Sięgnęłam po tą książkę ze względu na bardzo intrygujący opis. A wy sięgacie czasami po książkę właśnie z tego powodu? A może coś innego was do tego skłania?
Aidan Thomas był zwyczajnym, sympatycznym ojcem i mężem. Uznawany za dobrego i bardzo pomocnego człowieka o wielkim sercu. Nikt nie zdaje sobie sprawy, że skrywa sekret, który mrozi krew w żyłach. Od pięciu lat trzyma w szopie obok domu kobietę. Po stracie żony oraz dachu nad głową z niebotycznym rachunkiem za opiekę medyczną żony, lokalny sędzia pomaga mu w trudnej sytuacji i wynajmuje dom. Samotnie wychowuje trzynastoletnią córkę Cecilii. Emily, właścicielka lokalnej restauracji, zakochuje się w przystojnym wdowcu i zostaje wciągnięta w orbitę Rachel i Cacilii.
Mam bardzo mieszane uczucia co do tej książki. Choć nie było efektu wow! To historia zapowiadała się bardzo ciekawie. Pierwsze rozdziały dosłownie połknęłam. A potem okazało się, że jest zbyt duża ilość rozdziałów przez co zaczęłam się nudzić. Tematyka jaką się podjęła autorka bardzo ciekawa ale nie do końca wykorzystała ten atut.
Dużym plusem tej książki jest narracja prowadzona dość inaczej niż zwykle to bywa w książkach. Nie poznajemy zamiarów i toku myślenia mordercy, lecz mają głos wszystkie kobiety jakie go otaczają.
#cichalokatorka to thriller psychologiczny który zagłębia się i analizuje instynkt przetrwania i traumy, z którą zmaga się kobieta z szopy. Pokazuje jak bardzo można pomylić się do osoby, z którą się żyje. Z jednej strony dobry, pomocny człowiek a z drugiej morderca, który zabija kobiety.
Jeśli lubicie bardzo wolną akcje, która rozwija się stopniowo to ta powieść jest dla was. Daleka od brutalności, przelewu krwi ale niepokoi, daje do myślenia.