"Dolny blok był jedynym, który nam pozwalano ćwiczyć. Trenowaliśmy więc zawzięcie, cali pokryci siniakami. Cierpieli wszyscy - ci, co się bronili, i ci, którzy nas tłukli popuchniętymi dłońmi. Instruktorzy nie pozwalali nam odpocząć. Moi młodsi koledzy nieraz płakali w czasie ćwiczeń. W tamtych czasach, taką formę treningu uznawano za sprawdzian twardości. My nazywaliśmy to "chrztem". Bez szemrania wypełnialiśmy wszelkie polecenia, głęboko wierząc, że instruktorzy chcą z nas zrobić dobrych karateków - fizycznie i psychicznie."