Zima, ogromny śnieg, wieje lekki wiatr, ciemno. W pokoju, w któ-rym siedzimy, ja, Zdzichu i pies, świeci naftowa lampa wisząca pod sufitem jak żyrandol. Przy fotelach mamy jeszcze dwie lampki z lu-strami, które ułatwiają nam czytanie, dając więcej światła. Nagle pies zaczyna warczeć, potem szczekać, jest bardzo niespokojny. Ma-chinalnie wzrok kierujemy na okno. Widzimy twarz spoglądającą na nas, prawie przyklejoną do szyby; po krótkiej chwili zaskoczenia wychodzimy na dwór, biorąc ze sobą lampy naftowe i psa. Idziemy w stronę okna, przez które widzieliśmy twarz człowieka, towarzyszy nam pies. Niestety, nikogo nie ma, żadnych śladów, i pies się uspokoił.