Marek, Mareczek...
Ile razy przewinęło nam się w głowie rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady. Czasami ogarnia poczucie bezsilności na kłody jakie życie rzuca pod nogi.
Marek może nie chciał wszystkiego rzucać, ale poczuł, że życie w schemacie zaczyna go uwierać, czasami ranić.
Początkowo wydaje się to dla czytelnika dziwne, ale im dalej w las, tym więcej drzew. Poznajemy rodzinę Mareczka.
Nasuwa się pytanie, czy jego życiowa rewolucja miałaby taki obraz gdyby nie aresztowanie ojca? Może obrałaby bardziej łagodną drogę?
Ta niepozorna objętościowo książka, dała mi niezłą dawkę emocji i refleksji. Jest to również niezłe studium przypadku. Nie jest trudno domyślić się co pcha bohatera w takim a nie innym kierunku. Jednak czy realizując swoje postanowienia mamy prawo być tak bezwzględni w stosunku do bliskich?
Jeśli pójdziemy głębiej to zobaczymy jak ważne jest stawianie granic i to nie tylko innym. Zobaczymy, że... no właśnie 😀 w zależności od czytelnika można zobaczyć wiele rzeczy. Jest tu odniesienie do konsumpcjonizmu, zaburzonych relacji w rodzinie, zachowań pasywno agresywnych połączonych z manipulacją. Jest tu również chłód emocjonalny, który przybiera postać przerażającą.
Wszystko to podane w niezwykle plastyczny i gładki sposób. Po lekturze słowa #ciągzbieżny zaczynają nabierać innego wymiaru. Książka zostawia czytelnika z tak wieloma emocjami, niepokojem, smutkiem, refleksją nad sensem niektórych rzeczy, znajomości...
Czy można bohatera polubić? Czy można go zrozumieć? Do pewnego momentu myślałam, że jak najbardziej, ale później wydarzenia wymknęły się spod kontroli...
Wrócę do niej za jakiś czas, bo jestem pewna, że zobaczę w niej znów coś nowego.
Uważam, że to niezwykle udany debiut, zaskakuje fabułą, bogactwem zawartości, możliwościami na odbiór treści. Na kolejną książkę Autora będę czekać z niecierpliwością.
Zdecydowanie #wartjakpieron czytać!!!