie wzrok wracał do pierwotnej dyspozycji.
- No, gotowe – powiedziała z dumą w głosie zabierając dłonie z kroplówki.
Gdy szykowała się do wyjścia, Tomek zdążył dłonią na oślep smagnąć jej przedramię, dając tym samym znak, aby jeszcze chwilkę poczekała.
Pielęgniarka zatrzymała się wraz z myślą odejścia, a następnie mina Kobiety wyraźnie zrzedła. Patrząc na zagubiony wyraz twarzy chłopaka, domyślała się jakie zada pytania.
- Dlaczego tu jestem? Gdzie mój tata? I jak ma Pani na imię?
Na ostatnie pytanie zareagowała pociesznym uśmiechem zarysowującym jej mikroskopijne dołeczki po obu stronach policzków. W ogóle była niesłychanie piękną Kobietą jak na swój czterdziestoletni wiek: zgrabną i dbającą o siebie. Gdyby Tomek widział normalnie, zobaczyłby u niej niezwykle ciepły, inteligentny wyraz twarzy, kruczo czarne włosy sięgające do ramion, i duże zielone oczy o powiekach pomalowanych nie znanym mu jeszcze kolorem.
Po dosłownie chwili zwłoki odpowiedziała Tomkowi na ostatnie pytanie.
- Mam na imię Iza.
- Ja, Tomek – odparł, mimo, iż zdawał sobie sprawę z wiedzy pielęgniarki na temat jego imienia, ale kolejna nauka Matki, nakazywała przedstawić się.
Iza popatrzyła na niego, sprowadziła delikatnie tułów do parteru, i sięgnęła ręką po mały taboret stojący nieopodal szafki umiejscowionej przy ścianie, obok drzwi wejściowych, następnie przysunęła go pod siebie, siadając ujęła zimne dłonie Tomka w swoje. Milczała kilka sekund. Zbierała myśli, aby jak najłagodniej odpowiedzieć, nie zadając chłopakowi ciosu kłamstwem.
- Gdy sąsiad usłyszał wydobywające się krzyki z waszego domu, wtargnął do niego i zobaczył na korytarzu Twojego tatę obłąkańczo jęczącego. Ciebie znalazł w salonie…
Spauzowała wypowiedź, zastanawiając się, czy przedstawić dalszy, dramatyczny rozwój zdarzeń. Przypomniała sobie wychowawczą zasadę którą wpajała własnemu synowi: należy mówić dzieciom prawdę, choćby tą najokrutniejszą, aby odpowiednio przygotować je do momentu wejścia w dorosłość.
-…nieprzytomnie leżącego na podłodze - kontynuowała. - Sąsiad pośpiesznie chciał Cię podnieść i zawieść do szpitala, ale Twój ojciec niepostrzeżenie dorwał nóż kuchenny i próbował go zatrzymać. Przywiozła Cię Policja. - Tymi słowy zakończyła wyjaśnienia zbijając Tomka z pantałyku.
Nie mogła dalej kontynuować widząc z sekundy na sekundę budzącą się do życia marsową minę chłopaka. Kobieca wrażliwość wzięła górę nad zasadą mówienia prawdy dzieciom. Łatwiej jest przygotować i powiedzieć prawdę o okrutnym świecie własnemu dziecku, niż obcemu. Egoistycznie postanowiła nic więcej nie dodawać.
- Co było dalej? – zapytał lustrując pielęgniarkę błagalną mimiką twarzy.
- Czas na odpoczynek. Jesteś zmęczony i powinieneś odpocząć. Zajrzę do Ciebie za dwie godziny. Dobrze? – rzekła pośpiesznie pytawszy retorycznie.
Wstała kierując się do progu wyjścia. Zaczęła wertować samymi palcami na pożegnanie, niczym magik zaczarowujący magiczny kapelusz chcąc tym gestem wprowadzić publikę w stan ekscytacji przed zaskakującym zwieńczeniem sztuczki. Ale Iza wykorzystała ten magiczny gest, aby przekazać nim energię o potężnej uspokajającej sile.
