Zachwyca mnie postać Macieja Berbeki, zdobywcy ośmiotysięczników, osoby z pasją i ogólnie pięknego człowieka. Ale książka o nim zachwyca mnie mniej.
Przede wszystkim nie poczułam klimatu oraz piękna groźnych i mroźnych gór, a dramatyzm wspinaczki tylko sporadycznie. Może dlatego, że sięgnęłam po audiobook zamiast po wydanie papierowe, mogłam tylko słuchać, a w książce podobno roi się od zdjęć z wypraw. Szkoda, nadrobię i pooglądam jak kiedyś książka wpadnie mi w ręce.
Dobrze chociaż, że jestem po wcześniejszej lekturze kilku pozycji o zdobywaniu Everestu ( „najbliżej księżyca położonego miejsca, do którego można dojść pieszo") i kilku wspomnień czołowych himalaistów. Dzięki temu, mimo iż nie jestem „GórFanką”, rozumiałam o co chodzi z aklimatyzacją, tlenem, oknem pogodowym, chorobą wysokościową, Icefallem, szczytowym atakiem i że sztuką nie jest wejść, ale zejść i przeżyć. Gdybym tego wcześniej nie wiedziała, byłoby mi mało tej wiedzy. Wiem, to nie książka „ABC himalaizmu", a wspomnienie o Macieju Berbece. Ale to wspomnienie też wydaje mi się niekompletne i trochę wtórne. Po jego tragicznej śmierci poczytałam trochę w internecie na temat zaginionego himalaisty, a teraz z książki nie dowiedziałam się wiele nowego. Oczekiwałam też, że zbliżę się do zrozumienia co myślą i czują ludzie poświęcający górom wszystko - rodzinę, miłość, zdrowie, często fortunę. Czemu decydują się na ponoszenie ryzyka, nieuniknione balansowanie na granicy śmierci. Tych odpowiedzi szukałam ( nieustannie szukam ) i nie znalazłam.
Irytowało mnie częste cytowanie słów żony Macieja Berbeki z jej książki „Jak wysoko sięga miłość”. Książkę czytałam, słowa pani Ewy wybrzmiewają odpowiednio w jej książce, a u Was to droga na skróty, Panowie Autorzy.
To nie jest zła książka, nie żałuję, że poświęciłam jej czas ( choć żałuję, że przesłuchałam zamiast czytać ), ale nie spełniła w pełni moich oczekiwań i jestem lekko rozczarowana.