Po lekturze "Czerwonego jeziora" Julii Łapińskiej stwierdzam, że bardzo się cieszę, iż właśnie ta powieść wygrała w I Konkursie na Powieść Sensacyjną Wydawnictwa Agora. Moja radość wynika z tego, że akcja powieści związana jest nierozerwalnie z miejscem, które bardzo lubię. Intryga wymyślona przez autorkę to dwie zbrodnie: zabójstwo sprzed lat i współczesne morderstwo w Bornem Sulinowie, mieście, które pojawiło się na mapie Polski dopiero w 1993 roku, a wcześniej było niemieckim, a następnie radzieckim miasteczkiem garnizonowym. Nie trafiłam wcześniej na powieść, w której tak dokładnie zostałoby opisane to właśnie miejsce i jego okolice.
Kuba Krall, fotoreporter wojenny, otrzymuje zlecenie od kolegi z dawnych czasów. Ma fotografować jego przyjęcie weselne. Krall nie poradził sobie ze stresem po wojennych doświadczeniach, więc musiał zrezygnować z dotychczasowych wyjazdów i fotografowania walk. Jednak jakoś zarabiać trzeba, przyjął zatem zlecenie od rosyjskiego oligarchy, Borysa Morozowa. Weselna fotorelacja i zdjęcia pewnego miejsca w Bornem, z którym Borys wiąże plany.
Wszystko jednak idzie nie tak, jak sobie to bohaterowie zaplanowali. Podczas przyjęcia weselnego świeżo poślubiona małżonka zdradza Borysa, a jego ochroniarz zostaje zamordowany. Z czasem okazuje się, że współczesna zbrodnia przypomina inne morderstwo sprzed lat. Sprawą zajmuje się podkomisarz Inga Rojczyk, żona lokalnego leśniczego. Kuba wkręca się w śledztwo, a jego spostrzegawczość i oko profesjonalisty uzupełnia cennym materiałem dowodowym działania policji.
Rozbudowana warstwa społeczno-obyczajowa to jeden z moich ulubionych elementów powieści kryminalnych, który tutaj odnalazłam i bardzo przypadł mi do gustu. To na tych wątkach opiera się w dużej mierze cała intryga. Rozdziały stanowiące pamiętnik sprzed lat, którego autorką była polska pieśniarka, rozwijająca talent wokalny w garnizonie, dodały kolorytu całej historii. Dzięki tym fragmentom układanka wypełnia się powoli puzzlami i zaczyna stanowić całość.
Gabaryty powieści mogą odstraszać, ale te prawie 600 stron mignęło mi bardzo szybko. Pomogły świetnie skonstruowane postacie i akcja, która może nie jest szaleńcza, jednak zdecydowanie prze do przodu. Wciąż coś się dzieje, wydarzenia się wiążą i jedne uzupełniają sens kolejnych. Były momenty, które przewidziałam wcześniej, ale w żaden sposób nie pomniejszyło to przyjemności z lektury.
Dodatkową atrakcją było dla mnie rozpoznawanie opisywanych w powieści miejsc w Bornem, które pamiętam z pobytów w miasteczku. Nie wszystkie noszą te same nazwy, co w rzeczywistości, ale dzięki temu można się pobawić w detektywa i rozpoznawać je na podstawie opisów.
Debiut Julii Łapińskiej uważam za bardzo udany i przemyślany. Jedynie dwie rzeczy mnie trochę zmęczyły. Po pierwsze narracja jest specyficzna. Czas teraźniejszy i krótkie zdania, czasami równoważniki zdań. Pewnie miały za zadanie przyspieszyć akcję, ale na dłuższą metę było to trochę męczące. Po drugie redakcja i korekta mogłyby się trochę bardziej przyłożyć, bo aż szkoda, że tak dobry tekst zawiera tyle literówek i powtórzeń...
Chciałabym, aby ta powieść miała swoją kontynuację w drugim tomie, w którym akcja również rozgrywałaby się w Bornem :-)