Poczuła nagły chłód przenikający jej ciało, dzikie uderzenia serca, jakby żyło własnym życiem; fala krwi popłynęła do kończyn i Jennifer, wykorzystując dwóch trzymających ją mężczyzn jako podpory, podniosła się i wyrzuciła do przodu obie nogi. Obcas prawego kowbojskiego buta uderzył niskiego mężczyznę w usta, wbijając mu zęby w podniebienie. Nie zdążył nawet krzyknąć, kiedy kopniak cisnął go daleko. Pozostali zaklęli rozwścieczeni. Jeden z nich zdołał uwolnić ramię i zamachnął się, próbując uderzyć ją w głowę. Uchyliła się przed ciosem, padając na zaśnieżoną ścieżkę i pociągając za sobą napastnika. Schwyciła ich szczupłe szyję i usłyszała, jak z charkotem walczyli o oddech. Wyciskała z nich życie. Trzymając obydwu w górze uświadomiła sobie, że się uśmiecha, zadowolona z własnej siły, ze swojego odwetu.