Lektura oddaje w lekki sposób klimat kraju, w którym władze przejęli Talibowie. Ale też perspektywa z jakiej przychodzi nam poznać Kabul jest inna, więc nie możemy dziwić się tej "błogości", która w sumie dotyczy tylko zamkniętego miejsca. Kawiarnie kojarzą się z relaksem, chwilą spotkań ze znajomymi, momentem by oddać się aromatycznym napojom i np książce. Taki też nastrój daje nam odczuć autorka, choć mam wrażenie, że czasami dość naiwnie opisuje pewne rzeczy, sytuacje, szczególnie te związane z tradycją krajów muzułmańskich, które szczególnie kontrolowane przez fanatyków religijnych są konsekwentnie przestrzegane.
Deborah Rodriguez przedstawia nam obraz Afganistanu poprzez subiektywny filtr Amerykanki, trudno to tu ukryć. NIby zna wszelkie konsekwencje, nakazy tradycji, które w tym kraju ograniczają kobiety, a mimo wszystko chce zachować wolność kobiety z zewnątrz i robić tak jakby była w swoim kraju. Ale czy kobieta z zachodu podlega innemu prawu niż Afganki? Czy wchodząc do domu znajomych rozwalasz się na kanapie i siorbiesz kawę, zachowujesz się dokładnie tak, jakbyś był u siebie? Wszystkim rządzą jakieś prawa, a na ich zmianę trzeba dużo czasu, wielu lat, często pokoleń, żeby doszły do skutku. To czego nie lubię w książkach o tej tematyce to właśnie takiego wpadania w obcą, niezrozumiałą kulturę i zmieniania wszystkiego na swojej drodze, bez poszanowania i zgody innych. Zdecydowanie bardziej przemawia do mnie literatura faktu dotykająca ten obszar kulturowy ...