O, jak ja nie lubię tej części.
Jest bardzo dobra, świetna, może i najlepsza, ale czytałam ją z zaciśniętymi zębami.
Do Bonesa przyzwyczaiłam się i choć niejednokrotnie na miejscu Cat, palnęłabym go po głowie, to jednak dwóch kolejnych macho z zapędami narobiło wiele zamętu. Gregor, który skądinąd jest bardzo ciekawie pomyślany, poznając tajemnicę przyszłości postanawia, że szesnastoletnia Cat zostanie jego partnerką. Odsunięty przez klan wampirzy od dziewczyny kilkanaście lat żyje w niewoli by umrzeć i ponownie ją zdobyć. Wchodzi do jej snów gdzie uparcie przekonuje ją, że Bones nie jest jej mężem. Gdy Gregor dotknie Cat we śnie, ona przeniesie się do niego. Dlatego nazywają go sennym porywaczem. Łatwo przewidzieć co będzie dalej? Na światło dzienne wychodzi przeszłość Cat, przeszłość którą przez miesiąc dzieliła z Gregorem, zgodnie z którą wtedy właśnie została jego żoną. Cóż? Krok od bigamii.
Wiele się dzieje. Wiele kłótni między bohaterami. Co mniej wierzący w powodzenie duetu mogli mocno poobgryzać paznokcie zastanawiając się, czy tej dwójce uda się być razem. Dobrze, że nie mam tego nawyku, bo pewnie też pogryzłabym trochę. A ponieważ nie lubię takich gierek między bohaterami, mimo iż godzenie niekiedy rekompensuje nieporozumienia i rozjazdy życiowe, nie będzie to moja ulubiona część tej długiej – i oby jak najdłuższej - historii.
Cat się poświęca, Bones ma szalony plan, ona traci wiarę, on odchodzi od zmysłów. Czemu nie potrafią pogadać ze sobą? Przyznam, że wyjątkowo mnie w tej części wkurzali, denerwowali i osłabiali. Ale scena przy fortepianie, bezcenna. Dodatkowo, przy kłótniach, albo w milczeniu niby mimochodem wyszło kilka spraw, które usprawiedliwiają ten cały galimatias.
Vlad, jest cudny. Trochę wcześniej miałam do niego bardziej ostrożny stosunek. Teraz już nie. A te jego płomienie. Od razu zapytam, czy będzie w następnych częściach i czy znajdzie kogoś dla siebie? Równie płomiennego. W sumie, nawet przy swoim wielkim umiłowaniu monogamii, chyba byłabym w stanie wybaczyć Cat chwilę zapomnienia.
Śmierć Rodneya równie nieoczekiwana jak wampiryzm matki. Nie powiem, dwa razy poczułam się bardzo mocno zaskoczona.