„Gdy nadejdzie dzień” to pierwszy tom cyklu „Ponad czasem” autorstwa Gabrielle Meyer.
Wydarzenia biegną dwutorowo w czasach, w których żyje i funkcjonuje Libby: w 1774 roku w kolonialnym Williamsburgu w stanie Wirginia oraz w 1914 w pozłacanym wieku Nowego Jorku.
W pierwszym z miast dziewczyna wraz z matką prowadzi drukarnię, ledwo wiążąc koniec z końcem i wspiera działania stronnictwa Patriotów. Kocha też mężczyznę, który skrywa własne sekrety, a im bliżej rewolucji, tym bardziej losy tych dwojga są zagrożone.
W Nowym Jorku nurza się w bogactwie czas spędzając na przyjęciach i odrzucaniu kolejnych kandydatów na męża. Angażuje się w kobiecy ruch sufrażystek, co nie jest dobrze odbierane przez jej rodzinę. Nad Europą wisi widmo zbliżającej się wojny, a w dniu swoich dwudziestych pierwszych urodzin Libby będzie musiała wybrać, w którym życiu i czasie chce pozostać.
Uwielbiam motyw podróży w czasie, mogę w tej kwestii polecić nie tylko znaną chyba wszystkim serię "Obca" Diany Gabaldon, ale i nasz rodzimy cykl "Powrót do Nałęczowa" Wiesławy Bancarzewskiej oraz pojedyńczą powieść Doroty Gąsiorowskiej "Opowieść starego lustra".
„Gdy nadejdzie dzień” to opowieść o kobiecie posiadającej zdolność do podróżowania w czasie. Libby zdaje sobie sprawę, że ów dar powtarza się w każdym pokoleniu jej rodziny i wie, że na świecie żyją inne osoby nim obdarzone.
Czasy, w których przyszło żyć Libby nie sprzyjają ani kobietom, ani marzycielom. Ta dziewczyna pragnie czegoś więcej niż małżeństwa będącego swoistym kontraktem korzystnym dla obu stron. I choć "rzeczywistość skrzeczy", Libby nie ustaje w działaniach na rzecz społeczności, w których przyszło jak funkcjonować. Obie epoki są dalekie od doskonałości i w obu potrzeba wielu zmian. Jedno jest pewne decyzja, którą przyjdzie jej podjąć, będzie jedną z najtrudniejszych w jej życiu. Język i styl powieści cechuje kunszt, piękno, elegancja i wyrafinowanie, tak że obcowanie z nią sprawiło mi dużą przyjemność.