„Trzy tytuły”
Konkurs

Konkurs książkowy - „Trzy tytuły”
KONKURS ROZWIĄZANY
Za każdym razem, kiedy prosimy Was o napisanie fragmentu historii, strzelamy sobie w kolano. Siedzimy potem kilka godzin i kłócimy się, które z nich nagrodzić. Jesteście w tym naprawdę rewelacyjni! Tym razem zdecydowaliśmy się wyróżnić @Airain @Faledor @mkondas950302. Gratulujemy!

@Faledor@Faledor @Airain@Airain @SunaiConte@SunaiConte
W dzisiejszym konkursie mamy dla Was do wygrania pakiety 3 książek:


Dlaczego zaczynamy od nagród? To właśnie z nimi będzie się wiązało zadanie konkursowe.

Napiszcie krótką historię (temat dowolny), w której użyjecie wszystkich trzech tytułów książek.
Regulamin konkursu
    Udział wzięli:
    @SunaiConte @beatazet @phd.joanna @wybrana84 @Airain @Faledor
    @przyrodazksiazka @blackinktrio @Vista @Aleksandra_99 @alicja.wozniakowska15
    TA
    @klaudia.brozyna2320 @angell15 @biegajacy_bibliotekarz

Odpowiedzi

@biegajacy_bibliotekarz
@biegajacy_bibliotekarz około 3 lata temu

Nowoczesna macocha gdy tylko zobaczyła zieloną kopertę, zrozumiała, że to nie sztuka życia. Jej przyszywana córka bała się jej, jak ognia i robiła wszystko, żeby pokazać kochance ojca, że odgryzie się jej za to całe zło. Za zło, które ją dotknęło. Miała już sposób, wiedziała, że zemsta będzie słodka i ukoi wszytko to, co ją ze strony macochy przez te kilka lat spotkało. A Macocha to wiedziała, gdy tylko zobaczyła zielony kolot koperty. 

W niej znalazł się... szpinak. Zło, na które była uczulona. To warzywo w przesłości doprowadziło ją do śmierci. Teraz miało zakończyć jej żywot.

@angell15
@angell15 około 3 lata temu

Łowczy obracał w dłoniach zieloną kopertę, z niedowierzaniem wpatrując się w świstek papieru. „To naprawdę nowoczesna macocha” pomyślał z irytacją.

Wiadomość przekazał mu przed chwilą służący Królowej.

„Cholerna psychopatka” dumał dalej gajowy „od samego początku mąci, manipuluje i zastrasza poddanych. Ona musi być zawsze najpiękniejsza. „Lustereczko, powiedz przecie, kto jest najpiękniejszy w świecie”.”

Oby ją szerszeń pokąsał. Chociaż nie, to pewnie by ją ucieszyło. Weteranka zabiegów plastycznych. Pusta, próżna baba.

Dzisiaj przeszła sama siebie. Nakazała mu pozbyć się Śnieżki. I nawet nie pofatygowała się osobiście. Nie zna sztuki życia, bezpośredniej rozmowy, spojrzenia. Tylko ta zielona koperta. Ulubiony kolor władczyni.

A także kolor oczu Śnieżki.

Znał ją od dziecka. Uczył ją jeździć konno i strzelać z łuku kiedy jeszcze żyła jej matka. Pamięta jak dziś to bystre spojrzenie oczu w kolorze młodych liści.

Pamiętał jej radość gdy pierwszy raz trafiła w cel: słomianą tarczę, bo dziewczynka od najmłodszych lat kochała wszystkie żywe stworzenia a one oddawały to uczucie.

Nigdy celowo nie zraniłaby zwierzęcia. A on ma się jej pozbyć? Jak śmiecia?

Pójdą dziś do lasu i wymyślą sposób jak zwieść Królową. W końcu sztuka życia na zamku to sztuka manipulacji. A zieleń lasu to także kolor nadziei.

@klaudia.brozyna2320
@klaudia.brozyna2320 około 3 lata temu

Nigdy nie czułam się gotowa do roli matki. Zostałam do tej funkcji tak naprawdę bezkompromisowo zmuszona, nagle. Był to warunek konieczny, jeśli chciałam utrzymać swój szczęśliwy związek, choć nikt nigdy nie powiedział mi tego wprost. Czułam, że moja odmowa mogłaby zburzyć to, co przez tyle czasu skrzętnie budowałam. Chociaż George i Natalie są prawie dorośli, ciągle wymagają opieki. Niezależnie czy jest to ugotowanie dwudaniowego obiadu, podrzucenie ich o poranku do szkoły czy chociażby wstawienie prania. Chcę być dla nich raczej przyjaciółką. Matkowanie nie płynie w moich żyłach ani raczej nie przyjdzie mi naturalnie z czasem. Podoba im się mój udział w ich życiu, taka nowoczesna macocha pomagająca od czasu do czasu w pracach domowych, przygotowująca smaczne kanapki. Nie próbowali utrudniać mi tego ciężkiego etapu początkowej znajomości, nie pokazywali, że jestem w ich życiu zbędna. Zaakceptowali mnie. A dla mnie najważniejsze jest to, że Richard jest zadowolony. To dla niego zgodziłam się stworzyć tą patchworkową rodzinę. Nasza miłość jest dla mnie priorytetem niezależnie od ceny, którą muszę płacić. Kto wie, może z czasem się przyzwyczaję?

