Czytelnikom o mocnych nerwach polecamy tę książkę. Nie każdy bowiem będzie chciał razem z autorem śledzić skróconą drogę do śmierci, która dla niego nie była naturalnym przeznaczeniem, lecz narzuconą koniecznością, świadomie przyjętym nakazem podniesionym do rangi zaszczytnego wróżnienia. Odebrano mu nie tylko prawo do życia, lecz nawet własnej mogiły, bo miał zginąć w rozbłysku eksplozji, zderzając się z pokładem nieprzyjacielskiego okrętu. Ten jeden przywilej przysługiwał pilotom-samobójcom, gdy po ceremonialnym pożegnaniu siadali za sterami samolotu, aby już nie wrócić na ziemię.Nagatsuka BYŁEM KAMIKAZE Ryuji Nagatsuka był jednym z nich. Powołany do wojska musiał rozstać się z uczelnią, a po ukończeniu podstawowego kursu pilotażu w szkole lotniczej i przejściu do jednostki bojowej rozminąć się z życiem mimo swoich dwudziestu lat. Wskutek coraz trudniejszej sytuacji militarnej Japonii - kraju, który rozpętał wojnę na Dalekim Wschodzie - skierowano go przecież do "specjalnego korpusu uderzeniowego". Stamtąd do śmierci był już tylko krok. Przygotowywał się do tej misji z przekonaniem i nie bez pasji, wierząc, że w decydującym okresie wojny tylko kamikaze szaleńczymi atakami zdołają odsunąć bliski już dzień inwazji wojsk amerykańskich. Jak inni piloci-samobójcy był gotów zginąć, lecz łaskawy los, rzadki luksus na wojnie, wskazał mu drogę odwrotu i miejsce wśród żywych.