Nie oczekiwałem oryginalności i świeżości po ósmej części cyklu przygód druida Atticusa oraz jego nowych i starych przyjaciół, ale nie tylko ich brak doskwierał mi przy lekturze. Autor najwyraźniej nie potrafi już zrezygnować ze sztucznego nadmuchiwania treści kolejnych tomów i uparcie stosuje kolejne wypełniacze (zwłaszcza z opowieści dla psa wiało nudą), podczas gdy sama akcja ledwo pełznie do przodu i gdy tylko już zaczyna coś się dziać, zaraz spod ziemi wypełza kolejny poboczny wątek i zręcznie owija się wokół nóg bohaterów powodując, że grzęzną oni na kolejne 30 stron pod ziemią, w prysznicu z psem lub w szpitalu. Hearne to chyba kolejny autor, który nigdy nie przeczytał książek Żelaznego.
Miłym akcentem są kolejne odwiedziny bohaterów w Polsce (chociaż dobór imion polskich wiedźm zawsze trochę mnie przygnębiał). Swoboda z jaką autor przerzuca druidów pomiędzy różnymi regionami świata i różnymi światami i mitologiami mnie akurat się podoba i wydaje jedną z niewielu już mocniejszych stron cyklu Hearne'a. Współistnienie wielu panteonów na jednej Ziemi wydaje się założeniem karkołomnym, ale autorowi całkiem nieźle udaje się omijać mielizny w tym nurcie, głównie dzięki geograficznemu przypisaniu poszczególnych obszarów wpływów. Indie, Czechy, Irlandia, USA, Kanada, Niemcy, Polska, Szkocja czy Włochy pokazywane są co prawda zwykle w formie przewodników kulinarnych dla właścicieli psów (byłoby to zabawne, ale nie po ośmiu tomach). Rzadko kiedy bohaterowie zauważają coś więcej, choćby uroki Kampinoskiego Parku Narodowego w Polsce. Tym niemniej autor solidnie przygotowuje sobie tło i warto to docenić, tym bardziej, że nie ma już w tej powieści zbyt wielu innych elementów, które można by pochwalić. Może jeszcze sposób tłumaczenia tytułów, którego aluzyjność podobała mi się od I tomu.
Podsumowując mogę napisać tylko, że nie jest to całkowite rozczarowanie, ale coraz trudniej mi znaleźć motywację do przewracania kolejnych stron, na których dzieje się to samo co w poprzednich tomach lub nie dzieje się zgoła nic. Pozostaje mieć nadzieję, że autor rzeczywiście zmierza do szczęśliwego zakończenia, bo najwyższy już na to czas. Bardzo wysokie oceny tego tomu w lubimyczytać są, moim zdaniem, zupełnie niezasłużone.
Książka wydana jest jak zwykle w słabych, miękkich, wytłaczanych okładkach, ale za to papier ma bardzo dobrej jakości. Również jakość składu i korekty jest nieomal bez zarzutu - nie znalazłem prawie żadnych literówek poza Peronem (zamiast Perunem) na 285 stronie.