Wiele czasu szukałam swojego miejsca, w którym mogłabym spokojnie osiąść. Miejsca, gdzie czułabym się bezpiecznie. Gdzieś, gdzie mogłabym stwierdzić, że jestem w domu. Odkąd zamieszkałam z Richardem zaczynam czuć, że właśnie to jest to, czego przez lata poszukiwałam. Jego bezpieczne ramiona obejmujące mnie wieczorami i uśmiech pełen miłości o poranku dają mi poczucie spełniania. Może to właśnie jest sztuka życia? Przekraczanie granic swojej strefy komfortu, wychodzenie poza szablon swoich planów i oczekiwań? Być może przez całe swoje życie czekałam właśnie na to, aż jakaś niepełna rodzina będzie chciała ze mną stworzyć jedną, spójną całość? Może to dzięki nim poczuję się wreszcie kompletna, w pełni szczęśliwa.

Zielona koperta wciąż spoczywa na stole. Odnoszę wrażenie, że jej zawartość wręcz do mnie krzyczy. Ciągle nie podjęłam decyzji, chociaż moje wątpliwości coraz bardziej się rozmywają. Nietypowe oświadczyny Richarda nieustannie zaprzątają moje myśli, bezpiecznie otulone kolorem nadziei. Czy ten poważny, kolejny krok w naszym związku nie będzie za szybki? Czy to nie będzie zbyt pochopna decyzja? Nie jesteśmy już młodzi, lata nieubłaganie mijają. Zwłoka może stać się jedynie naszą, moją zgubą. Sięgam po list, który został mi wręczony wczoraj. Starannie wyjmuję go z koperty i zawieszam wzrok na krótkim napisie. Krótkim, ale wyrażającym więcej niż wszystkie miliony innych zdań. Przykładam kartkę do serca mając nadzieję, że tusz wchłonie do mojego wnętrza. Uśmiecham się do siebie. Tak, stanę się częścią waszej rodziny na zawsze Richardzie.

TA
@tayen około 3 lata temu

Zawsze chciałam być dla Lilki nowoczesną macochą, nie taką straszną postacią, wrednej baby co ukradła jej ojca. Widziałam w swojej głowie jak wesoło spędzamy czas, plotkujemy i knujemy jak to duża kobietka z małą.
Ale to nie było łatwe, wkroczenie do rodziny to prawdziwa sztuka życia. Szczególnie kiedy wcześniej centrum domu była właśnie ta 12 letnia dziewczynka. Nie chciałam zaburzyć tej harmonii, chciałam byśmy zostały przyjaciółkami.
Jednak mała już na wstępie swoim zadartym noskiem i mrocznym spojrzeniem pokazała co myśli o zmianach w jej życiu. Tupała przy tym stopą w trampku.
Wiedziałam, że nie będzie łatwo z tą małą bestią. Mówiąc bestia mam na myśli uroczego potworka, który potrafi pokazać różki i pazury.
Wreszcie mi pokochałam ją w opowiadaniach Jacka, w zdjęciach zagubionej postaci, która by bronić się przed cierpieniem dorastania bez matki uciekała w świat wyobraźni. 
Naprawdę zależało mi na niej, by wpuściła mnie do swojego serca dlatego właśnie tą wyobraźnią chciałam się posłużyć byśmy się poznały. 
Akcję nazwałam "Zielona koperta". Jacek o niej wiedział i w pełni aprobował.
Postanowiłam raz w tygodniu wrzucać do skrzynki listy w zielonej kopercie zaadresowane do Lilki, wysyłałam je miasteczka mojej mamy, którą odwiedzałam co środę. Zapraszałam ją w nich do tego by poznała osobę nieznajomą, która chce jej opowiedzieć o swoim życiu.
Mądra dziewczynka najpierw pokazała je tacie, starając sie ukryć wielki entuzjazm, który pchał ją do przygody w nieznane. Jacek udając, że nie zna nadawcy pozwolił jej na ta korespondencję o ile będzie pod jego okiem będą wysyłane.
I tak ze wzruszeniem obserwowałam jak kolejne kartki stają się naszym dialogiem. Rozmową, w której odkrywał (ponieważ zwierzała mi się) o lękach związanych z moją osobą.
W którymś momencie zaczął rodzić się we mnie niepokój. Tak cieszyłam się z naszej więzi, ale jak przenieść ją na nasze domowe życie. W domu, o niczym nie wiedząc nadal mnie unikała. W listach zabierała do siebie.
Czy prawda ją zrani? Czy zawiedzie zaufanie? A może całkiem odwrotnie, zrozumie moje wysiłki i będzie to pomostem do naszej relacji?
Mijał już kolejny miesiąc postanowiłam, że kolejna zielona koperta będzie moim ujawnieniem..

@alicja.wozniakowska15
@alicja.wozniakowska15 około 3 lata temu

Kolejny poranek i kolejny zwykły dzień. Żadnych nowości - wypracowana rutyna i wyuczone na pamięć działania. Nic nie ma prawa zaburzyć tej harmonii i wnieść choćby odrobiny chaosu w mój idealnie ułożony świat. 

