Raz po raz wołał Irmę, po czym przystawał na krótką chwilę i nasłuchiwał jakiejkolwiek odpowiedzi. A kiedy nic nie docierało do jego uszu, podejmował decyzję o dalszym biegu. Wreszcie padł wyczerpany na kolana. Łapał ogromne hausty powietrza. Serce omal nie pękło mu z wysiłku. Był morderczo zmęczony. Kiedy wreszcie odzyskał możliwość oddychania w stosunkowo normalny sposób, zaczął płakać. Klęczał w środku lasu i łkał jak dziecko. Niekiedy rzeczy banalnie proste okazują się być takie jedynie z pozoru. Kiedy to odkrywamy, czujemy zaskoczenie, że wnioski, jakie nasunęły się same i o których sądziliśmy, iż są jedynymi słusznymi, jawią się jako błędne. Tak jest z tą książką. Pozornie proste odpowiedzi na pytania, które pojawiają się w trakcie jej czytania, tracą swój sens w miarę zgłębiania opowiedzianej w niej historii.