Kiedy w szkole podstawowej przeczytałam "Anię z Zielonego Wzgórza" zachwyciłam się nią i postanowiłam sięgnąć po kolejne tomy. Ania towarzyszyła mi przez okres dojrzewania, przeczytałam powieści opowiadające o losach jej i jej rodziny aż do "Rilli ze Złotego Brzegu".
Po latach, już jako dorosła osoba sięgnęłam po "Anię z Wyspy Księcia Edwarda" i niestety się bardzo rozczarowałam. Książka się różni od pozostałych części serii, kupując ją i czytając opis nastawiłam się na dalsze losy rodziny Blythe, tymczasem nie są oni głównymi bohaterami, pojawiają się jedynie epizodycznie w historiach innych ludzi oraz jako komentatorzy do wierszy Ani i Waltera. Same wiersze nie są najwyższych lotów i moim zdaniem niepotrzebnie zostały włączone w tą książkę. Z kolei opowiadania i historie stanowiące trzon książki są ciekawe, poruszają poważniejsze tematy niż w innych powieściach z cyklu, jednak uważam, że lepiej by było, gdyby zostały wydane nie pod szyldem kolejnej części przygód Ani, ale jako osobna książka, coś jak "Opowieści z Avonlea".