Zaparzam sobie kubek mocnej kawy i zerkam przelotem na włączony telewizor - elegancka para prowadząca telewizję śniadaniową uśmiecha się do mnie ukazując swoje lśniąco białe zęby. Właśnie opowiadają historię 10-letniego chłopca, który w swoim krótkim życiu uratował już około 150 bezdomnych zwierząt. Pomaga mu w tym tata i jego partnerka Maria, ponieważ mama chłopca zmarła, gdy ten miał 2 miesiące. To właśnie Maria zaszczepiła w młodym bohaterze miłość do zwierząt i pomaga mu ratować bezpańskie istoty od śmierci głodowej czy wychłodzenia. Można by rzec, że to całkiem nowoczesna macocha - nie każe swojemu przybranemu synowi oddzielać od siebie malutkich ziarenek jak to miało miejsce w życiu legendarnego Kopciuszka, ale wspiera go w rozwoju i uczy wyższych idei.

Powoli kończy mi się czas i jak zwykle o 7:50 wychodzę z domu. Zamykam drzwi, przekręcam w zamku klucz, chowam go do torebki, wyprowadzam samochód z garażu i jadę do pracy. Jednak dziś było inaczej - zatrzymałam się dłużej przy drzwiach, ponieważ mój wzrok przykuła leżąca na wycieraczce zielona koperta. Nieświadoma zawartości pospiesznie wsadziłam ją do torebki i pojechałam do pracy.

Dzień w pracy upłynął według utartego schematu - produktywnie i bez marnowania cennych minut na niepotrzebne sprawy. Dopiero po powrocie do mieszkania przypomniałam sobie o porannej niespodziance, którą zastałam na swoim progu. Otworzyłam list i wtedy moim oczom ukazał się drastyczny widok. W kopercie znajdował się plik zdjęć, których główną bohaterką byłam ja : w domu, w drodze do pracy, na mieście. Wszystkie były robione z ukrycia. Do zawartości była dołączona kartka z literkami wyciętymi z różnych gazet, które tworzyły napis : FASCYNUJE MNIE TWOJA SZTUKA ŻYCIA. 

Momentalnie zrobiło mi się gorąco i ścięło mnie z nóg. Musiałam przytrzymać się stołu, aby nie upaść. Byłam przerażona i nie wiedziałam co robić. Zachowując resztki trzeźwego myślenia zdołałam zasłonić wszystkie okna i sprawdzić zamknięcie drzwi. Jednak wtedy nie zdawałam sobie sprawy, że był to jedynie wierzchołek góry lodowej, która miała niebawem całkowicie odmienić moje życie i sprawić, że nic nie będzie już takie same jak dawniej.

@Aleksandra_99
@Aleksandra_99 około 3 lata temu

Pewnego ponurego dnia siedziałam w pokoju i czytałam kolejny kryminał, wydawało mi się, że jestem już blisko rozwiązania zagadki kto tym razem zabił. Jednak wtedy przerwała mi nowa żona mojego taty. 

-Poczta do ciebie. Czy ty musisz tyle zamawiać? - powiedziała, jednak wiedziała, że odpowiedzi się nie doczeka.

Wśród kilku paczek z książkami i kilkoma zamówionymi przeze mnie drobiazgami zauważyłam tajemnicza zielona kopertę. Przeszłam do razu do niej. Zauważyłam, że macocha nie wyszła z pokoju. 

-Mogę Ci w czymś pomóc? - spytałam niechętnie.

-Zrób tu porządek. Sztuką życia jest zapanować nad swoim bałaganem. - powiedziała i wyszła.

Pokój był nawet czysty jak na mnie. Ale to dziwne drugie zdanie. O co jej chodzi. Wróciłam do koperty, otworzyłam ją. Był tam dziwny ciąg liter. Jednak, szybko rozszyfrowałam, że treść listu to co trzecia litera. Treść była następującą:

„Dziś po północy w parku. Ławka między aleją miłości, a wielkim kamyczkiem. Na pewno wiesz o co chodzi. Mam ciekawe informacje na temat twojej cudownej, nowoczesnej macochy. Do zobaczenia."

I tylko tyle. O co chodzi. Od początku nie byłam za małżeństwem taty z tą kobietą. Nie była idealna, ale najgorsza też nie. Chociaż ciężko mi się z nią dogadać. Ciągle zwracała mi uwagę, że za dużo czytam, nie zajmuje się ważnymi sprawami i ranie tym tatę.

Na kolacji siedzieliśmy w trójkę, tata chciał, rozpocząć jakąś rozmowę, ale byłam, pogrążona w myślach na temat treści koperty. 

-Nie jestem głodna. Idę do pokoju. - powiedziałam i odeszłam od stołu nie czekając na pozwolenie. Na odchodzę usłyszałam, że ojciec powinien coś z tym zrobić, a jego odpowiedź była taka jak zawsze, że potrzebuję czasu.

Chwilę przed północą po cichu otworzyłam okno i wymknęłam się z domu. Miałam pokój na parterze więc nie było problemu. Noc była ciepła więc założyłam tylko skórzaną kurtkę. Słuchałam muzyki i szybko doszłam na miejsce spotkania. Na ławce siedział jakiś mężczyzna. Ubrany był w bluzę. Ściągnełam słuchawki i usiadłam koło niego. Wyjełam z kieszeni kopertę i spytałam. 

-To od ciebie?

-Tak miło cię poznać, jesteś gotowa na trochę informacji, które zmienią twoje życie. - spytał cichym głosem.

Włożyłam rękę do kieszeni, miałam tam niedłuży nożyk, który zawsze nosiłam. 