Tomek odczuł gest i był za niego wdzięczny, ale nie spodobało mu się to, jak został potraktowany przez Izę; niczym gówniarz nierozumiejący nic, poza: cukierki znajdziesz na tej półce, a batoniki które usilnie próbujesz zjeść zamiast obiadu, półkę wyżej. Co prawda, uwielbiał wszelakiego rodzaju słodycze, ale to nie powód, aby zaraz nazywać go smarkaczem, no, może nie wprost, ale tak czy owak poczuł w żołądku ścisk, jakby ciało dawało znak kurczenia swych rozmiarów do wieku pięciolatka.
Rozejrzał się po sali typowej dla polskich szpitali; obskurnej, ze rdzewiejącymi metalowymi łóżkami wyjętymi chyba z rynsztoka, a spojrzawszy w górę, ujrzał odpadający tynk. Patrząc na zeń, Tomek przypomniał sobie swój pokój który wymagał - jak ta sala - natychmiastowej renowacji. Ale mimo niedoskonałości, wyglądała na regularnie sprzątaną – przynajmniej tyle mogą zrobić, pomyślał. Mama zawsze mu powtarzała: „ można chodzić w podziurawionych ubraniach, ale dla zachowania ludzkiej godności zawsze czystych”. Trzymając się słów matki, metaforycznie wdrażał je w każdą sferę życia w jaką zdołał. Na przykład dokładnie sprzątając zniszczony pokój.
Myśl o pokoju nasunęła mu wiele ponownych pytań dotyczących wydarzeń zaistniałych przed znalezieniem się w szpitalu. Im bardziej starał sobie przypomnieć co zaszło w rodzinnym domu, tym bardziej czuł natężający uścisk, tym razem nie na głowie, lecz w środku, jakby mózg zamienił się w gąbkę która nasiąka wodą i rosła do niebagatelnych rozmiarów w ostateczności rozsadzając czaszkę na czynniki pierwsze. Dziecięca wyobraźnia Tomka nawet podsunęła takowy obraz: jak jego głowa eksplodując wyrzuca na kilka metrów kawałki mózgownicy, a krew plami wszystko nie oszczędziwszy najmniejszego skrawka otoczenia.
- Cześć – rozległ się nagle w sali młodzieńczy głos.
Oczy Tomka już wróciły do sprawnego funkcjonowania, przynajmniej do takiego, że mógł zlustrować każdy kąt, każde łóżku, i ewentualnie znaleźć witającego.
- Tutaj jestem.
Tomek ponownie rozbieganym spojrzeniem przeczesał salę.
- Gdzie? Nie widzę cię.
- Tutaj, za parawanem.
Faktycznie, w końcowym przeciwległym rogu sali stało łóżku przysłonięte szpitalnym parawanem poruszanym na dwóch kółkach.
Rozległa się grobowa cisza.
- Kim jesteś? – Przerwał milczenie Tomek.
- Dzieckiem – nieznajomy odparł głosem pełnym stonowania.
Znów zapadła grobowa cisza, dodatkowo spotęgowana szalejącą za oknem bezdeszczową burzą która nagle przysłoniła swoją czarną płachtą białe połacie nieba.
- Ale jak masz na imię? – Poprawił pytanie sfrustrowany poprzednią odpowiedzią nieznajomego.
- Nie powiem.
- Matka cię nie nauczyła, że trzeba się przedstawić? – Fuknął Tomek.
- A Twoja cię tego nauczyła? – Sparafrazował nieznajomy.
- Zapytałem pierwszy o Twoje imię.
- A ja się pierwszy odezwałem.
Tomek dał za wygraną i w końcu ujawnił swoje imię.
- Wiem jak masz na imię, przecież przebywam tu od samego początku.
- To po cholerę się o nie pytałeś!? – Poraz kolejny fuknął Tomek
- Nie pytałem o twoje imię. Tylko, czy „twoja cię tego nauczyła”. Resztę dopowiedziałeś sobie sam.
Gdyby nie wciąż intensywny ból w czaszce, Tomek miał ochotę wyleźć z posłania i dać popalić pajacowi za jego drażniące przywitanie.
- Pójdę ci na rękę. Mów do mnie: dziecko.
- Dziecko?
- Czy ciebie można w jakiś sposób zadowolić? – zapytał sarkastycznie wciąż stonowanym głosem nieznajomy. – Ach, zapomniałem…cukierkami - dodając po chwili.
