Dawno żadna książka nie zafundowała mi takiego polekturowego kaca.
I ostrzegam Was, jeśli jak ja, wielbicie Andrews, czekacie na kolejne tomy serii, to ta połówka tylko zaostrzy Wam apetyt na dalsze losy Baylorów.
To jest część - most.
Most między trzema pierwszymi częściami, gdzie bohaterką i narratorką była poszukująca prawdy Nevada. Dająca się natychmiast pokochać, niepokorna i uparta Nevada.
Nevada która teraz wychodzi za mąż i przekazuje pałeczkę swojej młodszej siostrze Catalinie.
I jak na ogół mam problem ze zmianą głównego bohatera w serii Ilony (Zamiana Kate na Hugh nie przeszła :( ) tak Catalina ma w sobie dużo tajemnic i zaprezentowała się z naprawdę dobrej strony.
Cicha, ostrożna dziewczyna, obawiająca się swojej magii, zaczyna odkrywać jak tej magii używać, jak osiągnąć dzięki niej to czego się pragnie. Albo potrzebuje, zależnie od sytuacji.
I jak wykorzystać tę magię mądrze, bo akurat rozsądku to tej dziewczynie nie brak.
Mamy dość krótką 'sprawę' na pozór dość prostą do rozwiązania, ale to co Baylorowie robią i z jaką klasą angażują się w swoje obowiązki... Uwielbiam o tym czytać :P
I dlatego było mi za mało.
Mało mi też Szalonego Rogana i jego matki. Nevadzie teściowa się trafiła na medal, do pozazdroszczenia, serio :P
W tle piekielna rodzinka też dodaje atrakcyjności i zamieszania.
Ci co nie wytrzymają to i tak złapią i pochłoną bez czekania na Sapphire Flames. Ale ostrzegam - będzie Was ssało z niezaspokojenia. Reszcie, tej cierpliwszej, radzę - odłóżcie lekturę do pojawienia się tomu 4, unikniecie potwornej tęsknoty i nienasycenia.
Bo mnie zaostrzono apetyt na coś cudownego a 100 stron z malutkim hakiem nie dało rady go zaspokoić.