-Mogę spytać kim Pan jest? - powiedziałam niepewnie.

-Może to zostawię na inną okazję. A teraz do rzeczy, chcesz usłyszeć coś ciekawego o twojej nowej mamusi?

-Chcę, ale nie nazywaj jej tak, jest moja macochą, ani ja, ani ona raczej nigdy nie przejdziemy na milsze relacje.

-No dobrze, słyszałaś kiedyś o akcji Ratusz. Która działa się w tej pięknej małej wsi.

Kojarzyło mi się to z jakąś sprawą, która wstrząsnęła miastem kilka lat temu. Potwierdziłam skinięciem głowy, że tak.

-Więc wiedz, że macocha Ania, a raczej Amelka, tak ma naprawdę na imię nieźle zamieszała wtedy, a ciebie to powinno zainteresować, bo to właśnie wtedy zaczęły się problemy w waszej rodzinie.

Czułam, że ta rozmowa szybko się nie skończy. I marzyłam by nikt nie zorientował się, że mój pokój jest pusty. 

@Vista
@Vista około 3 lata temu

Ogień strzela w kominku. Światło księżyca przedziera się przez okno do pokoju. Mała lampka oświetla blat biurka. Siadam powoli na krześle i przypatruję się pustej kartce. Od czego zacząć?

 

Drogi Michaelu,

Minęło już 6 lat od wypadku. Przyznam, że chwilami jest nam ciężko. Marie dorasta, przeżywa dziecięcy bunt. Czasem nie mam pojęcia co robić, ale staram się być nowoczesną macochą. Chcę być dla niej oparciem. Kiedy ciebie zabrakło załamałam się, życie zawaliło mi się pod nogami. Zostałam sama z małym dzieckiem. Byłam wściekła na sytuacje i na Jasmine, która przestała płacić alimenty i zniknęła bez słowa. Musiałam zrezygnować z wielu rzeczy, by być przy naszej Marie. Nie żałuję. Mimo niektórych chwil, które są trudne do wytrzymania, jestem szczęśliwa.

Marie właśnie idzie do drugiej klasy, poznała wielu przyjaciół. Jest cudownym dzieckiem, pełnym energii oraz jest moją małą gaduła. Widzę jednak jak czasami wieczorami płacze w poduszkę. Wiem, że jest jej ciężko – nagle została bez mamy i taty. Próbuję was zastąpić, choć wiem, że nigdy mi się to nie uda. Jednak obiecałyśmy sobie, że razem zawsze damy radę. To jest motto i pewnego rodzaju sztuka życia. Uczymy się jej na co dzień dążąc do przodu. Rok temu poznałam również Davida. Mieszka niedaleko i często nam pomaga w pracach domowych. Marie bardzo go lubi i nazywa go Wujkiem Davidem. Mam świadomość, że on nie zastąpi Ciebie, ale cieszę się, gdy widzę uśmiech na jej twarzy, kiedy bawią się razem w chowanego lub berka. Nie chce odebrać jej tego i wiem, że Ty też byś na to nie pozwolił.

Wiele razy zastanawiam się: co u ciebie? Jak jest tam na górze? Czekasz tam na nas? Brakuje nam ciebie tu, ale wierzę, że tam gdzie się znajdujesz, jest tam lepiej. Choć mam czasami wrażenie jakbyś był tu z nami. Sprawował nad nami opiekę. Marie też to czuję. Wie, że kiedyś dane będzie jej ponownie spotkać swojego Tatę. Ja również wierzę, że jest nam pisane spotkać się ponownie, Mój Ukochany, być już na zawsze razem.

Twoja Helen

 

Odkładam list do zielonej koperty. Łza powoli spływa po moim policzku. Lecz nie jest to łza smutku. Moje serce rozpiera nadzieja.

@blackinktrio
@blackinktrio około 3 lata temu

Królewska poczta Antoreii dostarczała pod wskazany adres właściwie dowolne przesyłki. Od drobnych listów, poprzez dokumenty i zawiadomienia, aż po sporych rozmiarów paczki. Reforma, która nadeszła wraz z pojawieniem się nowych władców piętnaście lat wcześniej nadała dość dużą wagę kolorom opakowań oficjalnej korespondencji. To właśnie dlatego zielona koperta, która wylądowała w moich rękach ciążyła mi jakby była zrobiona z ołowiu, a nie z luksusowego, gładkiego papieru. Zieleń, jako kolor nadziei, zarezerwowano dla zawiadomień dotyczących zawarcia nowych związków małżeńskich. Podziękowałam pracownikowi poczty i powłócząc nogami przeszłam do bawialni. Nieliczna służba nawet nie zwróciła na mnie uwagi, gdy ciężko opadałam na stary szezlong, który kiedyś podobno był szmaragdowy. Teraz jednak jego barwa zdecydowanie mocniej przypominała smutny odcień popielatej szarości.

Drżącymi rękami sięgnęłam w stronę pobliskiego stolika, na którym spoczywał nożyk do listów o bogato zdobionej rączce. Tak przynajmniej prezentował się na pierwszy rzut oka, bo każdy kto przyjrzałby mu się z bliska dostrzegłby, że szlachetne kamienie tak naprawdę niewiele mają wspólnego ze szlachetnością. Szybkim ruchem otworzyłam kopertę, na której wylądowało kilka kropli szkarłatnej krwi z mojego palca. Patrzyłam przez chwilę jak ciecz wsiąka w zielony papier myśląc o tym jak wiele zmieni się w moim życiu po przeczytaniu zawartości listu.

