Lubię gdy autor rzetelnie podchodzi do swojej pracy i dba o detale, Eve Edwards pod tym względem jest niesamowita. Zaraz obok tego jest umiejętność przekazywania uczuć i pisania o miłości tak, że czytelnik (a na pewno ja) nie czuje przemęczenia materiałem. I gdyby nie te spłycenie zakończenia (również w „Demonach miłości”) nie miałabym się do czego przyczepić. Jednakże polecam ten tytuł tym, którzy mają poprzednie za sobą i nie byli zawiedzeni oraz całą trylogię osobą, które gustują w romansach historycznych oraz czasach Tudorów. Gwarantuję, że się nie zawiedziecie.