Marcin Podlewski jako autor byłby dla mnie całkowicie nieznanym twórcą, gdybym jakiś czas temu nie dostał do recenzji drugiego tomu jego cyklu, który można w skrócie określić space operą. Książka na tyle mi się spodobała, że gdy otrzymałem możliwość przeczytania tomu kolejnego, z chęcią przystąpiłem do lektury.
Mimochodem chciałem przypomnieć, że temat kosmosu i jego eksploracji, jest już prawie wyeksploatowany. Na temat tego jak do tego dojdzie i jakie miejsce w tym wyścigu zajmie ludzkość napisano wiele i pewnie jeszcze wiele dzieł podobnych powstanie. Chodzi tylko o to, aby nie powielać znanych już wizji, a stworzyć coś co każdemu przypadnie do gustu, a jednocześnie będzie powiewem świeżości. Panu Podlewskiemu udało się tego dokonać.
Wojna galaktyczna na niespotykaną skalę wstrząsa wszystkimi ramionami galaktyki. Będzie krwawo i oczywiście nie obędzie się bez ofiar. Nie mam zamiaru streszczać tu fabuły. Chciałem tylko zaznaczyć że pisarzowi udało się stworzyć coś co przewyższa nawet tom drugi, który również mi się podobał. Pełnokrwiści bohaterowie, niektórzy zupełnie odmienni od nas. Miłość nienawiść, oszałamiające technologie. Co tylko chcecie.
Podsumowując, doskonały przykład na to, że nasi rodzimi twórcy również potrafią porwać swoich czytelników w bezdenną czerń Kosmosu. I robią to bezbłędnie. Chciałem jednak zaznaczyć, że również przy tej części miałem kłopoty z technicznym językiem niektórych fragmentów i nosiłem się nawet z zamiarem porzucenia lektury. Bardzo bym tego żałował, więc tym bardziej się cieszę, że zdołałem przełamać kryzys. I nawet te odcinki opowieści które nie sprawiły mi frajdy, nie skłoniły mnie do zaniżenia oceny. Pasjonujące dzieło w każdym calu. Nawet okładka jest zachwycająca... Polecam gorąco. Premiera 28 kwietnia.