Pełna obaw wyciągnęłam poplamioną już krwią kartkę papieru i szybko zapoznałam się z jej zawartością. Nie było dla mnie zaskoczeniem, że mój słynący w całej okolicy ze swej lekkoduszności ojciec po ucieczce z posiadłości wziął ślub z jakąś kobietą. Czego innego mogłam spodziewać się po człowieku, który zostawia swoją ledwie dorosłą córkę samą wierząc, że dzięki niej rodzina wydostanie się z długów? Tym razem miał rację, jednak nie oznaczało to, że posiadłość i jej mieszkańcy są w dobrej kondycji. Nawet tak nieodpowiedzialny ojciec zdołał mnie jednak zaskoczyć. Jego nową żoną została bowiem znana w całej Antoreii Arletta Sonna

- Mroczna wiedźma?! – wykrzyknęłam ze zdumieniem lecz szybko zakryłam usta w nadziei, że nikt mnie nie usłyszał.

 „Oto prawdziwie nowoczesna macocha” – pomyślałam z gorzkim uśmiechem na twarzy. Ojcu najwyraźniej całkowicie odebrało już jasność umysłu. Tylko to wyjaśniałoby fakt poślubienia kobiety, która jawnie para się magią, która jeszcze kilkanaście lat temu była surowo zakazana, a za praktykowanie jej groziła natychmiastowa śmierć. A i ona była jedną z najlżejszych możliwych kar. Zielona koperta skrywała jeszcze jedną wiadomość. Na drobnej karteczce pochyłe pismo ojca oświadczało, ze świeżo poślubiona para planuje powrócić do posiadłości już za dwa tygodnie.

Wciągnęłam przez nos tak wiele wpadającego przez otwarte okno wiosennego powietrza, jak tylko się dało i szybko się go pozbyłam z głębokim westchnięciem. Nie wiedziałam co planuje Arletta. Nie wiedziałam też co kryło się w głowie mojego ojca. Jedno jednak było pewne, sztukę przetrwania opanowałam już do perfekcji.  Teraz wyzwaniem stanie się sztuka życia na własnych zasadach. „Mroczna wiedźma czy nie, ja też mam kilka sztuczek w rękawie” .  Czubkiem języka zlizałam krew ze skaleczonego palca, podniosłam się z szezlonga i ruszyłam do dostępnej tylko dla mnie piwnicy. Dwa tygodnie to mnóstwo czasu na przygotowania.

@SunaiConte
@SunaiConte około 3 lata temu

Pewnego razu będąc na spacerze spotkałam niesamowitą kobietę. Jej sposób życia mnie zafascynował. Potrafiła czerpać radość z tak prostej rzeczy jak opadanie liści na wietrze.  Mówiła na siebie Nowoczesna Macocha. Kobieta bardzo mądra, szczera a także bardzo oddana swoim przybranym dzieciom. Miała ich dwoje: córkę Natalię oraz syna - Bartosza. Opowiedziała mi jak postanowiła być zawsze obecna w życiu swoich dzieci także po śmierci. Przygotowałam dla każdego z nich list. Każdy miał w sobie coś wyjątkowe, tak samo jak wyjątkowe było jego opakowanie - Zielona koperta. W środku znajdowały się dla nich dobre rady na każdą bolączkę - kłótnię z drugą połową, poradę w trudnej decyzji, pierwszy dzień dziecka w szkole, pocieszenie w złym dniu. Kobieta nazwała to - Sztuka życia. Pomoc osobom które kocha i które będą wiedzieć że je kochała. 

@beatazet
@beatazet około 3 lata temu

Zielona koperta z tajemniczym napisem na wierzchu "Sztuka życia" była zaadresowana do mojej, nowoczesnej macochy. Nic mnie tak nie denerwuje, jak to, kiedy o niej myślę! Mój tatuś zakochał się po raz drugi i oto pojawiła się Gosia! Macocha, ktora chce się ze mną zaprzyjaźnić, chodzić na zakupy, na lody... Chce się ze mną zakolegować, bo tak piszą w jej pisemkach! O nie! Ojca kupiła szmatkami, ale ze mną jej tak łatwo nie pójdzie. Nie cierpię jej i żadne poradniki tego nie zmienią! Co za basztyl! Zielona koperta mnie kusiła... A może to jednak jakaś sekta? Będzie mieć wadę! Ojciec to typowy Polak - katolik, więc znajdę coś na nią! Będę mieć haka! Cieszyłam się w duchu. Akurat rozmawiała przez telefon z Maryną o nowej diecie. Żal tego nie wykorzystać... Cichutko otworzyłam "Sztukę życia", a tam...

