Opinia na temat książki Jeden fałszywy ruch

Kolejna powieść z udziałem Mayrona Bolitara - detektywa i agenta sportowego nie była według mnie jakimś specjalnym hitem. W stu procentach zasługuje na miano "przeciętnej" . Opis na okładce obiecuje trzymać w napięciu. Czy trzyma? no, nie do końca to wyszło. Intryga z serii ciekawy wstęp, a potem to już tylko jazda w dół. 

Tym razem agent Bolitar mierzy się z zagadką tajemniczych telefonów z pogróżkami, które miały nękać córkę jego przyjaciela. Kto i po co dręczy Brendę Slaughter, ciemnoskórą zawodniczkę żeńskiej koszykówki?

Bolitar podejmując się sprawy natrafia na same znaki zapytania. Mnożące się spekulacje oddalają go od sedna sprawy. Wydaje się, że wszystko zaczęło się w chwili, kiedy dwadzieścia lat temu Brendę porzuca matka. Z niewiadomych przyczyn nagle odwraca się od rodziny, zostawia męża i ukochaną córeczkę i znika bez śladu. Przepadła jak kamień w wodzie. Po czasie wypływa na światło dzienne sprawa śmierci żony kandydata na gubernatora, milionera Arthura Bradforda, co ponoć ma związek z matką Brendy, w dodatku w podejrzanych okolicznościach znika ojciec koszykarki, czyszcząc konto bankowe. 

Jeden wielki galimatias. Dochodzenie małymi kroczkami do rozwiązania kosztowało mnie sporo samozaparcia. Dotrwałam do końca tylko dlatego, żeby później o niej nie myśleć. Już w połowie można się domyślić co,jak i kiedy. Nie zaskoczyła mnie niestety.