Tomek zastanawiał się, skąd nowo poznany kolega wie o nim takie rzeczy ? Pewnie przypadek. W takim wieku każdemu dziecku na widok słodyczy trzęsął się uszy.
Pamiętał taką sytuację, kiedy wraz z przyjaciółmi około roku temu wzięli długą wstążkę, przepuścili ją wzdłuż drogi którą młoda para miała dotrzeć na wesele i czekali. Gdy młoda para podjechała w długiej limuzynie o białej karoserii, to aż oczy im wyszły na wierzch, ponieważ nigdy nie widzieli takiego samochodu. Dlatego spodziewali się dostać niezwykłe frykasy. Nie przeliczyli się. Z limuzyny wyszli nowożeńcy z koszykami różnorakich łakoci, garściami nabierali je z koszyków i ze swadą podrzucali do góry ciesząc się chwilą należącą wyłącznie do nich, a najbardziej tym, że oboje w niej uczestniczą, razem. Zapamiętał każdy szczegół tego wydarzenia (bo niewątpliwie takim było: wydarzeniem). Szczególnie gdy łapał w swe wątłe dłonie spadające łakocie. Większość łapczywie wkładał do kieszeni, czasami rozpakowywał któryś w celu skonsumowania, a jeszcze inne podczas wtrajania przypadkiem rozgniatał stopą. Mając po brzegi wypełnione kieszenie cukierkami, przestał wyskakiwać w zwyż dla chwytania kolejnych smakołyków, a zajął ręce podnoszeniem ich z ziemi. Gdy brzuch odmówił posłuszeństwa, stał i patrzył jak jego koledzy bez przejęcia łamią jedno z Bożych przykazań. Zaś sam zaabsorbował się uśmiechnietą parą. Wyobrażał sobie malarza, który z każdym kolejnym ruchem nowożeńców, domalowuje im pędzlem szersze uśmiechy
Wtem, wspomnienia Tomka przerwały migające w Sali świetlówki - z czasem zmieniwszy kolor na purpurową żółć tworzącą dramatyczne oświetlenie przypominające sceny z horroru klasy „B”. Niepokój spotęgowała wciąż szalejąca burza, uwalniając swe wodne pociski walące o trzy prostokątne okna standardowej wielkości, oddzielone od siebie identycznymi odstępami. Patrząc na nie, człowieka ogarniała chęć połączenia ich niczym puzli, aby można było dojrzeć kawałek zwartego krajobrazu.
Przyjżawszy się dokładniej parawanowi zauważył pół stopy wystającej z za niego. Stopa posiadała liczne zmarszczenia i plamki typowe dla osby w podeszłym wieku. Tykała, jakby w rytm rozszalałej burzy. Z pewnością nie należała do dziecka. Uświadomiwszy sobie to, ciało chłopaka przeszył strach jakiego w życiu nie doznał – z uporem wdzierający się do ciała oczyma wyobraźni - podsuwający okrponości jakie mogą czychać za parawanem.
- Kim ty jesteś!? – Fuknął wtórny raz Tomek.
Stopa zaczęła zmieniać swe położenie, przekręcała się na prawo i lewo.
- Radzę ci uciekać stąd. Trafisz z deszczu pod rynne – rzekł sentencjonalnie „Dziecko”.
Tomek dziwnie się czuł widząc stope osoby w podeszłym wieku a słysząc młodzieńczy głos do niej należący.
- Jak to? Nierozumiem…
- Jeżeli nie zdecydujesz się ucieć po przebudzeniu, wiedz, że przyjdą pewni ludzie – zaczną wypytywać, zadawać multum pytań…
- Multu…co? – przerwał Tomek z braku wiedzy na temat znaczenia owego słowa. Co wyraźnie wybiło z rytmu wypowiedź człowieka karzącego zwać siebie: „Dzieckiem”.
- …Wiele pytań – poprawił nieznajomy i parsknął wymuszonym dziecięcym śmiechem. – Musisz się jeszcze wiele nauczyć chłopcze. Ale spokojnie, nauczysz się, nawet wtedy kiedy Twoja rezygnacja we wszystko w co wierzysz dosięgnie zenitu. Powinieneś zadać inne pytanie – skfitował.