@przyrodazksiazka
@przyrodazksiazka około 3 lata temu

W końcu postanowiłam, że zacznę pisać pamiętnik. Wszystkie koleżanki juz dawno to robiły, tylko ja jakoś tak zwlekałam. Nie wyobrażałam sobie, by na linijkach z zeszytu pisać swoje sekrety. Juz na pewno nie o chłopcu do którego zapałałam miękkim uczuciem. A miękkim dlatego, bo każdego dnia formuję swoje uczucie z większą mocą. Coraz bardziej mi się podoba, a kiedy go widzę, to czuję, jakbym miała skrzydłą. W wyobraźni latam niczym najpiękniejszy motyl i siadam na jego dłoni. Tak pragnę, by mnie pogłaskał, jednak boję się, że zrobi to zbyt mocno lub zbyt zachłannie. Nie wiem nawet czemu w moich wizjach przewija się zielona koperta. Być może podświadomie pragnę opisać mu nasze ulotne chwile, które sprawiły, że mi się spodobał. To w niej wyznałabym mu, że jego wzrok jest dla mnie jak piórko. Patrzy na mnie niepewnie, więc chyba nawet nie wie, że mi się podoba. Muska spojrzeniem moją sylwetkę, niczym piórko moją stopę, kiedy w dzieciństwie sprawdzałam, czy mam gilgotki. Czuję zapach jego perfum, choć twierdzi przy kolegach, że ich nie posiada. Ja widziałam jak z oddali raz użył dezodorantu, kiedy był po wuefie. W końcu każdy chce się komuś podobać, prawda? Taka jest sztuka życia. Jeśli się chce coś posiadać, trzeba o to zadbać. Ja też nie mogę siedzieć bezczynnie na kamieniu wśród polanki i marzyć o błachostkach. Chciałabym być jak nowoczesna macocha, która niby nie jest naszą rodziną, ale o dzieci się troszczy. Ja bym zatroszczyła się o mojego ukochanego budząc go pocaunkiem. Z pachnacą kawą i parujacym jeszcze serniczkiem, kładłabym mu tacę przy łóżku, a on budząc się gładziłby moje włosy. Później może i złożyłby na moich ustach skromny pocaunek, a ja wierzyłabym w miłość. Wierzyłabym, że przezwyciężymy wszystko i wszystkich. Razem pobudujemy swój dom. Posadzimy kilka owocowych drzewek, by nasze dzieci w przyszłości mogły zbierać z nich owoce. Patrzyłabym jak biegają wokół sadu i jak kropelki soku z jabłek upadają na trawę, zaraz po pierwszym gryzie. Przyuważone posyłaliby mi swoje najpiekniejsze uśmiechy na świecie, a ja czułabym się szczęśliwa. Mając miłość mojego ukochanego miałabym w życiu wszystko...

Chyba właśnie to bym opisała w swoim pamiętniczku, gdybym tylko się na to odważyła. A tym czasem wciąż tkwię nad słowami, że zacznę go pisać i pustka wita moją wyobraźnię. Boję sie to wszystko opisać, by zeszyt nie trafił w niepowołane ręce. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby Michał dowiedział się o mojej miłości w taki sposób. Nie teraz, kiedy mam dopiero dwanascie lat...

@josefina około 3 lata temu

Ludwika jak co piątek  porzadkowala biurko swojego męża zawalone stertą papierów, listów. Nigdy nie czytała jego prywatnej korespondencji jednak gdy podnosila plik papierów wypadła jej dość grubą  koperta opatrzona kobiecym charakterem pisma. Na kopercie znajdował się jedynie napis Sztuka Życia. Serce zabiło jej mocniej, nie mogła powstrzymać ciekawości. Podniosła kopertę, zaczęła wodzić po niej palcami, w końcu usiadła na krześle i wyjęła jej zawartość. Zaczęła czytać.

"Siedziała skulona w kącie pokoju. Panował tam półmrok. Czuła się tam dobrze, bezpiecznie. Być może poczucie bezpieczeństwa brało się  stąd, że pozostali domownicy stronili od tego pokoju, nikt poza nią, od śmierci ciotki tam nie zaglądał. Kurz osiadał miękko na meblach, ciężkich zasłonach, na wspomnieniach, które utkwiły tam na zawsze. Nigdy nie lubiła ciotki, jednak po jej śmierci zapragnęła dowiedzieć się jakie tajemnice skrywała, a że skrywała tego była pewna.  W zasadzie nie była jej ciotką. Wzdrygneła się na samo wspomnienie ich pierwszego spotkania. Anna była bowiem kochanką jej ojca, a wkrótce miała stać się jego żoną. Kiedy ojciec przedstawił je sobie Anna wyciągnęła do niej energicznie dłoń i powiedziała:

-Bądźmy nowocześni, mów mi ciociu. 

- Raczej nowoczesna macocho- burknęla pod nosem, odwróciła się na pięcie i nie patrząc na ojca poszła prosto do swojego pokoju. To było przeszło 15 lat temu. A to był jedyny raz kiedy ośmieliła się okazać niezadowolenie bądź lekceważący stosunek do Anny. Co więcej, przez te wszystkie lata mówiła do niej ciociu. 

Teraz siedziała w kącie, drżącymi z ekscytacji rękoma wyjęła z kieszeni długiego swetra latarkę i zieloną kopertę, na której widniało pismo Anny. Nadawcą był hrabia Skarbek." 

Ludwika odłożyła list na biurko.  Zapaliła papierosa, zamknęła drzwi na klucz i wróciła do lektury. 

