(...) Do Breslau dojechaliśmy wieczorem - wspominał dzień 14 stycznia 1945 roku Ulrich Frodien, jeden z mieszkańców miasta. - W zasypanym śniegiem mieście panowały ciemności. Nie paliły się lampy uliczne, a wszystkie okna były zakryte nieprzepuszczającym światła czarnym papierem. Reflektory nielicznych samochodów (benzyna była reglamentowana) przysłaniano czarnymi klapkami, przez które przedostawała się jedynie wąska smuga światła. W zasadzie od początku wojny obowiązywało ścisłe zaciemnienie z powodu zagrożenia nalotami. Ale w Breslau, położonym poza zasięgiem alianckich bombowców, nie trzymano się tych przepisów ściśle. Tym bardziej rzucało się teraz w oczy, że miasto nagle pogrążyło się w mroku.