Oto i trzecia część Sagi Wołyńskiej Joanny Jax zatytułowana "Exodus". Słowo to odnosi się do biblijnej Księgi Wyjścia, która opisuje wyjście Izraelitów z Egiptu, przejście przez Synaj i dotarcie do Palestyny.
Krwawa niedziela zrównała Orliczyn z ziemią a ci, którzy ocaleli, kolejny raz muszą zaczynać wszystko od nowa. Marta wybiera Lwów, Nadia okolice Łucka, a Marcel z Andrzejem wstępują do nowo powstałych oddziałów samoobrony na terenie Wołynia, stworzonych przeciwko oszalałym z nienawiści Ukraińcom z UPA. Nadchodzące lata to czas wielu zmian.
Autorka obiektywnie przedstawia relacje polsko — ukraińskie oraz koszmar Wołynia. Realizm w oddaniu tła historycznego zasługuje na duże uznanie. Od dawna wiadomo, że wszędzie są dobrzy i źli ludzie, i nie zależy to od rasy, religii wykształcenia czy majątku. Liczy się tylko to, jakim kto jest człowiekiem. Niebezpieczne bywają za to wszelkie skrajności i tych należy się wystrzegać. Tutaj kolejny raz utwierdzimy się w prawdziwości tych słów.
Pisarce udało się stworzyć więź między czytelnikiem a bohaterami, która sprawiła, że mocniej przeżywałam wszystko to, co ich spotykało: cierpienie, bezradność i strach.
Miłość i przyjaźń kolejny raz wystawione zostaną na próbę, a relacja między Nadią a Wissarionem jest niczym "never ending story".
Muszę wspomnieć o ogromnym faux-pas, jakim jest zmiana imienia żony Wiszy, która z Julianny w częściach poprzednich stała się tutaj Izabelą. Jak do tego doszło, nie wiem...
***
„Nie kieruj się żądzą zemsty. To nigdy nie przynosi ukojenia”. Już Budda twierdził, że nienawiść jest jak picie trucizny z nadzieją, że umrze ktoś inny.