 

@Faledor
@Faledor około 3 lata temu

Nowoczesna macocha ceniła wszystko, co nowoczesne. Z pogardą odwracała wzrok, kiedy któraś z mam odbierających dzieci z przedszkola miała niemodny płaszcz, buty z poprzedniego sezonu lub starszy model Iphone'a. Bliskie jej sercu były trendy nie tylko modowe, wnętrzarskie lub kulinarne. Aktualnie nowy trend w wychowaniu dzieci ( propagowany przez dość kontrowersyjnego guru psychologii ) bardzo przypadł jej do gustu. Sztuka życia według niego polegała na świadomym budowaniu więzi, nie pozwalając na bezkrytyczną bliskość. Pasowało jej to bardzo. Jak dotąd nie obudziły sie w niej uczucia macierzyńskie i dobrze, bo to znacznie ułatwiało jej zadanie. Nie mogła pozwolić dwóm pięcioletnim pasierbom na zbytnie przywiązanie. Guru podkreślał, że to oszczędzi im niepotrzebnego stresu, gdyby musiała nagle wyjechać, zniknąć z ich życia na dłużej. Tak ,to mogłoby je niepotrzebnie zranić. Bliskość dobrze wyglądała tylko na jej profilu na insta, gdzie miała tysiące followersów. Zresztą widziała, że wychowanie przynosi efekty. Dzieci z początku płaczliwe i klejące się do niej przy byle okazji, stały teraz karnie, bez słowa z równo spuszczonymi główkami w holu przedszkola. Oczywiście w szatni nie pomagała im przy nakładaniu bucików czy zapinaniu kurteczek, dzięki temu tę sztukę opanowały szybciej niż inne dzieci. Może troszkę zmotywował je do tego fakt, że "mamusia" bardzo się gniewała, gdy nie sobie dawały z czymś rady. Patrzyła z wyższością na nieporadność innych dzieci. Wiedziała, że tak naprawdę dzieci mają w sobie mnóstwo wyrachowania, dzięki któremu wykorzystują swoje zaślepione matki. Poczuła wzbierającą w niej dumę z tego, że w niecały rok po ślubie udało jej się tak wszystko poukładać w swoim życiu. Nawet mąż, który często wyjeżdżał za granicę, z czego miał spore pieniądze, wpasowywał się w swoją rolę, nadaną mu przez żonę idealnie. Z zamyślenia wyrwałą ją zielona koperta , która wylądowała w jej ręku. Spojrzała na dzieci, lecz one stały grzecznie, bez słowa, gotowe do wyjścia. Lekko rozkojarzona rozerwała zielony papier i za pomocą wypielęgnowanych hybrydowych paznokci wydłubała z niego równie zieloną laurkę z napisem "Dzień Matki". Zarejestrowała lekkie przyspieszenie pulsu, co wprawiło ją w lekkie zażenowanie. Nie bardzo wiedziała co ma zrobić z tą laurką. Palce bezwiednie otworzyły zagięty kartonik i oczom jej ukazały się dwa, nagryzmolone dziecięcymi rączkami serca w kolorze czarnym. Nieco zbyt energicznym ruchem wcisnęła papier do torebki, obróciła się i stukając dwunastocentymetrowymi szpilkami skierowała sie ku wyjściu. Nie obejrzała sie na dzieci, wiedziała, że idą za nią. W końcu, jakie mają inne wyjście?

@Airain
@Airain około 3 lata temu

Sztuka życia, a nawet zwykłego przeżycia przeciętnego dnia w tych burzliwych czasach wymaga żelaznych nerwów, odporności i niewyciągania pochopnych wniosków. Stąd też, gdy weszłam do gustownego salonu, stanowiącego centrum mieszkania mojego ojca, i zastałam w nim mego rodziciela patroszącego swoją drugą żonę, zamiast uciec z histerycznym wrzaskiem lub zemdleć jedynie lekko jęknęłam. Ojciec odwrócił się ku mnie, zmieszany, trzymając w rękach wydobyte z korpusu Klary splątane coś, na co wolałam uważnie nie patrzeć.

- Cześć, córeczko...

- Ccco ty... - wyjąkałam, konstatując nagle, że nie widzę ani śladu krwi, a wnętrzności mojej macochy lśnią niebieskawym metalem.

- Eee... miałem nadzieję, że ją przeprogramuję, zanim przyjedziesz.

- Ja nie mogę, Klara jest androidem? - sapnęłam, powoli odzyskując równowagę - Nie domyśliłam się.

- Najnowsza generacja, prawie nie do odróżnienia. Wiesz, twoja matka dała mi nieźle popalić, więc nie chciałem powtórnie ryzykować związków z biologiczną kobietą...

Westchnęłam i pokiwałam głową. No, mieć moją matkę za żonę to jak mieć sześć. I wszystkie wredne.

- Ale ostatnio - kontynuował ojciec, zgrabnie umieszczając stalowe wątpia na swoim miejscu - zauważyłem, że Klara nie radzi sobie najlepiej w relacjach z tobą. Dokupiłem jej więc specjalne rozszerzenie "Nowoczesna Macocha". Tam na stoliku jest zielona koperta z kodem aktywacyjnym, podaj proszę...

Spełniłam jego prośbę z uśmiechem i poszłam do kuchni naparzyć kawę, oczekując na chwilę, gdy nowy program Klary zapewni nam kolejny poziom rodzinnego szczęścia i harmonii.

@wybrana84
@wybrana84 około 3 lata temu

Zielona koperta leżała na małym stoliku w oświetlonej dyżurce lekarskiej. Aisha wchodząc z kawą i teczką w ręku, nie zwróciła na nią nawet uwagi. Dzień był męczący, pochmurny, co chwilę przepadywał deszcz. 

