Powiem szczerze, że jestem strasznie zaskoczona, że to było takie łatwe i wyszło takie smaczne :)
Jakbyś miała kiedyś ochotę, podaję przepis (tak jak ja zrobiłam):
Co potrzeba:
główka kapusty (biała, zwarta, najlepsza zimowa i jesienna, letnie podobno gorzej wychodzą).
Sól
ew. woda przegotowana
Jak?
Po pierwsze odłożyć kapustę w ciemne miejsce na kilka dni (wtedy jeszcze bardziej bieleje).
Po tym czasie obieramy z wierzchnich liści (ja jakieś 2 zachomikowałam w całości na później).
Kapustę posiekać mechanicznym ustrojstwem, ja wykorzystałam do tego malakser i nakładkę z największymi oczkami do rozdrabniania warzyw). Niby można nożem, ale pióra nie powinny mieć więcej grubości niż 2-4 mm. Im cieńsze tym szybciej się kisi.
Posiekaną kapustę trzeba wkładać do beczki warstwami (teoria, u mnie sprawdził się kamionkowy garnek) ugniatając, by sok z kapusty puścił i każdą wkładaną partię posypywać solą (1,5-2,5 dkg na kilogram kapusty, choć ja dawałam na oko). Ubijając to wszystko (najlepiej drewnianym ubijakiem - ale ugniatacz do ziemniaków sprawdził się dobrze) trzeba się postarać usunąć całe powietrze z garnka/beczki.
Teraz modlimy się by było dużo soku (tak żeby przykrył kapustę). Jeżeli nie ma, dolewamy trochę wystudzonej, przegotowanej wody, możemy ją lekko posolić. Całość nakrywamy zachomikowanymi wcześniej liśćmi kapusty (by powietrze nie dochodziło) do kiszonki i na wierch stawiamy COŚ. Cosiem może być mniejszy garnek, ewentualnie miska Stawiamy w miejscu, gdzie temperatura ma 18-22 stopnie Celsjusza. Po 3 dniach bierzemy szpikulec i nakłuwamy kiszonkę, aby wypuścić gazy tworzone przez bakterie beztlenowe odwalające za nas dalszą robotę (od tych gazów kapustka może zrobić się gorzka). Potem (nawet po 6 dniach) ładujemy garnek w miejsce gdzie jest jeszcze chłodniej (8-10 stopni, ale ja trzymałam w cieplejszym) . Po około 10 dniach można już sprawdzać, czy dobra. Moja stała 16 dni. Mlask :)