Nie jest to typowa biografia, ale ciekawie prowadzona opowieść o dwóch kobietach, które zbudowały swoje kosmetyczne potęgi w czasach, gdy jeszcze szminka była raczej kojarzona z paniami lekkich obyczajów, niż damami na salonach.
"Barwy wojenne" to książka, z której dowiadujemy się jak "dzielnie" walczyły panie między sobą, o ugruntowane pozycje w przemyśle kosmetycznym, o swój wizerunek oraz o utrzymanie biznesu w niełatwych czasach. O tym, jak zmieniły bezpowrotnie życie kobiet kształtując ich gusty, potrzeby i zaszczepiając dbałość o siebie. Ale również o tym, jak rodził się marketing, jak wywoływać w kliencie potrzeby zanim sam sobie je uświadomi.
Dwie bardzo ambitne kobiety, o mocnych charakterach zaczynające od zera stworzyły imperia kosmetyczne w tym samym czasie, a do tego równie mocno się nienawidziły, co bogaciły.
Oprócz dobrze nakreślonych sylwetek bohaterek i ich najbliższego otoczenia poznajemy również wielki świat najsłynniejszych miast Europy, gdzie założyły swoje pierwsze salony urody i Nowego Jorku - miejsca docelowego ich działalności.
Wbrew podejrzeniom nie jest to jedynie książka o stylizacji i dochodzeniu do sławy i wielkich pieniędzy, ale również kawałek historii czasów w jakich przyszło im żyć. To ruch sufrażystek, czasy wojenne oraz lata, w których debiutowali sławni malarze.
Podoba mi się szczególnie to wyważone wpisanie w epokę, a nie samo skupienie się na osobie Arden i Rubinstein. Treść - na szczęście...