- "Jeszcze tylko wypełnić tę pieprzone papiery i mam wolne" - pomyślała dziewczyna.

Niestety to nie było takie proste. Sytuacja, która wydarzyła się wczoraj w szpitalu dawała o sobie co chwilę znać, przewijała się wkółko w jej głowie. Gdyby to ktoś jej opowiadał, może podeszła by do tego inaczej... Ale to, że Aisha miała wczoraj zmianę i widziała wszystko na własne oczy... -  to powracało jak bumerang...

- "To Twoja Sztuka Życia - nie dać się zabić w tej pracy - pamiętaj to motto". Te słowa usłyszała kiedyś od swojego przełożonego, który był jej nauczycielem w nowym zawodzie. Zakład psychiatryczny - już sama nazwa budzi w sobie strach, lęk, lub odrazę.

Kiedy na oddział trafiła ta nowa Pani, nazywana przez innych Nowoczesną Macochą - zaczęły na oddziale dziać się jeszcze dziwniejsze rzeczy. Wiadomo jak to w psychiatryku. Nowa Kobieta była po 50-ce, zadbana, nowoczesna - na pierwszy rzut oka inteligentna, ale po głębszym poznaniu jej - no cóż, łeb zryty doszczętnie...No cóż, przecież do psychiatryka właśnie trafiają takie osoby, gdzieżby indziej. A akurat dla tej nowej została przydzielona Aisha. Po paru rozmowach okazało się, że Nowoczesna Macocha ma w sobie tzw. zapęd zabójcy. Wszędzie widziała swoje byłe dzieci, które ... udusiła.  Nikt by po jej wyglądzie nie przypuszczał, że takie z niej ziółko. Aisha już po paru badaniach nowej pacjentki przeczuwała, że coś się wydarzy. I oto wczoraj została na dyżurze ... uduszona jej najlepsza koleżanka ze zmiany. Tak poprostu - weszła akurat do sali Nowoczesnej Macochy, gdy ta kończyła dusić ofiarę...

Wypisując papiery, po raz setny odpędziła ten widok z głowy. Odchyliła się na krześle przymykając oczy. Westchnęła i trzeźwo rozejrzała się po dyżurce. Nagle, rzuciła się jej w oczy Zielona Koperta. Nie myśląc wiele, wstała i podeszła do małego stoliczka. Na kopercie było jej imię. A tu, w tej pracy drugiej Aishy nie było.

Otworzyła kopertę , a w środku na zielonym papierze pięknym pismem widniało:

- " Aisho, Twoja Macocha chce Cię w końcu przytulić..." Oczy Aishy rozszerzyły się z przerażenia. Zamiast podpisu narysowane ręce duszące szyję... 

 

@phd.joanna
@phd.joanna około 3 lata temu

- Doktorze Brown, jest pan pewien, że dobrze ustawiliśmy wehikuł czasu? – zapytał Martin McFly.

- Martin! Wielkie nieba! Zaburzyliśmy kontinuum czasoprzestrzenne! – wykrzyknął naukowiec łapiąc się przy tym za siwe włosy i szeroko otwierając usta ze zdziwienia. – Jest rok 2021!

- Doktorze, czy jest możliwe, że wrócimy do naszego prawdziwego roku 3021? – z nadzieją patrzył w wielkie oczy swojego mentora typowy dla czwartego tysiąclecia nastolatek.

- Martin, najpierw ustalmy co to za czasy! Może kondensator strumienia celowo wysłał nas w tak odległą przeszłość. To witryna sklepu, przyjrzyjmy się czym zajmowali się wtedy ludzie.

- Doktorze, znalazłem coś dziwnego. Ma napis „Sztuka życia”.

- Nie dotykaj tego! Ktoś szalony widocznie z nieznanych powodów wydrukował ebooka. To tzw. książka. Słyszałem o tym w młodości na zajęciach z e-historii.

- Chyba e-prehistorii, doktorze... – odparł przerażony chłopak.

- To może być nieocenione źródło wiedzy o tych czasach! Przynieś e-szczypce Martin, kupimy to, zabierzemy do pracowni w naszych czasach i zbadamy. „Sztuka życia” to może być jakiś ich przewodnik survivalowy. Fascynujące… – dodał szeptem Brown i w charakterystyczny dla siebie sposób uniósł brwi.

- Jest tego więcej! Doktorze, tam dalej leży „Zielona koperta”.

- Martin! To podstęp! To wcale nie jest koperta! Widziałem w e-Muzeum e-Historii Ziemi jak wyglądała koperta – odsuń się!

- Doktorze, a tam jest „Nowoczesna macocha” – Martin szybkim krokiem przeszedł wzdłuż alei sklepowej. Biff ma e-macochę w alternatywnym 3021, pamięta pan? To jak zły sen… Niemożliwe, żebyśmy naprawdę przenieśli się w czasie 1000 lat wstecz… - osunął się po regale na podłogę i skulił głowę nerwowo gładząc się po karku.

- Wielkie nieba! Dlaczego ktoś miałby zamieniać macochę w książkę? Nie sądziłem… Martin… Nie sądziłem, że ówcześni potrafili robić takie rzeczy – przejął się doktor. To arcyciekawe! Musimy ją stąd zabrać i przemienić z powrotem!

- To dopiero będzie powrót do przyszłości… - skonkludował Martin idąc w kierunku doktora Browna.

© 2007 - 2024 nakanapie.pl