Mimo wciąż dziwnej atmosfery, Tomek przestał odczuwać strach a zaciekawił uszy słowami nieznajomego.
- Jacy ludzie?
- I to jest właściwe pytanie. Szybko się uczysz Tomku. Przyjdą do ciebie ludzie, prawdopodobnie kobiety zadające wiele pytań. Jeżeli nie zdecydujesz się uciec postępuj według moich wskazówek: odpowiadaj im powoli, spokojnie, z przerwami, łagodnym, średnio-cichym głosem, melodyjnym zabarwieniem i tonem.
- Dlaczego?
- Od tej krótkiej chwili będzie zależeć Twoja dalsza przyszłość. Od ludzi, którzy kierują się dobrem własnych interesów, nie Twoim.
- Załóżmy, że uciekne, to gdzie?
- W bezpieczne miejsce zwanym: wolnością. Do własnego świata, ale najpierw musisz go stworzyć.
- Głupoty gadasz – podsumował Tomek wyczuwszy u „Dziecka” narzucony swemu głosowi ton udawanej beztroski.
Niespodziewanie trzy rzędy świetlówek (po cztery w każdym), zmieniwszy kolor ponownie na biały, zaczęły migać całą swą jaskrawością procesem przeplatania. Podczas chwilowego gaśnięcia, każda tworzyła pod sobą jakby rozszerzające się małe czarne dziury zostawijące w spokoju przestrzeń oświetloną białym światłem przez inne świetlówki.
- Przekonasz się. Już idą – nieznjaomy wciąż mowił stonowanym głosem dziecka. – Uciekaj, ewentualnie wdroż w życie moje wskazówki.
Całe pomieszczenie spowił jaskrawy blask białego światła.
# 2011-07-26 13:26
Odpowiedz
@winterolmostover
@winterolmostover
70 książek 1940 postów
2011-07-26 13:34 #
Nie wiem czy jestem gotowa to przeczytac. Już w pierwszych zdaniach przedmowy same powtórzenia słowa "cierpienie".
# 2011-07-26 13:34
Odpowiedz
@anek7
@anek7
656 książek 646 postów
2011-07-26 13:53 #
Styl pozostawia dużo do życzenia - "dziecięca natura wydawała pieniądze", "rozległa się grobowa cisza" , "purpurowa żółć" - to tylko kilka przykładów...
# 2011-07-26 13:53
Odpowiedz
@winterolmostover
@winterolmostover
70 książek 1940 postów
2011-07-26 13:55 #
I znaki interpunkcyjne. Nie wiem jak to robisz, że w jednym miejscu brakuje ich nagminnie, podczas gdy w drugim są postawione bezbłędnie.
# 2011-07-26 13:55
Odpowiedz
2011-07-26 13:55 #
Ja spróbowałam, ale dotarłam do momentu, w którym Tomek przyszedł do ojca po pożyczkę, dalej nie dałam rady- sorry.
Zgadzam się z poprzedniczką: w przedmowie cały czas używasz słowa 'cierpienie'. proponuję zaopatrzyć się w słownik synonimów bądź po prostu korzystać ze słownika on-line, bo to nie był jeden przypadek. W pewnym momencie słowo 'ojciec' też pojawiało się zbyt często.
Po drugie, bardzo opornie się to czyta. Nie wiem, czy to za sprawą tego, że z komputera, czego nie lubię, ale jakoś ciężko było mi się skupić. Czytając ten fragment, miałam nieodparte wrażenie, że piszesz to na siłę, jakby ktoś Cię do tego zmusił albo jakieś terminy Cię goniły i robisz to na zasadzie 'macie i odczepcie się'.
Szczerze mówiąc, po tym, co przeczytałam, odłożyłabym książkę na bok. Tak myślę. Jeśli chcesz napisać książkę, proponuję Ci dokładnie przemyśleć, o czym powinna być i dłużej pomyśleć nad fabułą.
# 2011-07-26 13:55
Odpowiedz
@Alexei_Kaumanavardze
@Alexei_Kaumanavardze
64 książki 419 postów
2011-07-26 13:56 #
Po pierwsze błędy stylistyczne.

