Sonet dla Kanapy
Kanapo wygodna, kanapo zdradliwa
Na której chcę przysiąść, a siedzę godziny
Gdy książki wertuję bądź układam rymy
I czuję się prosto, zwyczajnie – szczęśliwa
Czy za oknem śniegi, szaruga czy żniwa
W mej głowie romanse, bohaterskie czyny
Jeziora i góry, lasy i wyżyny
A czasu mi ciągle – tak jakoś – ubywa
Jestem w swej przystani, kiedy z książką w dłoni
Zatapiam się w słowach, jak w strumieniu czystym
To przyznam – świat cały potrafi przesłonić
A póki nie poznam zamysłów artysty
Na próżno mnie wołać, siły własne trwonić
Bo nie ma mnie teraz w świecie rzeczywistym