7 powtórzeń słowa cierpienie. Użyte formuły są banalne i "nie kleją się ze sobą"

Po drugie:

Wizualnie zapis tekstu leży. Powinieneś umieści to w pliku tekstowym na serwerze i umieścić link. Ciężko się coś czyta na tak małej przestrzeni.

Po trzecie:

dialogi. Są drętwe, zupełnie nierealistyczne, żywcem wyjęte z polskich seriali. Musisz popracować nad pokazywaniem emocji.

Po czwarte:

Język jakiego używasz, to przerost formy nad treścią. Zamiast używać wyszukanych słów, napisz prosto, ale nie prostacko. Nadużywasz przymiotników, nie zostawiasz czytelnikowi miejsca na wyobraźnie.

Piąte fabuła:

nie za bardzo wiadomo o czym to jest. O cierpieniu chłopca, o jego relacjach. Ja wiem, że nie pokazuje się od razu wszystkich asów, ale... nie wiem. Mnie nie zaciekawiło.


Jeżeli chcesz, abym wskazał konkretne błędy to wrzuć to w pliku Worda, albo Open Office`a, spróbuję Ci pomóc.

Pomysł nie musi być zły, mimo iż temat troszkę oklepany, w szczególności przez kino. Na szczęście, to co znamy najlepiej, sprzedaje się dobrze, o ile jest dobrze podane. Bo któż nie skusi się na schabowego, nawet jeśli jadł go wczoraj i przedwczoraj też??:D
# 2011-07-26 13:56
Odpowiedz
@Tsumetai
@Tsumetai
412 książek 205 postów
2011-07-26 14:40 #
Nie chcę tu występować w roli kata, tym bardziej, że sama nigdy nie znalazłam w sobie wystarczających ilości odwagi, by publikować swoje opowiadania. Jednak odwaga nie czyni bohatera, a w tym przypadku pisarza.

Twoje opowiadanie odpycha już po pierwszych zdaniach przedmowy, chociażby występującym z dużą częstotliwością "cierpieniem" (swoją drogą niestety bardzo namacalnym w czasie lektury). Jednak mimo "koślawego" wstępu nie zrażam się wiedząc, że najtrudniejszym zadaniem jest przecież zacząć, brnę przez tekst dalej.

Niestety "im dalej w las, tym więcej drzew". Bardzo widoczna jest pewna sztuczność w języku, którym się posługujesz. Wygląda to tak, jakbyś chciał na siłę dokonywać opisów, które byłyby w 100 procentach "kwieciście plastyczne". Nie rób tego, bo zamiast pożądanego zachwytu u czytelnika, otrzymasz tylko gromki śmiech.
Wiem, że niektóre słowa, których się uczepiłeś brzmią pięknie i kuszą. Jednak, by móc sprawnie nimi operować, należy znać także ich znaczenie i tej wiedzy Ci życzę.
Mam wrażenie, że te zwroty w większości posłużyły Ci za "wypchanie" objętości.

Strona estetyczna, praktycznie nie istnieje.

Samego pomysłu nie będę oceniać. Może wydawać się banalny, ale to bez większego znaczenia, bo wprawne pióro z największego banału może stworzyć arcydzieło :).
# 2011-07-26 14:40
Odpowiedz
@interplaygirl
@interplaygirl
196 książek 3170 postów
2011-07-26 15:33 #
Jeśli wchodzę i czytam coś takiego:

Jeżeli już koś się zdecydował na zajrzenie tutaj i przeczytanie mojego tekstu, to prosilbym do końca, ponieważ piszę książke, i chciałbym dostać nie tyle konstruktywną krytykę, czy po prostu podoba się pierwszy rozdzial, i czy zachęca do przeczytania drugiego. Pozdrawiam i dziękuję

CZEGO NIE ROZUMIEM
to sobie daruję.
# 2011-07-26 15:33
Odpowiedz
RA
@raito
3 posty
2011-07-26 18:45 #
Ok dzięki za konstruktywną krytykę.
# 2011-07-26 18:45
Odpowiedz
@interplaygirl
@interplaygirl
196 książek 3170 postów
2011-07-26 22:31 #
Ode mnie :
Naucz się pisać "zapowiedzi swojego pisania" w logiczny i zrozumiały sposób, to pogadamy o konstruktywnej krytyce:)
# 2011-07-26 22:31
Odpowiedz
RA
@raito
3 posty
2011-08-02 04:46 #
Matko, człowieku, nie czytaj, nie wchodź, i w ten sposób oszczędzisz sobie złości
# 2011-08-02 04:46
Odpowiedz
MM
@lenka96
210 książek 215 postów
2011-10-29 14:04 #
Piszesz jak na siłę. W każdym zdaniu chcesz zawrzeć "trudne słowa". Historia przez to staje się sztuczna. Ponadto za bardzo starając się coś opisać, stosujesz multum przymiotników. Czytelnik zamiast być wciągnięty w słowo pisane, czyta bezwiednie to, co napisałeś. Czyta się ciężko.
Poza tym wydaje mi się niewiarygodne, że ojciec, zarabiający chyba słabo, pod koniec XX posiadał komórkę. Albo to, że Tomek nie znał znaczenia słowa "multum" a rozmawiając z innymi, rozumiał resztę "trudnych słów", których używasz. Jego myśli również temu zaprzeczają.
Interpunkcja też pozostawia wiele do życzenia. Tworząc zdania wielokrotnie złożone, gubisz się. Czy nie prościej było by je rozłożyć na krótsze zdania?
# 2011-10-29 14:04
Odpowiedz
Odpowiedź
Grupa

Wasza Twórczość

Opowiadania, wiersze, miniatury...
© 2007 - 2024 nakanapie.pl